Minął miesiąc od wydania przez zespół Bubliczki drugiego studyjnego albumu – „Trubalkan”. W ciągu tego czasu (a także przed samą premierą) mieliśmy okazję do zetknięcia się z grupą niewychodząc z domu, a nawet nie odchodząc od biurka.
Bubliczki pojawiły się zarówno w radio (audycje w „Czwórce” i 2 Programie Polskiego Radia), w telewizji (w dniu premiery płyty Panowie występowali w dwóch programach: „Dzień Dobry TVN” i „Świat się kręci” w TVP 1), a także zrobiło się o nich głośniej w Sieci (artykuł na portalu interia.pl o klipie do utworu „Nic nie ma na bank”; między innymi Szczecin Główny wziął udział w „medialnej gorączce” – publikowaliśmy zdjęcia i wywiady z planu zdjęciowego do klipu).
Teraz, gdy emocje już opadły, a zespół skupia się na koncertowaniu, można na spokojnie usiąść i odtworzyć album „Trubalkan”, zastanawiając się na ile jest on naprawdę „tru”.
Warto zacząć od refleksji, jaka nasuwa się po wstępnych oględzinach wydawnictwa, lekturze zawartych w nim opisów i tekstów. Otóż „Trubalkan” to prawdziwy tygiel etniczno-kulturowy; jak pisze sam zespół o płycie:
„ ...to wypadkowa inspiracji błakańską szczerością, cygańskim spontanem i klezmerskim sznytem (…) Na krążku znajdziesz echa rumuńskiej ulicy, moc tureckiej kawy, hałas cygańskich trąb, czy woń klezmerskiej knajpy.”
Tyle o muzyce. Warstwa tekstowa albumu to połączenie treści autorskich oraz „klasycznych ludowych opowieści, ubranych w niepowtarzalną kaszubską formę”. W książecze dołączonej do płyty tekst każdej piosenki jest w dwóch wersjach językowych: polskiej i kaszubskiej.
Obcujemy więc z materiałem łączącym różne, skrajne nurty, będącym mieszanką kulturową... Idea zespołu, płyty jest więc jak najbardziej „tru” – mieszanie się rozmaitych wpływów i ich wzajemne przenikanie to także cechy regionu i kultury Bałkan.
Ale dosyć tych górnolotnych przemyśleń. Naciśnijmy w końcu „play”. Płytę rozpoczyna instrumentalny utwór „Tito”, przywodzący na myśl dokonania takich wykonawców jak Fanfare Ciocărlia czy Boban Marković – mocna sekcja dęta, zmiany rytmiki, melodia wpadająca w ucho. Dobry start. Następnie świetne „Nic nie ma na bank”, czyli piosenka, którą razem z „Karczmareczko godnô!”, poznało szersze grono odbiorców – zarówno dzięki wyprodukowaniu teledysku, jak i promowaniu ich przez zespół i producenta – „Dobrze Wiesz”.
Nie ma co rozpisywać się na temat każdej kolejnej piosenki, jednak warto zwrócić uwagę na ogromną swobodę w poruszaniu się muzyków w klimatach muzyki bałkańskiej (a właściwie w tworzeniu jej) oraz na umiejętność serwowania przejmujących (bo szczerych i autentycznych) melodii – tutaj należy przytoczyć genialne „Abo mie zabiją” oraz utwory „Malôrz” i „Okrąc sa wkół”. Urzeka także szaleństwo „Freaklah”, będącego na pewno koncertową bombą, porywającą publiczność do tańca. Płytę pięknie wieńczy utwór tytułowy, chyba najciekawiej zaaranżowany muzycznie, będący właśnie taki, jak opisuje cały album zespół we wstępie.
Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest skromna forma wydawnictwa, dość uboga graficznie książeczka, w której nawet wkradł się błąd (w podziękowaniach). Jednak nie może to przysłaniać ogromu dobrej roboty, jaką wykonał zespół wraz z ekipą pracującą przy „Trubalkan”.
Zachęcam więc do samodzielnego przekonania się na ile „tru” jest nowy album zespołu Bubliczki, zwłaszcza, iż można go wysłuchać w całości na serwisie Youtube. Z kolei jak brzmi kapela na żywo będziemy mieli okazję przekonać się 13 grudnia, podczas koncertu w Imperium.
Foto:
mat. promocyjne