Biały jak śnieg

Świat przez nie różowe, ale białe okulary. Przed nami podróż po zimowych wspomnieniach z obecną szczecińską alegorią w tle.

Hu hu ha Zima zła
Puchu marny, gdzie jesteś? Mrozie twardy, gdzie drepczesz? Jakąś dziwną zimę mamy w tym roku. Chmury uciekły i śnieg wypuściły na Egipt. To się nie godzi! Tak nie można! Od 112 lat tam śniegu nie było i miało nadal nie być, ale nie, Pani Zima zła poszła se hen tam. Obraziła się chyba. Za co? Nie mam pojęcia.
 
Uff, jak gorąco
A jak to było kiedyś? Internet wielką skarbnicą jest, więc zajrzałam. Według danych, od 1950 roku zdarzały się w Polsce ciepłe zimy. Chociażby w 1989 roku. 19 grudnia odnotowano prawie 20 stopni na plusie (w Tarnowie). Takie wysokie temperatury gościły nie tylko w Małopolsce. Podobnie było na Lubelszczyźnie (Zamość ~17 stopni). Nigdzie jednak nie było mrozu. W najchłodniejszych rejonach kraju słupki rtęci pokazywały 7-8 stopni Celsjusza.
 
Białość widzę, białość!
Wniosek z tego, że nie ma co narzekać. Nie mamy jakiejś wybitnie ciepłej pory roku. Za to warto zwrócić uwagę na lekki paradoks panujący w Szczecinie. Nie mamy białego, miękkiego, kudłatego śniegu, ale wystarczy stanąć- powiedzmy na zegarze słonecznym znajdującym się na końcu Alei Kwiatowej. Widzicie to? Widzicie to co ja? Dużo kulturalnej bieli wokół. Klub 13 Muz- do bieli mu blisko! Zamknięty Royal Club- biały! Zamek Książąt Pomorskich- biały! Centrum Dialogu Przełomy będzie miało coś z białości! No i Filharmonia- biała! Po kiego grzyba nam śnieg, jak w jednym miejscu mamy takie nagromadzenie anielskiej jasności? 
 
Hollywood blisko!
Zastanawiam się czy Brama Królewska, w której znajduje się Brama Jazz Cafe była kiedyś innego koloru, jak niegdyś czysty po wojnie Pałac Kultury w Warszawie (Leopold Tyrmand pisał wtedy, że był beżowy, kremowy). Gdybym wiedziała jak wyglądała (niemieckie pocztówki niewiele mi mówią), to również dołączyłaby do powyższego grona światłych punktów. Jeszcze więcej tam bieli, jeżdżące tamtędy białe samochody, tramwaje i ludzie ubrani na biało. Scenografię do filmów science-fiction byśmy mieli na skalę światową. Miasto bogatsze, to nowe inwestycje na przyszłość, a jak!
 
Kwiecień plecień
Dosyć tych wygłupów. Cofnę się teraz do zimowej wiosny, która sparaliżowała Szczecin i województwo Zachodniopomorskie, a była całkiem niedawno, bo 8 kwietnia 2008 roku. Można było tego dnia zapomnieć o wszystkich dobrociach technologicznych i spędzić cały dzień w ciepłym łóżeczku, czytając, śpiąc bądź nasłuchując rewelacji z radyjka na baterie. I pomyśleć, że wystarczy głupi śnieg, żeby o 3:30 w nocy zerwały się dwie główne linie energetyczne zasilające nasz region i służby wojskowe zostały postawione na nogi. Nie powiem, czułam się trochę jak w zamierzchłym systemie politycznym.
 
1978/1979
Teraz trochę o zimie stulecia, której temat wraca co jakiś czas na rodzinnych spotkaniach. Na przełomie lat 1978/1979 duże opady „tego białego” rozłożyły na łopatki cały kraj. Stanęła komunikacja miejska, jak i transport między miastami (autobusy, jak już jeździły to pomiędzy dwumetrowymi zaspami śniegu). Zamarznięte tory kolejowe pękały, przez co węgiel do elektrociepłowni nie mógł trafić. A jak już trafił, to kolejnym problemem było rozmrażanie go. Do akcji musiało wkroczyć wojsko i czołgi (ich gąsienice zrywały zmrożony śnieg). Z opowiadanych mi doświadczeń rodzinnych, wiem, że w blokach mieszkalnych na korytarzach pękały rury od kaloryferów. Ktoś inny opowiadał, że nie zatańczył poloneza, bo partner nie dojechał na studniówkę. Najbardziej z tych wszystkich historii w mojej głowie zachowała się jedna. Śnieg był tak mocno zmrożony, że po tych metrowych zaspach konie swobodnie ciągnęły sanie z ludźmi po polach i nic się nie pozapadało.
 
Ach ta zima, ach ta zima, jak potrzeba- to jej ni ma, a jak nie potrzeba- to przegina.
Foto: 
Marta Siłakowska

Zobacz również