Grillowanie – znak czasów?

Tytułu kolejnego felietonu chyba nie muszę nikomu tłumaczyć. Zachęcam więc do lektury przed spożyciem kiełbaski, skrzydełka, czy szaszłyczka. Sezon na grillowanie uważam za otwarty. Bawcie się dobrze!

Zatrzymać się na chwilę
Przed nami długi weekend majowy. Świąt i imprez bez liku, gdzie w tym rozgardiaszu odnajduje się symbol współczesnego odpoczynku Polaków – grillowanie? Nie zapominajmy, że niektórzy ten czas wykorzystują na ogarnięcie zaległości, czyli rutynowe pranie, sprzątanie, uszczuplanie zawartości szaf, czy nawet przeniesienie pracy do domu. Toż to samobój na całego. Nie po to trafiają się trzy, cztery wolne dni, żeby je zapychać tym, co się robi na co dzień. No chyba, że ktoś bardzo lubi pracować i nie zdzierży dłuższego obijania się. Są też tacy, którzy w majówkę nieźle zarabiają (miejscowości turystyczne przeżywają oblężenie).
 
Wyjazdów czar
Nie wymagam od nikogo, kto co ma w te dni poczynać. Jestem po prostu zwolenniczką korzystania z okazji, a nie utrudniania sobie życia. Tak samo w drugą stronę, nie stracham się przed pytaniami znajomych po wszystkim "Gdzie wyjechałaś?", "Gdzie byłaś?". Niby takie zjawisko występuje, z czym ja się osobiście nie spotkałam, że trzeba opowiadać, gdzie się było, co się robiło, najlepiej zdjęcia pokazać. Może jeszcze jakieś pamiątki? Nigdzie się w majówkę nie ruszasz – obciach! Ludzie, opamiętajta się! Mamy odpoczywać, relaksować się, zapomnieć o problemach, które nam dokuczają w zwykłe dni. Rywalizacja pod względem spędzania wolnego czasu? Żenujący, jak dla mnie, obrazek.
 
Wybory, wybory
Jak zwykle się zagalopowałam, a miało być o grillowaniu, wielkim, polskim grillowaniu. Przypominacie sobie, Moi Drodzy, kampanię pewnej partii z 2009 roku? Kiedy to jej prezes kierował do rodaków następujące słowa: „Grillowanie to nasze dzieło. To za naszych rządów konsumpcja wzrosła o 31% i to dobrze, że część współczesnego pokolenia Polaków po tylu przejściach może pogrillować”. Nie obyło się też bez surowych konkluzji, że osoby zarabiające do 1500 zł brutto, nie mogą sobie pozwolić na luksus w postaci grillowania. Jak to jest z tą tradycją? Czy faktycznie kosztuje i jest takim naszym obrządkiem, bez którego obejść się nie możemy?
 
Lekki brak wyobraźni
Zacznę od nieco innej i przyjemniejszej kwestii, to znaczy gdzie najlepiej w Szczecinie się grilluje, bo możemy pochwalić się takimi miejscami. Wśród nich mamy: Polanę przy Arkonce, Polanę Harcerską i Sportową w Lasku Arkońskim, Polanę Miodową (jak sama nazwa wskazuje – przy ulicy Miodowej), Polanę Białą naprzeciwko tej poprzedniej, okolice jeziora Głębokie (przy ulicy Kupczyka, Polana Bagienna Olszyna), Polana Słoneczna i Polana Widok w pobliżu jeziorka Szmaragdowego, w Parku Leśnym Klęskowo, czy nad rzeką Płonia (ulica Tczewska) oraz działki rekreacyjne. To pewnie jeszcze nie wszystkie punkty legalnego urządzania palenisk. Nie raz przecież widziało się grille odpalane na balkonach bloków mieszkalnych, bądź słyszało o przypadkach rozpalania ognisk w pokojach. Jak już ktoś ma takie ogromne parcie na grillowanie i nie chce fatygować strażaków, elektryczny odpowiednik powinien rozwiązać problem. Od tego przynajmniej nie przesiąka się oparami drażniącego dymu.
 
Kręcenie lodów
Ciekawe są wyniki badań, które niedawno przeprowadzono. Otóż, obok wycieczek zagranicznych to właśnie grill jest sporym osiągnięciem Polaków w ciągu ostatnich dwudziestu paru lat. Eee, jakieś dziwne według mnie te osiągnięcia, naprawdę. Kiedyś grilli nie było, to się ogniska paliło. Taka duża różnica? Ale czytam dalej i sukces ten obwarowany jest różnymi zależnościami. Ten sukces, to jakże istotne osiągnięcie stanowi wielkie koło zamachowe biznesu, w rezultacie gospodarki. Producenci sprzętu do grillowania z nadejściem sezonu sprzedają ich dwa razy więcej. Wzrasta też popyt na piwo, mięso, dodatki (keczupy, musztardy). Przedstawiciele zakładów mięsnych mówią wprost: grillowanie daje im szansę na jakiekolwiek zyski latem, ponieważ odchodzi się wtedy od jedzenia ciężkostrawnych potraw. Poza tym, umożliwia przetrwanie firmom po okresie Świąt Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. 
 
Super-, hiperhity
Koszty grillowania to dopiero temat rzeka, bo akcesoriów jest od groma. O niektórych nawet nie miałam zielonego pojęcia. Starym duchem zatrzymałam się trochę na etapie ognisk. W sklepach kuszą grille: na gaz, lawowe, deluxe, przenośne, walizkowe, z Chin (hehe). Jakby to podliczyć wychodzi więcej, niż dobrej jakości murowany kominek. Obłędnie. Inną nowością są wiórki, nadające potrawom aromat wędzenia, np. masguite, amerykański orzech, drzewo olchowe, wiśnia, czy nawet o zapachu whisky. Deski, na których piecze się grillowane dania również wpływają na ich smak, stąd producenci zasypują różnymi ich rodzajami – od cedrowych po klonowe. Do tego jakieś specjalistyczne ruszty, aluminiowe nakładki, wieszaki, kosze, koszyki, koszyczki. Jejku, jejku, nie za dużo tego?
 
Przez lata...
Zakręciło mi się w głowie od tych szczególików dopełniających cudowną chwilę, jaką jest grillowanie. Co mają powiedzieć budowniczowie, którzy kiedyś parali się tylko murarką domów czy kapliczek, teraz budują prawie same grille? Czyżby to także miał być symptom dobrobytu (patrz: wcześniejszy felieton)? No tak, jak się ma dom, samochód, czemu by nie grill, piękny grill, cegła klinkierowa albo piaskowiec. Taki, żeby stał i służył przez lata.
 
Co napisać na koniec? Życzę miłego grillowania z umiarem, bo statystyki wypadkowe po weekendzie zawsze zasmucają. Dobra, nie smęć tu Marta, umiar i stonowanie to jedynie w świecie reklamy „Żubr podchodzi do grilla”! Cicho, trzeba wierzyć w ludzi!
Foto: 
Marta Siłakowska

Zobacz również