Jest do czego wracać?

Jest do czego wracać? Odpowiedźcie sobie sami na to pytanie. Ja dodałam do tego pierwiastek własnych przemyśleń. Jakie są wasze? Szalenie jestem tego ciekawa!

Torem

Są rzeczy w Szczecinie, do których się wraca, na przykład tramwaj nr 10. Nie jeździ on tą samą trasą co kiedyś, ale jakiś symbol pozostał. Słynna 10-tka. Jak to ładnie się mówi. Gdzieś wyczytałam, że myśli się nad przywróceniem pasażerskiej linii kolejowej do Polic. Zachęcające to, tym bardziej, że nigdy nie miałam okazji tego kawałeczka pociągiem przemierzyć (chyba trzeba niczym Indiana Jones - nieustraszony podróżnik, złapać się kiedyś towarowego hehe). Rozładowałoby to zapewne autobusy jeżdżące w tamtą stronę w godzinach szczytu. Fakty są niezaprzeczalne. Pociąg pasażerski ostatni raz jechał tędy w 2002 roku, natomiast latem 2008 roku chciano reanimować połączenie. Reanimacja nie doszła do skutku. Powód? Zniszczone dworce i brak zgody burmistrza Gminy Police. Zdziwiła mnie rozbudowana infrastruktura na tak małym odcinku. Około 36 kilometrów trasy ma 23 wiadukty (14 nad, 8 pod torami), 1 kładkę dla ludzi i 21 przejazdów kolejowych. Robi wrażenie! A może ja po prostu na kolejach się nie znam? Co tam, że zniszczone. Zawsze można się skiknąć i w czynie społecznym, jak to było za komuny, doprowadzić punkty do stanu używalności.

 

W Kosmos

Teraz obserwuję, co się dzieje na placu budowy, gdzie stało zapomniane przez wszystkich kino Kosmos. To znaczy nadal stoi, ale odkąd odbył się ostatni seans, to potem budynek nie pełnił funkcji kinowej, tylko niszczał. Z przyjemnością przeczytałam wspomnienia byłego wykładowcy dr Aleksandra Miśkiewicza o tym miejscu. O tym, że można było kupić bilety, jeśli już ich nie było w sprzedaży od tzw. "koników". Teraz też to przecież się odbywa, nieco inaczej, bo przez internet. Pan Aleksander wspomina również, że po wojnie w miejscu, gdzie stoi Kosmos, nic nie było. Same gruzy. Zanim powstało kino, rozkładały się tu cyrki. Ostatnie takie miasteczko nawiedziło ścisłe centrum miasta w 1956 roku. I był to Cyrk "Budapest". Nazwę kina wymyślili mieszkańcy Szczecina, kierując się wówczas modnym tematem kosmicznych wojaży sowieckich sputników. No i się zaczęło, lata 60. Do kina zjeżdżali się nawet ludzie spoza miasta. To była renoma i rozrywka, mili Państwo, a nie to, co dziś - przepych, "napych" (to takie moje słowo) i nie wiem co jeszcze. Do tego niezdecydowanie, dokąd pójść i w końcu nigdzie się nie idzie.

Pierwszym filmem, którym Kosmos rozpoczęło swoją działalność był "Los człowieka", gdzie pierwszoplanową rolę grał Bondarchuk. Filmu nie znam, aktora też nie, ale chętnie się zapoznam, co to było, nawet jeśli ktoś miałby mnie odpędzić tym, że to produkcja radziecka. Jakoś do mnie nie przemawia ten argument. Wracając do początku myśli o kinie Kosmos. Jest plac budowy. Jest! Kino wróci do łask, a jak! Do tych, co narzekają, że będzie zasłonięte przez główną inwestycję (biurowiec): Cieszcie się, że w ogóle je remontują i rozszerzą jego działalność kulturową. Tyle ode mnie.

 

Palma odbija?

Są rzeczy, do których nie chciałabym, by powracano. Kiedy słyszę, że pusta Galeria Centrum stojąca naprzeciwko Rockera i Lulu, może być ponownie czymś na kształt centrum handlowego, to mi kopara opada do ziemi. I zaraz muszę ją przywrócić na miejsce, bo to tak nie wypada, żebym nią szurała o brudne chodniki. W głowie huczy od jęków: "Jezu, następne sklepy?". Już chcą popłynąć z ust niecenzuralne słowa. Powstrzymuję się jednak, bo nie chcę niepotrzebnie strzępić języka i kaleczyć własnych uszu moimi słabymi przekleństwami.

Podobnie zresztą, dziwnie mi się widzi palma przy Bramie Królewskiej. Teraz jej nie ma. Schowano na zimę. Z nadejściem cieplejszych dni znów tam wróci. Rozumiem dobre intencje pomysłodawców, że chcieli trochę przypomnieć, jak wyglądał przedwojenny Szczecin. Dobrze, wszystko dobrze, tylko że ja bym poszła o krok dalej - ze szpalerem takiej roślinności, a nie jedną, biedną palemką, która kojarzy mi się z koszmarniejszą wersją w Warszawie. Czasami myślę, że komuś nie wystarczają platany i magnolie...

 

Tak więc, by nie przedłużać tego felietonu, pozostaje mi przytoczyć słowa: "stare, ale jare" i poprosić Ciebie koleżanko, kolego-  podaj tę maksymę dalej! 

Foto: 
Marta Siłakowska

Zobacz również