Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

Dwa w jednym - Saprophyte i Rockasta

Saprophyte, czyli po polsku Saprofit i Rockasta, czyli Rock (to wiadomo) i kasta – żargonowe określenie akordeonu. Zaiste, podwójnie zapowiadał się koniec soboty i się dopełnił, jak wcześniej obwieszczano.

Randka w ciemno

Próbowałam się wcześniej zapoznać z twórczością tychże zespołów. Natrafiłam na „mur”. Niewiele materiału muzycznego w wykonaniu Saprophyte i Rockasty krąży w internecie. Koncert we Free Blues Club był swoistą randką w ciemno. A dlaczego wybrałam się na to? Obydwie formacje reprezentują Szczecin, a jak Szczecin, to człowiek chce zgłębiać rodzimą kulturę.

 

Saprophyte

Mocny, aranżacyjnie ciekawy rock z damskim wokalem. Troszkę nieśmiałości scenicznej, która bardzo do mnie przemówiła. Gorzej z uwagą publiki na support. Jednak organizacyjnie, dobry wybór zespołu, który miał rozgrzać salę przed kolejnym występem. Najbardziej pamiętny po tym wieczorze był u mnie song „Niepamiętny”. Pierwsza myśl to w moim mniemaniu podobieństwo do fińskiej grupy Nightwish, druga – z holenderskim Within Temptation. Proszę mi wybaczyć, jeśli nazbyt potężne porównania się we mnie kołaczą. Ale pokibicować mogę? Saprophyte! Rozwijaj się! Może sięgniesz gwiazd!

 

Rockasta

Pora na ocenę drugiego koncertu. Instrument przewodni – akordeon. Faktycznie odgrywał on tu zasadniczą rolę. Moje oczy czasem uciekały w stronę gitarzysty, bo naprawdę pięknie grał. Powróćmy do akordeonu. Bardzo interesujące zjawisko zaznacza się w ostatnim czasie na polskiej scenie muzycznej. Sięga się po ten lekko zapomniany instrument i wykorzystuje w najróżniejszych gatunkach. Miesiąc luty w Szczecinie to również dużo dźwięków akordeonowych (np. Dikanda, Klezmafour, Tune). Jak było w sobotę w przypadku Rockasty? Przede wszystkim instrumentalnie i żywiołowo. Niektórzy próbowali tańczyć na stojąco przy krzesłach. Znalazły się też momenty złapania oddechu przy wolniejszych utworach. Oprócz kawałków własnych, wśród których to „Dreams” mogłabym słuchać na okrągło, pojawił się Bach czy Brahms. Niespodzianką był gościnny udział wokalisty Quo Vadis, także końcówka miała hardcorowy charakter.

 

Jak dla mnie, pod względem całości zbyt za głośno i chwilami przytłaczał akordeon, ale to już jak kto woli. Na pewno scena szczecińska bardzo się wspiera, dlatego stawiam ogromny „+” za akcent współpracy.

Foto: 
Marta Siłakowska

Zobacz również