Mobilizacja brzmi Panufnikiem


Czas „starej Filharmonii” nieubłaganie dobiega końca. Dotychczasowa siedziba służyła długo i wiele już słyszała, niemniej to, co słyszy teraz wydaje się mieć znaczenie największe. Jeśli liczymy na godne pożegnanie, koncerty muszą być choć trochę lepsze od poprzednich - po to, by móc wspominać budynek przy Jasnych Błoniach z jakimkolwiek sentymentem. Choćby najmniejszym.

Ten mniej znany
W miniony piątek szczecińscy filharmonicy zmierzyli się z twórczością dwóch rosyjskich kompozytorów – Szostakowicza i Musorgskiego, oraz jednego polskiego, którego paradoksalnie nazwisko obok tych wymienionych wyżej wydaje się być najmniej znane. Andrzej Panufnik, bo o nim mowa, zabrzmiał tego wieczoru pod postacią Koncertu fortepianowego. Zabrzmiał zresztą, co warto zaznaczyć, naprawdę dobrze i sprowokował tym samym do uważniejszego przyjrzenia się pozostałej twórczości tego kompozytora (a ta do małych nie należy).

Mocny punkt
Obecność znakomitej dyrygentki Ewy Strusińskiej i nie mniej znakomitego pianisty Macieja Grzybowskiego z pewnością niebagatelnie wpłynęły na kształt koncertu, dlatego należą się im z tego miejsca szczególne brawa. Koncert fortepianowy Panufnika był najmocniejszym punktem programu i wywołał, zdaje się, w orkiestrze największą mobilizację. Utwór bardzo wymagający, ale przy tym najlepiej wykonany – przy „Obrazkach z Wystawy” Modesta Musorgskiego przeszkodą w docenieniu szczecińskich filharmoników mogła okazać się dobra znajomość tego cyklu miniatur z wielu innych wykonań, często niestety dużo lepszych. Nie było to jednak wykonanie godne potępienia. Zrzuciłabym może winę na wiszące w powietrzu przemęczenie aurą „starej Filharmonii”. Myślami prawdopodobnie duża część muzyków obecna jest już w tej nowej i w zasadzie trudno się temu dziwić. Na ich miejscu miałabym zapewne ten sam problem.

Duch mobilizacji
Czy orkiestra szczecińskiej Filharmonii zasługuje na nową siedzibę? Swoim ostatnim koncertem udowadnia przynajmniej tyle, że nie zasługuje na pozostanie w dotychczasowej.  Drobne niedociągnięcia podobno zdarzają się najlepszym, zatem w tej kwestii nie ma się nad czym pochylać. Muzycy starali się swoim dźwiękiem przypieczętować gotowość (i pełnoprawność) do wkroczenia w nowe progi – to na pewno. Nie był to może efekt szalenie imponujący, ale wystarczający i dający nadzieję, że za nowym budynkiem pójdzie także nowy duch – duch rozwoju i większej mobilizacji. Przed szczecińską orkiestrą bowiem kilka wyzwań, m.in.  wyższe standardy i wymagania (podobno akustyka nowego budynku będzie w stanie obnażyć wszelkie mankamenty wykonawcze), stąd odpowiednia mobilizacja wydaje się więcej niż potrzebna.

Czekamy!
Wielkie odliczanie do otwarcia nowej Filharmonii trwa, a dzięki takim koncertom jak ten ostatni, apetyt na to, co będzie można w niej usłyszeć stale rośnie. Czekamy zatem z niecierpliwością na nowe doznania, dźwięki, akustykę i nie mniej intensywnie na nowe oblicze szczecińskiej orkiestry. Życząc jej większej aktywności i entuzjazmu w tworzeniu koncertów, trzymamy jednocześnie kciuki za efekt pracy godny i współmierny do efektów nowo powstałego budynku.

Foto: 
Mat. organizatora

Zobacz również