Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

Z DagaDaną o...

..."Liście do Ciebie", Januszu Różewiczu, kultywowaniu epistolografii przy okazji koncertów (i nie tylko), a także sprawie Ukrainy rozmawialiśmy przed ich przyjazdem na klezmarcowy występ w Rockerze.

Szczecin Główny: Pretekstem do naszej rozmowy jest przyjazd DagaDany do Szczecina, który łączy się z faktem ukazania się na rynku Waszej trzeciej długogrającej płyty zatytułowanej „List do Ciebie” z tekstami Janusza Różewicza. Pamiętacie, co pomyśleliście, kiedy poproszono Was po raz pierwszy o zaśpiewanie piosenek z jego tekstami?

Daga: Byliśmy zdziwieni przede wszystkim imieniem, jakie padło przy nazwisku Różewicz, bo każdy Polak wie, kim jest Tadeusz Różewicz, większość ludzi kojarzy kim był Stanisław, ale rzadko kto wiedział, że w ogóle był trzeci brat. Jeśli tak, z reguły nie potrafił wymienić jego imienia. To była pierwsza reakcja, jednak byliśmy otwarci na przeczytanie tych wierszy. Kiedy tylko do nas dotarły, wywołały bardzo pozytywne emocje. Przede wszystkim spowodowały, że każdy z nas wyczytał z nich muzykę, którą potem przelał na papier i podzielił się nią z resztą zespołu.

 

Jakie uczucia towarzyszą nagrywaniu płyty tak blisko miejsca powstania wierszy Janusza?

Mikołaj: Kiedy się dowiedzieliśmy, że nagrania odbywają się bardzo niedaleko tego miejsca, było to dla nas zaskakujące i zauważyliśmy ciekawą analogię: 70 lat od napisania wierszy dorabiamy do nich dodatkową historię. To wszystko spowodowało, że zaczęliśmy traktować ten projekt bardziej osobiście i emocjonalnie.

 

W jaki sposób doszło do rozrośnięcia się Waszego tria do rozmiarów kwartetu?

Dana: Pracowaliśmy nad płytą ze wspaniałym producentem, a prywatnie tatą Mikołaja, Marcinem Pospieszalskim i dodanie do naszego brzmienia genialnego bębniarza, Franka Parkera, było jego pomysłem. Frank pochodzi z Chicago, ale od kilku lat mieszka w Polsce, co jest powodem do radości zarówno dla nas, jak i dla innych muzyków oraz zwykłych odbiorców muzyki. Słynie ze swoich jazzowych dokonań, grał przecież z Kurtem Ellingiem i Chicago Jazz Ensamble, jednak jest na tyle wszechstronny, że do każdego gatunku potrafi dodać swoje unikatowe brzmienie. Kiedy usłyszał naszą muzykę, zgodził się do nas dołączyć i podczas pierwszych nagrań uznaliśmy, że ten projekt może istnieć jedynie w kwartecie. Muzyka brzmi wtedy tak jak sobie zamarzyliśmy. Warto dodać, że Frank jest szalenie skromną osobą i zawsze kiedy pytaliśmy go, w jaki sposób odbiera swoją pracę w zespole, odpowiadał, że kiedy usłyszał naszą muzykę, starał się dodać wszystko co w jego mocy, by brzmiało to oryginalnie i interesująco.

 

W tej chwili jesteście w trakcie trasy. Jak ludzie reagują na nowy materiał?

Daga: Zagraliśmy już kilka koncertów, odbiór jest bardzo dobry. Ludzie, którzy nas znają, są pozytywnie zaskoczeni i podkreślają, że w dalszym ciągu słychać w naszej muzyce pierwiastek dagadański. Dodają też, że zespół się rozwija, zyskał większą paletę barw i mocniejsze brzmienie dzięki perkusji. Lepiej słychać teraz nasze możliwości.

Dana: Poza tym, w naszej muzyce pojawia się więcej stylów i dzięki temu może przybyć zwolenników naszej twórczości, bo to nie jest już tylko jazz-elektronika-folk. Jak dla mnie, folku jest w tej chwili najmniej. DagaDana uzyskała dużo mocnych elementów dzięki bębnom. Czasami jest rockowa, innym razem elektroniczna, a kiedy indziej zbliża się do minimalizmu.

Mikołaj: Zazwyczaj, w związku z tym projektem spotykamy się z bardzo entuzjastycznymi i pozytywnymi opiniami.

Dana: Ważne jest również to, że dzięki naszemu projektowi wiele osób może dowiedzieć się o postaci Janusza Różewicza. Poza tym, po naszych koncertach ma miejsce wspaniała akcja. Chcemy przypomnieć ludziom o pięknej tradycji pisania prawdziwych listów. Wozimy ze sobą eksponat z muzeum poczty polskiej, które użyczyło nam zabytkową czerwoną skrzynię. Oprócz niej mamy również wszystkie niezbędne przybory do napisania listu – papeterie, długopisy i koperty. Wszystko po to, żeby każdy kto chce, mógł taki list napisać i wysłać do swoich przyjaciół. Chcemy, by ludzie stali się szczęśliwsi. Kiedy podejdą do swojej skrzynki pocztowej i znajdą w niej list - i to nie z urzędu, a od bliskiej osoby – to poczują się lepiej.

 

Właśnie o te listy chciałem zapytać. Sprawiliście, że ludzie na nowo zaczęli pisać?

Daga: Piszą nie tylko uczestnicy koncertów, ale nawet słuchacze, którzy dowiedzieli się o tym z radia. Można powiedzieć, że to już większa akcja. Akcja pokazująca, że to, co kiedyś nie było niczym niezwykłym, w obecnych czasach stało się niezwykłe przez swą rzadkość. Byłam ostatnio w radiu i w trakcie audycji jedna dziewczyna napisała, że po wysłuchaniu mojego wywiadu, kiedy tylko wróci do domu, napisze list do swojego przyjaciela. Patrząc na szybko zapełniającą się po koncertach skrzynkę, widzimy, że nasza praca nie poszła na marne i ludzie stają się coraz bardziej szczęśliwi, bo piszą i otrzymują listy.

 

Kiedyś dzięki listom porozumiewano się na bliższe i dalsze odległości. DagaDana ma w swoim dorobku koncerty naprawdę daleko od domu, w Azji czy Ameryce Południowej. Jak zostaliście odebrani w tak odległych krańcach Ziemi, w jaki sposób odebrano Waszą muzykę i naszą kulturę?

Mikołaj: Ludzie odebrali nas z zaciekawieniem i dużą otwartością. Zazwyczaj cała publiczność włączała się w różne interakcje. Każdy koncert miał w sobie bardzo dużo energii. Muzyka jest taką dziedziną sztuki, która jest uniwersalna. Wszyscy traktują ją, jako mowę. Mamy wtedy świadomość, że wszyscy mamy wspólny język i porozumiewamy się z tak egzotyczną publicznością bez problemu, mimo tego, że śpiewamy w niezrozumiałych dla nich językach. To było chyba najciekawsze odczucie, jakie spotkało nas podczas podróży.

Dana: Spodobały mi się reakcje ludzi. W Brazylii graliśmy na Virada Cultural, gdzie przez całą dobę występowały setki zespołów na przeróżnych scenach. My graliśmy o 10:00 rano na jednym z placów. Myślałam sobie: „Boże, mam nadzieję, że ktoś przyjdzie”. Zespół występujący przed nami grał typowo latynoską muzykę, bardzo wesołą, w rytmach salsy i bossy. Bardzo mnie interesowało, jak ci sami ludzie przyjmą naszą słowiańską lirykę. Plac był wypełniony ludźmi, dla których nasze piosenki stanowiły totalny kontrast i to bardzo im się spodobało. Poskutkowało to wieloma sprzedanymi płytami i zaproszeniem na kolejne koncerty. Z kolei, kiedy graliśmy w Azji, ludzie bardzo chętnie wchodzili w różne interakcje z nami. Azjaci bardzo lubią się bawić. Podobało im się, że oprócz możliwości pouczenia się słowiańskich piosenek, mogli pośpiewać z nami “ich” piosenkę, którą specjalnie przygotowaliśmy. Wbiegali na scenę, śpiewali z nami. To był taki entuzjazm, że sami byliśmy zaskoczeni. Później okazało się, że o autorstwo tej piosenki walczą ze sobą Malezja, Singapur i Indonezja. Więc wszędzie, gdzie ją śpiewaliśmy, ludzie bardzo się cieszyli. Poza tym, bardzo pomogła nam na lotnisku, kiedy okazało się, że mamy nadbagaż. Po usłyszeniu naszego wykonu, obsługa przymknęła oko i przepuściła nas do samolotu. W Chinach mieliśmy koncerty z muzykami stamtąd I z Mongolii. Tam śpiewaliśmy piosenki zarówno słowiańskie, jak też właśnie chińskie i mongolskie. Trzeba powiedzieć, że wyjazdy były nie tylko odkrywcze z punktu widzenia słuchaczy z tych krajów, ale także dla nas. Mogliśmy pograć ze wspaniałymi muzykami i trochę zbliżyć się do kultur azjatyckich i brazylijskiej.

 

Wcześniej wspomnieliście o akcji społecznej związanej z listami. Sądzę, że nie można nie poruszyć tak ważnego dla bardzo wielu osób tematu, jakim jest sytuacja na bardzo Wam bliskiej Ukrainie. Jesteście bezpośrednio związani z tym krajem i ludźmi, którzy – cytując Jareda Leto – walczą o swoje marzenia.

Dana: W tej chwili staram się podchodzić do tego wszystkiego z lekkim dystansem emocjonalnym, to znaczy nie płaczę już cały. Te wydarzenia są bardzo wielką traumą i bólem. Dla mnie, to wszystko było swoistą eksterminacją Ukraińców. Hitler zrobił to z Żydami, Stalin w 1933 r. spowodował wielki głód i w XXI wieku dochodzi do sytuacji, kiedy świadomie zabito najlepsze córki i najlepszych synów Ukrainy. Nie mam słów w swoim języku, którymi mogłabym w kulturalny sposób określić to, co sądzę o zachowaniu sąsiedniego państwa w ciągu ostatnich dni. Bardzo szanuję Rosjan, jako naród. Są naszymi braćmi – Słowianami. Jednak polityka, którą prowadzi to państwo jest jedną z największych zbrodni naszego wieku. Pamiętam Czeczenię, Gruzję, Abchazję. Teraz mamy Ukrainę. Staram się mieć w swoim sercu dużo miłości i odrzucać złość. Modlę się za tego człowieka, żeby przestał robić to co robi. Bardzo dołujący jest brak jego reakcji na słowa przedstawicieli krajów wielkiej ósemki, Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Mój mąż jest w tej chwili na Ukrainie i powiedział mi, że zaczynają przychodzić do znajomych mężczyzn wezwania do wojska. Jest mi bardzo ciężko to komentować. Gdyby ktoś powiedział jakieś cztery miesiące temu, że coś takiego się wydarzy, nigdy bym w to nie uwierzyła.

Daga: Jako Polka związana od kilku lat bardzo mocno z Ukrainą mogę powiedzieć, że z jednej strony odczuwam niemoc ze względu na znalezienie się miedzy młotem a kowadłem. Nie wiesz, czy masz wykonywać swoje codzienne obowiązki. Czy, będąc muzykiem, masz grać koncerty? Wiele razy stawiałam sobie takie pytanie. Rozumiem już, że niektórym zależy na tym, żebyśmy nie żyli normalnie. Niektórym zależy na tym, byśmy skupili się tylko na ich jestestwie, ich władzy. Naszym zadaniem jest robić swoje, ale nie zapominać przy tym, co dzieje się w państwie obok. Pomagać w taki sposób, w jaki każdy potrafi - grając koncerty, organizując akcje pomocowe. Nawet ci, którzy myślą, że “nic nie mogą”, mają możliwość przekazania ubrań albo innych przedmiotów, czy po prostu się pomodlić. Opcji pomocy jest bardzo wiele i teraz jest czas, w którym musimy być solidarni z naszymi braćmi ze wschodu. Tak naprawdę to samo dzieje się wszędzie. Nie możemy udawać, że granica pomiędzy państwami powoduje, że za nią jest zupełnie inny świat. To się dzieje tu i teraz.

Dana: Poza tymi czarnymi myślami, o których mówiłam wcześniej, chcę dodać, że jestem zachwycona swoim narodem, który udowodnił niesamowitego ducha i niesamowitą moc. Bardzo podobało mi się to, co powiedział Saakaszwili, który uważa, że serce Europy bije teraz nie w Brukseli, czy Berlinie, a w Kijowie. Kijów przypomniał Europie i światu o wartościach, o których zapomniano. Majdan jest szczególnym miejscem, które ma pokazać światu, co jest tak naprawdę ważne. Wierzę w sukces Ukrainy i w sprawiedliwość.

 

Bardzo wiele osób na całym świecie jest teraz z Wami, pamiętajcie. Odchodząc jednak na sam koniec od tak poważnych tematów, jakie DagaDana ma plany na tę bliższą i dalszą przyszłość?

Dana: Dostać parę Grammy, no jak to! (ze śmiechem)

Daga: Będziemy dużo koncertować, czyli robić to co kochamy najbardziej. Chcemy spotykać się z zaprzyjaźnioną publicznością i podbijać serca nowych osób, co jest zawsze interesujące i wiąże się z pewną dawką adrenaliny. Wyruszyliśmy w trasę i gramy nie tylko w Polsce, ale także będziemy mieli epizod w dalekim kraju. Wybierzemy się do Pekinu na targi muzyczne, które będziemy otwierać i grać na różnych show-case’ach. Mamy nadzieję na wykorzystanie tej szansy. Jednak, żeby nie było, że tylko Chiny są tak atrakcyjne, równie mocne nadzieje wiążemy ze Szczecinem. Bardzo dobrze pamiętamy nasz ostatni koncert w Teatrze Kana. Wtedy sala nie była w stanie pomieścić wszystkich chętnych. Było nam z tego powodu bardzo smutno, dlatego tym razem wystąpimy w większym miejscu i mamy nadzieję powtórzyć tę sytuację. Chcemy po prostu następnym razem grać w jeszcze większej sali! A tak naprawdę, zdajemy sobie sprawę, że to jest środek tygodnia, a na dodatek środa popielcowa. Gwarantujemy jednak, że każdy kto przyjdzie, otrzyma od nas dużo miłości i pięknej muzyki. 

Foto: 
Mat. prasowe

Zobacz również