Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

Z Justyną Chowaniak o...

...tym, dlaczego niepokoi się, gdy ktoś mówi do niej "Justyna", jakich problemów przysporzyła zespołowi sławna "Grażka", co zmieniło się w życiu sympatycznej trójki przyjaciół w szalonym 2013 roku i wielu innych kwestiach rozmawialśmy tuż po andrzejkowym koncercie w szczecińskim Hormonie.

Szczecin Główny: Trasa, próba, występ i dwa bisy, rozmowy z fanami. Zmęczona po takiej przebieżce?

Justyna Chowaniak: Nie. Zazwyczaj jeszcze dwie godziny po koncercie unosi mnie stan euforii, później padam na twarz i muszę odespać te wszystkie emocje, żeby móc przyjąć na klatę kolejne.

 

A jak się do Ciebie najlepiej zwracać – “Justyna”, “Justin”, czy “Jucho”?

Każdy mówi inaczej. Mama mówi na mnie „Lusia” albo "Jucha", znajomi zazwyczaj "Jucho","Dżastin","Juśka". Lubię te zdrobnienia, szczególnie z ust bliskich. Zaczynam się  niepokoić jak słyszę "Justyna". Wtedy wiem, że coś przeskrobałam! (ze śmiechem)

 

Ostatnimi czasy jesteście chyba zabiegani, nieprawdaż?

Gramy sporo koncertów. Dużo się dzieje, to prawda, ale kochamy muzykować, lubimy spędzać ze sobą czas, więc łączy nas przyjaźń i przede wszystkim dostajemy piękny odzew ze strony publiczności. To daje niesamowitą siłę i wtedy nawet największy wycisk fizyczny pozostaje bezbolesny.

 

Swój pierwszy koncert zagraliście niemalże rok temu [5. grudnia 2012 r. w Alchemii w Krakowie]. Co od tego czasu zmieniło się w Was i w Waszej muzyce?

Na pewno zmieniło się wiele od momentu, kiedy zagraliśmy pierwszy koncert. Nie spodziewaliśmy się takich wspaniałości. Prawdę mówiąc, niczego się nie spodziewaliśmy. Nie oczekiwaliśmy, nie było planu do wykonania. Często powtarzam, że rzeczywistość przerosła najskrytsze marzenia... Nie wiem, jak to do końca opisać. Prawdę mówiąc, baliśmy się tak, jakbyśmy zdawali prawdziwy egzamin dojrzałości. Pomimo około stu koncertów zagranych do tej pory, dalej towarzyszy nam ogromna trema i  strach, a później kontrast w postaci miłości i zrozumienia płynącego od strony publiczności. Można się wzruszyć. Naprawdę. Za każdym razem jakby wszystko zaczynało się od początku. To jest coś nie do opisania. Czasami myślę, że od nadmiaru wrażeń zejdę na zawał podczas koncertu.

 

W trakcie ostatniego roku przeżyłaś spotkania, które szczególnie utkwiły Ci w pamięci?

Wiele takich momentów było. Trzymam je mocno, nie wypuszczam. Przydają się, kiedy przychodzi moment zwątpienia.

 

Obecnie wielu muzyków jest popularnych nie ze względu na obecność w radiu czy  telewizji, a dzięki temu, że to co robią i jacy są jest szczere, prawdziwe. Wy jesteście jednymi z tych właśnie wykonawców i wiem, że nie tylko ja tak myślę.

Wiesz, ciężko jest mi to oceniać. Bo czy to takie nadzwyczajne być sobą? To chyba najłatwiejsza i najbardziej naturalna rzecz, która dzieje się poza nami. Pisanie piosenek to moje lekarstwo, oczyszczenie. Krzywdziłabym siebie śpiewając to, czego nie czuję. Jeśli chodzi o media, to myślę, że każdy powinien robić to, na co ma ochotę. Czy wsparcie medialne jest komukolwiek potrzebne? Nie wiem, zależy co dla kogo jest celem. Dla mnie i chłopaków to piguła nie do przełknięcia. Sam fakt udostępnienia naszej muzyki dla świata jest już wielkim stresem. Od czasu do czasu decyduję się na rozmowę, ale tylko wtedy, kiedy czuję pod skórą, że mogę sobie na to pozwolić i wiem, że ma to jakiekolwiek ziarenko sensu. Niektórzy dziennikarze traktują odmowę jak tzw "gwiadorzenie", wtedy jeszcze mocniej zwijam się w kulkę i blokuję na takie sytuacje. Naszym celem jest robienie muzyki i przede wszystkim próba złapania dystansu, szczególnie w tym momencie, gdy dzieje się tyle pięknych i mocnych rzeczy. Wydaje mi się, że media czasem niepotrzebnie odciągają od sedna sprawy.

 

W trakcie koncertu wypomniałaś „Grażce”, że przysporzyła Wam bardzo wielu “kłopotów”, ale to chyba fajne uczucie być na pierwszym miejscu w Trójce?

Nie powiem, że nie zrobiło to na nas wrażenia. Byliśmy w drodze na koncert, urwała nam się antena od radia i jak usłyszeliśmy, że na podium rzęzi „Grażka” to wzruszyliśmy się niesamowicie. Bliscy dzwonili, gratulowali. Popłakałam trochę. Takie wsparcie od publiczności to chyba największy dar, jaki mógł nam się przytrafić. Uniosło nas to mocno na duchu. Przy okazji Trójka to radio, którego słuchałam za dzieciaka i dla mnie w dalszym ciągu to symbol rozgłośni z prawdziwą muzyką. I my tam, małe robaczki co na zdezelowanych mikrofonach po cichu sobie płytę nagrały. Jeśli chodzi o wspomniane "kłopoty" to faktycznie “Grażka” namieszała trochę, bo oprócz ludzi, którzy wspierali nas do ostatniej kropli krwi, pojawili się ci, którym bardzo się ten fakt Grażynki na LP3 nie spodobał. W pewnym momencie modliłam się, żeby to zamieszanie już się skończyło, żebyśmy mogli spokojnie robić to co tak naprawdę kochamy.

 

Czujesz się spełniona?

Nigdy nie zadałam sobie jeszcze pytania czy jestem spełniona i może poczekam z tym do setki, ale staram się żyć jak najlepiej potrafię. A co będzie, nie wiem i nikt nie wie i to jest najfajniejsze w całym życiu.

 

Pracujecie już nad czymś nowym, czy na razie czasu brakuje przez te wyjazdy?

Piszę cały czas. Może trochę wolniej, ale piosenki powstają i ciut ich już nawet za dużo (ze śmiechem). Póki co do szuflady, a jak przyjdzie odpowiedni moment i znowu się przepełni i mierzić będzie, żeby ją opróżnić to zobaczymy co z tym dalej zrobić. Zagramy jeszcze trochę koncertów, a potem zwalniamy tempo i robimy reset dysku.

 

Mieliście przepiękny rok, a czego można Wam życzyć na jego koniec i początek kolejnego?

To ja poproszę, jeśli mogę, zdrowie w podwójnej dawce. Myślę, że chłopaki też nie pogardzą czyli razem sześć porcji będzie! (ze śmiechem)

 

Bo to jest chyba najważniejsze.

Na ten moment najważniejsze i najfajniejsze zdrowym być. I na przyszły chyba też.

 

Zatem, zdrówka i żebyście byli tak samo szczęśliwi, jak teraz. A nawet jeszcze bardziej!

Foto: 
Patrycja Złoczowska

Zobacz również