Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

Z Michałem Grobelnym o...

…różnych aspektach uczestnictwa w programach typu talent show, głośnych nazwiskach i współpracy z nimi oraz pracy nad własnym materiałem rozmawialiśmy przy kawie.

Szczecin Główny: Przed wywiadem rozmawialiśmy o Twoim ubiegłym roku, bardzo zaganianym, trzeba dodać. To zaganianie było spowodowane Voice’m?

Michał Grobelny: Na pewno ta najbardziej zaganiana część była spowodowana programem, ponieważ nałożyło mi się wtedy wiele kwestii. Rozpocząłem naukę w Akademii Muzycznej w Gdańsku i musiałem na miesiąc jechać do Warszawy na nagrania. Kiedy już z nich wróciłem, musiałem nadrabiać zaległości. Różne sytuacji zdarzały się podczas programu, bo były momenty, że nie miałem nic do roboty i siedziałem w domu pisząc teksty, a kiedy indziej pracy było aż nadto.

 

Kiedy rozmawiałem z kilkoma artystami, byli dość przeciwni programom typu talent show. Ty wystąpiłeś już w trzech: „Szansa na Sukces”, „Mam Talent” i ostatnio „Voice”. Dlaczego akurat taka droga?

Powiem szczerze, że teraz zupełnie inaczej myślę. Kiedy byłem młodszy i rozpoczynałem przygodę ze śpiewaniem, chyba jak każdy, chciałem wziąć w takich programach udział, nie wiedząc zupełnie jak tam jest. To, co jest za kulisami i to co jest na ekranie wygląda inaczej. Telewizja pokazuje to w taki sposób, żeby widz był zachwycony. Najpierw była „Szansa…”, która mi się podobała, bo występowali w niej dobrzy wokaliści. Potem był „Mam Talent”, który nie promował artystów, a osobowość. Poza tym skończyło się tak, a nie inaczej. Nie będę tego przypominać. Szedłem tam nie po to, żeby zaprezentować swój materiał, bo go nie miałem, a po to, by sprawdzić jak jest za kulisami. Od razu dodam, że to bardzo ciekawe doświadczenie, oglądać to wszystko od wewnątrz. Z tym wiąże się masa różnych emocji. „Voice” był bardzo spontaniczną decyzją, z tego powodu, że uznaję go za najlepszy obecnie program muzyczny i tak jest. Śpiewasz z profesjonalistami i szanują Cię, jak artystę. Poszedłem na pre-casting na luzie nie przygotowując dokładnie numeru. Usiadłem przy fortepianie, zagrałem, a następnego dnia wysłali mi już wszystkie regulaminy i umowy. Strasznie się cieszę z tego, w jaki sposób wszystko się skończyło, bo mniej więcej o to mi chodziło.

 

Z perspektywy czasu, uczestnictwo w którym programie dało Ci najwięcej?

Po każdym programie mówiłem inaczej. Tylko, kiedy była „Szansa…”, to kojarzono mnie z nią, kiedy poszedłem do „Mam Talent”, który zobaczyło więcej osób, to z nim. Za To kiedy poszedłem do „Voice”, to chociaż kojarzono mnie jeszcze z poprzednim programem, pokazałem się z zupełnie innej strony. Wiadomo, wydoroślałem, zagrałem na fortepianie. Jednak patrząc na to wszystko przekrojowo, to chyba najwięcej dał mi „Mam Talent”, później „Voice” to wszystko kontynuował. Dał mi nie tyle popularność, co kojarzenie mnie z telewizji.

 

Chciałbyś być kojarzony tylko z telewizji?

Teraz, żeby być popularnym, trzeba być kojarzonym z radia czy telewizji. Obecnie przez te media najlepiej przekazuje się informacje, wiec chciałbym za ich pośrednictwem pokazać się ludziom, ale także za pośrednictwem mojej muzyki. Dzięki niej najlepiej się pokazuję. Prywatnie czasem jestem cichy, czasem energiczny, za to na scenie jestem kimś zupełnie innym. Inaczej czuję muzykę i o wiele lepiej się sprawdzam.

 

 

Jakie to uczucie, kiedy Marysia Sadowska pada przed Tobą na kolana?

To było straszne! Nie wyobrażacie sobie, jak to na żywo wyglądało. Był ogromny huk w studiu i sam byłem zszokowany i nie wiedziałem, co zrobić. Podbiegłem do niej, postarałem się jej pomóc, jednak okazało się, że dała radę sama wstać. Potem wszyscy obrócili całą sytuację w żart, jak Ty. Dzięki takiej sytuacji jestem lepiej kojarzony z Voice’m.

 

Jako kolejny przystanek w edukacyjnej podróży wybrałeś Akademię Muzyczną w Gdańsku. Dlaczego akurat kierunek na północ?

Wybrałem chyba bardziej miasto niż uczelnię, bo zawsze chciałem mieszkać w Trójmieście. Wcześniej miałem kontakt ze stolicą i innymi większymi miastami, a z Gdańskiem jakoś niespecjalnie. Stwierdziłem, że ciekawe muzyczne znajomości mogą się tam wykreować. Teraz jestem w kropce, bo zastanawiam się nad przeprowadzką do Warszawy i kontynuowaniem tam swojej kariery. Z tego też powodu na razie przerwałem naukę na Akademii w Gdańsku po to, by realizować swoje marzenia i robić to, czego nie mogłem robić będąc na studiach. Jakie to przyniesie rezultaty? Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży!

 

Szcześniak, Rynkowski, Miśkiewicz, Łobaszewska, Pezet, Sztaba, Baron i Tomson, Szafran…

Tych wszystkich nie znam! (ze śmiechem)

 

Z kim Ci się najlepiej pracowało?

Ciężko powiedzieć, bo wszyscy których wymieniłeś pojawili się epizodycznie w moim życiu i za bardzo się z nimi nie zżyłem, chociaż może Dorota Miśkiewicz… Polubiłem ją, jako osobę i mam nadzieję, że też mnie polubiła. Z Baronem i Tomsonem mamy kontakt, powiedziałbym „mały”, lepszy był w trakcie programu. Jednak muszę przyznać, że każde spotkanie było dla mnie bardzo miłe. Jeśli chodzi o współpracę, to mam nadzieję, że znajomości, które nawiązałem pozwolą na jakieś ciekawe kolaboracje.

 

Zadałem to pytanie, ponieważ mam w pamięci rozmowę z Damianem Ukeje, który współpracuje ze swoim trenerem. Ponoć mają kilka szkiców wspólnych numerów.

Kiedy rozmawiałem z Baronem i Tomsonem, powiedzieli, że są bardzo chętni do współpracy. Kiedy będę chciał coś nagrać albo wyprodukować bez problemu mogę się do nich zgłosić. Ideą tego programu jest to, by wypromować ludzi nie tylko przez piosenki, ale też by trenerzy wywiązywali się ze swoich ról, by dzięki swojej pozycji pomogli tym aspirującym.

 

Cofnijmy się do Twojego przesłuchania w ciemno. Kolejny raz wszyscy się odwracają. Wybrałbyś znowu chłopaków, czy kogoś innego?

To jest trudne pytanie, bo wybrałem chłopaków ze względu na znajomość ich muzyki. Osobiście szanuję wszystkich trenerów, jako muzyków i osoby, jakimi są. Chłopaki dodali mi bardzo dużo pozytywnej energii i dobrze się czułem w ich drużynie. Pan Marek Piekarczyk imponuje mi również swoją dojrzałością muzyczną i bardzo dużą znajomością literatury muzycznej. Szanuje on polskie utwory i za to mu chwała. Więc nadal wybierałbym chyba pomiędzy tymi dwoma trenerami.

 

To teraz pstryk i szybko zmieniamy temat. Michał Grobelny Band zakończył w zeszłym roku swoją działalność.

Teraz nie będzie żadnego bandu. Zauważyłem i pewnie nie tylko ja, że tworzenie nazw zespołów mi nie wychodzi, więc postanowiłem występować, jako Michał Grobelny. Co się zdarzy później, nie wiem. Bardzo dobrze wspominam pracę z członkami Michał Grobelny Band, jednak stwierdziłem, że potrzeba mi czegoś innego. Zmieniłem się jako muzyk. Nabrałem innej wrażliwości, zacząłem słuchać innych wykonawców, co skłoniło mnie do robienia trochę innej muzyki. Dalej mam z chłopakami kontakt, a aktualnie akustycznie gram z Michałem Starkiewiczem, który grał w naszym zespole oraz z zespołem coverowym Guitarshop założonego przez gitarzystę Wojtka Wójcickiego.

 

Jak się pracuje z tak znaczącymi na polskiej scenie rockowej nazwiskami, jak Chillek czy właśnie Wojtek Wójcicki?

To są naprawdę świetni ludzie. Wojtek jest dla mnie genialnym gitarzystą i jestem mu bardzo wdzięczny za przygarnięcie mnie do zespołu. Dzięki niemu nabrałem tych cech rockowych – chrypy, obycia scenicznego. Nauczył mnie bardzo dużo i to dzięki niemu przechodziłem wszystkie etapy Voice’a. Element, o którym wszyscy mówili, że był decydujący podczas bitwy zawdzięczam właśnie Wojtkowi. Pokazał mi bardzo wielu wokalistów i kształcił mnie w kierunku „rockowym”. Później poznałem się z Jarkiem Chilkiewiczem – kolejnym fenomenalnym gitarzystą. Szkoda, że nasza współpraca pomału się kończy, ale czas spędzony na nagraniach i próbach z nimi był niezapomniany i inspirujący.

 

Mówiłeś, że kiedy nie masz nic do roboty, siadasz i komponujesz. To teraz tak z ręką na sercu, ile masz już gotowych numerów?

Około dziesięciu. Ale mam też dużo małych, zapisanych na dyktafonie pomysłów, które może kiedyś zostaną zrealizowane. Uzbierały się one przez dwa lata, kiedy zacząłem na poważnie podchodzić do kompozycji.

 

Czyli materiał na płytę jest.

Tak, ale one były pisane w trakcie mojego rozwoju i kiedy słucham ich teraz, to kompletnie nie pasują do mojego charakteru. Postanowiłem rozpocząć pracę nad nowym materiałem, który będzie odzwierciedlał aktualnego, a nie dawnego mnie.

 

W tym roku możemy się spodziewać czegoś od Ciebie?

Cały czas „się robi”, jeśli nie płyta, to mam nadzieję, że chociaż singiel. Postaram się wykorzystać mój czas i pokazać, co potrafię. Na pewno nie zostawię materiału w szufladzie.

Foto: 
Małgorzata Gąś

Zobacz również