Z Mikromusic o...

...skojarzeniach związanych z różnymi dziełami kinematografii, zarówno polskiej, jak światowej, ostatnich klipach, pięknym końcu niszowego zespołu, muzycznych inspiracjach i wielu, wielu innych kwestiach rozmawialiśmy przy okazji wiosennego koncertu we Free Blues Clubie.

Szczecin Główny: Spotykamy się po pół roku. Pamiętacie, jak było ostatnim razem w Szczecinie?

Natalia Grosiak: To był festiwal, więc nie mogliśmy skupić się tylko i wyłącznie na naszym koncercie. Mieliśmy szybką przepinkę i skrócony materiał. Z publicznością szczecińską było bardzo przyjemnie, natomiast wolimy grać klubowe koncerty. Festiwale są dla nas troszeczkę gorszą formą.

 

Na wydarzeniu na Facebooku zapowiadającym kwietniowy koncert ogłosiliście konkurs na support. Spośród zgłoszeń wybraliście PodKulturę. Dlaczego akurat ten zespół?

NG: Właściciele Free Blues Clubu zasugerowali nam, że fajnie by było, gdyby przed nami zagrał jakiś szczeciński zespół. Podchwyciliśmy ten pomysł, chociaż niezbyt często korzystamy z supportów, ale w tym przypadku stwierdziliśmy, że warto spróbować. Ogłosiliśmy, że chętnie przyjmiemy na scenę młody zespół ze Szczecina. Wyborem zajął się Dawid Korbaczyński.

Dawid Korbaczyński: PodKultura była kapelą, która najbardziej podobała mi się spośród zgłoszonych. Wszystkie zespoły prezentowały naprawdę wysoki poziom, a PodKultura najbardziej mi „leżała”. Nie kierowałem się niczym innym poza swoim gustem.

 

Wyczytałem, że miewacie ciekawe przygody z busem. Dzisiaj też się coś wydarzyło?

DK: Chyba tylko raz mieliśmy dużą przygodę. W Białymstoku mróz unieruchomił nam busa – zamarzło paliwo w baku.

NG: Musieliśmy pożyczać farelkę z salonu fryzjerskiego.

DK: Tak w ogóle, wóz jest świetny, igiełka!

NG: Mamy cały czas tego samego kierowcę, który jest dodatkowym członkiem zespołu. Spędzasz z nim 24 godziny na dobę, więc bardzo ważnym jest posiadanie fajnego kontaktu z kierowcą.

 

Często na Waszym facebookowym profilu oglądam zdjęcia z busa, kiedy oglądacie filmy. Czym się kierujecie wybierając je na trasę?

NG: Tym co jest do kupienia na stacji benzynowej. Czasami ktoś przyniesie jakiś na płycie czy pendrivie. Jednak często orientujemy się, że nikt nic nie wziął, kiedy wyjeżdżamy już z Wrocławia i następuje wybiórka tego, co zostaje na stacji. Dziś kupiłam cztery filmy i jestem sponsorem trasy. (ze śmiechem)

DK: W busie oglądam polskie filmy, których w ogóle nie oglądam w domu. Ostatnio oglądaliśmy „Wałęsa – człowiek z nadziei”.

NG: Bardzo dobry film! Świetna rola Więckiewicza. Potem było coś z Nowickim… „Wielki Szu”!

DK: Jak to się zestarzało!

NG: Jednak nawet takie złe filmy w grupie ośmiu cyników ogląda się wspaniale.

 

Pamiętam, że kiedy byłem dzieckiem i jechałem z rodzicami na wakacje, pan przewodnik w autokarze puścił nam „Nic śmiesznego”.

DK: To jeden z naszych ulubionych filmów, ale chyba trochę za wcześnie? Kiedy ja miałem osiem lat, to nie było z czego puszczać filmów.

NG: Mając osiem lat pojechałam na kolonię do Olsztyna i całą grupę dzieci w wieku od ośmiu do piętnastu lat zabrano do kina na „Obcy – decydujące starcie”. To był pierwszy raz, kiedy posiusiałam się ze strachu w majty!

DK: Mój tato jest kinomanem i kiedyś potrafiliśmy chodzić dwa razy dziennie do kina. Czytał mi napisy, bo byłem za mały, żeby umieć czytać i w ten sposób poznałem „Obcego”, „Gwiezdne Wojny”…

NG: Naprawdę, obejrzałeś „Obcego” i nie bałeś się?

DK: Strasznie się bałem! A jak się Lorda Vadera bałem…

NG: Cały czas boję się „Obcego”, ale wyobraź sobie, co przeżyłam będąc dzieckiem.

 

To dlatego teraz tworzysz „smutne” piosenki.

NG: Dokładnie.

DK: „Obcy” Cię straumatyzował. Dziękujemy Ci, Jamesie Cameronie!

NG: Dziękujemy Wam, olsztyńska kolonio!

 

Pozostając dalej w tematyce filmowej, ostatnio pojawiły się dwa klipy z udziałem Natalii. Pierwszy to teledysk do „Za mało” Mikromusic. Dlaczego akurat ten utwór zdecydowaliście się wypuścić, jako singiel?

DK: Pamiętasz, że zastanawialiśmy się, żeby wypuścić go, jako pierwszy?

NG: No właśnie. Ta piosenka jest mocna, melodyjna, nośna i ma przekaz, który wzmocniłam teledyskiem, żeby ludzie dokładnie zobaczyli, o czym śpiewam. Umówmy się, często jest tak, że nie słucha się słów. „Za mało” brzmi refren, ale to zwrotki określają, czego jest nam cały czas za mało w ludzkiej pazerności i dążeniu do luksusów.

 

Czy człowiek jest najgorszym stworzeniem, które zagarnia wszystko i wszystkich?

NG: Tak jest. Dzisiaj wyczytałam, że gdyby wyginęły dziś wszystkie owady, za pięćdziesiąt lat nie byłoby człowieka. A gdyby człowiek wyginął, to cała fauna i flora przepięknie rozwinie się od nowa. Jesteśmy strasznym szkodnikiem.

DK: Wracając jeszcze do tematyki filmowej – Agent Smith z „Matrixa” określił ludzi, jako wirusa toczącego ziemię. Ciężko się z tym nie zgodzić, jak się mocniej zastanowić.

 

Jest wiele filmów pokazujących człowieka – szkodnika, np. „Avatar”…

NG: …który pięknie pokazuje, jak ludzie szukając dóbr niszczą to, co jest najbardziej cenne.

DK: I wykorzystują najłatwiejsze do zdobycia dobra. Człowiek jest w stanie żyć bez ropy. Jest w stanie żyć bez mięsa. Tu jestem trochę hipokrytą, bo Natalia cały czas mi o tym opowiada.

NG: Jednak jestem dumna z Dawida i chłopaków z zespołu. Do tej pory w riderze mieliśmy zapisane dwa wegeteriańskie posiłki, a teraz zmieniłam liczbę na pięć, więc mimo że chłopcy nie przemienili się w wegetarian, to jednak moje „pranie mózgu” odnosi skutek.

DK: Co daje nam prawo do wykorzystywania całej natury? My uważamy, że daje nam to nasza siła i inteligencja. Nie myślimy o tym globalnie, nie myślimy o naszej planecie, której częścią jesteśmy. Kiedy ją zniszczymy, to nas też nie będzie. Usłyszałem ostatnio, że deficytowym towarem staje się słodka woda. Okazuje się, że przestałą być odnawialnym zasobem.

NG: Uważam, że w dzisiejszych czasach jedzenie mięsa staje się niemoralne. Zwierzęta hodowlane nigdy nie miały tak źle, jak teraz. Kiedyś kury, krowy i świnie pasły się na łąkach i podwórzach, a nie w szczelnie zamkniętych pomieszczeniach.

DK: Kiedyś nie opłacało się zabić krowy dającej mleko, bo mogłeś pić je i przetwarzać przez dziesięć lat. Dziś kurczak w sklepie kosztuje dziesięć złotych, a ile ludzi po drodze jeszcze na nim zarabia? Co my jemy, że to jest takie tanie?

NG: Sama nie jem mięsa, ale swojego psa karmię drobiem. To jest jedyne mięso w moim domu. Kupując takiego taniego kurczaka czy indyka, mam wyrzuty sumienia, że daję to mojemu psu, a ludzie to jedzą!

 

Drugi klip, o którym wspomniałem wcześniej został nakręcony do utworu Twojego i Smolika – „Fades away”. Po obejrzeniu teledysku doszedłem do wniosku, że jesteś niebezpieczną kobietą.

NG: Uważaj! (ze śmiechem)

 

Dawid, z chłopakami się nie boicie, że Natalia zawinie Was w folię i zrzuci ze skały?

DK: Oczywiście, że się boimy, bo Natalia ma władczy charakter.

NG: Mam kierowniczy charakter, to prawda, ale już na poważnie. Trzeba zwrócić uwagę na reżysera tego klipu, Pawła Orwata. Andrzej Smolik zadzwonił do mnie w lipcu i powiedział, że zgłosił się do niego reżyser, który miał pomysł na film krótkometrażowy i ta piosenka mu do tego pasowała. Trzy dni roboty w trzydziestostopniowym upale, dziecko z opiekunką obok. Marcin Halbiniak (aktor) owinięty w folię mało co nie umarł z gorąca. Paweł poprowadził mnie, jako reżyser. Kiedy wysłał mi gotowy teledysk i go obejrzałam, byłam zaskoczona, że potrafię tak zagrać. „Ja, reżyser, to zrobiłem”! (ze śmiechem)

DK: Przeraził mnie ten klip, bo znam wszystkie miny Natalii, one są bardzo naturalne. Natalia, to jest straszne, już nigdy Ci nie zaufam! (ze śmiechem)

NG: Do pewnych rzeczy nie byłam przekonana. Nie jestem aktorką, nie mam warsztatu. Paweł opowiedział mi historię tej zawiedzionej i nieszczęśliwej kobiety, która…

DK: …jest socjopatką!

NG: No właśnie nie! Miałam nie być socjopatką. Nie wiem, czy to jest dobrze widoczne, ale w klipie jestem połączona z tym mężczyzną swoistą pępowiną. Ciągnę go za sobą i muszę się od niego uwolnić, bo inaczej ta sytuacja mnie zniszczy. Stąd mój żal i rozpacz. Cały teledysk jest metaforą.

 

Trzymam w rękach Waszą ostatnią płytę, „Piękny koniec”. Dzięki „Chłopakowi” staliście się szeroko rozpoznawalni. Czy ten krążek jest pięknym końcem Mikromusic – niszowego zespołu?

NG: Przez przypadek tak. Nie było to kalkulowane. Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem tego, co się dzieje. Gramy koncerty, które się wspaniale sprzedają, będziemy prawdopodobnie pisać muzykę do filmu, mamy różne propozycje z zagranicy. Dzieje się dużo dobrego, więc jest to koniec epoki, w której zmagaliśmy się  z materią i bardzo często byliśmy sfrustrowani.

 

Macie „Chłopaka”, który na dzisiaj ma dokładnie 2 473 068 wyświetleń na YouTube, Domowe Melodie mają „Grażkę”, a Mela „Melodię Ulotną”. Czy taka milowa piosenka otwierająca wiele drzwi zdarza się tylko raz?

NG: Czasami tak.

DK: Ale nie jest też tak, że łakniemy takich piosenek. Wiadomo, że musi być paliwo dla zespołu, a „Chłopak” takim paliwem jest. Uważamy, że mamy lepsze od niego piosenki.

NG: To ludzie wybierają sobie hity.

DK: Bardzo fajnie, że wybrali akurat tę piosenkę. Kompletnie się jej nie wstydzimy, jest super. Fajnie by było, gdyby ludzie znający tylko ten numer sięgnęli do innych naszych piosenek. W końcu mamy wydane cztery płyty, więc jest z czego wybierać. Może być tak, że będzie tylko „Chłopak”, chociaż miło by było, gdyby pojawiła się jeszcze jedna taka piosenka.

NG: A ja wolę się nie nastawiać, że napiszemy taką drugą piosenkę. Tworzymy teraz nowe utwory i zobaczymy, co się z nimi stanie.

DK: Najgorsze jest parcie na szkło. To widać teraz wszędzie. Mam wrażenie, że go nigdy nie mieliśmy.

 

W którymś z wywiadów opowiadaliście o swoich dawnych muzycznych fascynacjach. Dla Natalii byli to Björk, Alice in Chains, Goldfrapp. Dawid wywodzi się z nurtu funkowo-jazzowego. Kto jest teraz na Waszej playliście, oprócz Tigrana Hamasyana?

NG: Jestem osobą, która nie słucha aż tak dużej ilości muzyki i intensywnie nie poszukuje. Aktualnie najwięcej słucham piosenek z „Ulicy Sezamkowej” z moim dzieckiem, co jest genialną sprawą. Dawid jest poszukiwaczem muzyki i on odwala tę robotę.

DK: Powiedziałbym, że to raczej poszukiwanie brzmień. Czekam z niecierpliwością na nową płytę Paolo Nutiniego, którego fanem jestem od dawna. Mam płytę, którą nagrał w wieku dziewiętnastu lat, na której śpiewał „starym” głosem jak Ray Charles, jakby wszystkie smutki w życiu już przeżył. Najnowsza, brzmiąca bardzo amerykański – „Caustic Love” zapowiadają świetne numery. To jest ogromny sztos, jestem wniebowzięty. Jest straszny sztos i na to czekam. Wyłapuję takie pojedyncze rzeczy. Ostatnia płyta Bonobo bardzo mi się podoba.

NG: Piękna jest. On jest bardzo melodyjny. To producent, jakich wielu. Jednak większość producentów posługuje się dwoma akordami, a Bonobo pisze piękne piosenki.

DK: Cały czas słucham MuteMath i czekam aż wydadzą coś nowego i co rok głosuję na nich, żeby przyjechali na Open’era, ale wydaje mi się, że jest nas może z dziesięć osób i wszyscy z Wrocławia. (ze śmiechem) Cały czas jestem też fanem Toma Yorka i Radiohead. Ostatnio jest straszny hype na Snarky Puppy. Grają świetnie, wszystko mają pięknie poaranżowane, ale nie mogę tego słuchać. Bo już to słyszałem. Przestałem słuchać muzyki, która mi się podoba, bo robiłem to przez całe życie. Teraz słucham tego, co mnie w jakiś sposób zakręci. Może to być brzmienie albo cokolwiek innego. Nie siadam w fotelu i zakładam słuchawki, żeby „ot tak”, posłuchać sobie muzyczki.

NG: Open’er ostatnio ogłosił, że Warpaint przyjadą w lipcu. Czekam na ich płytę bardzo mocno.

DK: Wiesz, że nie znam?

NG: Girlsband grający ostrą rockową muzykę.

 

Przyznam się Wam, że czekam na Jacka White’a. To, co ostatnio wypuścił piekielnie intryguje.

DK: To jest facet, który ma kapitalnie brudne brzmienie. Kiedyś nie lubiłem takich gitar, ale teraz jestem fanem takiego brudasa. Oglądałeś „It Might Get Loud”?

 

Jak dla mnie najlepsza scena została wycięta z filmu. Ta, w której Jack uczy Edge’a i Jimmego Page’a „Seven Nation Army”.

DK: Ja lubię tę, w której The Edge, mistrz używania efektów gitarowych stoi w pokoju zastawionym efektami i gra riff. Wyłącza wszystkie urządzenia i jest tylko „piiiiiim”. Może to wyglądać śmiesznie, ale to też jest forma sztuki, używanie sprzętu w taki sposób.

 

Wspominaliście, że pracujecie nad materiałem, a w innym wywiadzie wyczytałem, że największą radością jest dla Was etap powstawania piosenek. Jak bardzo radośni teraz jesteście?

NG: Teraz dopiero troszkę.

DK: Byliśmy wcześniej bardziej radośni, bo zrobiliśmy już cztery numery, teraz mamy przerwę, ale już niedługo z powrotem zaczniemy i znowu będziemy szczęśliwi.

NG: Powoli piszę teksty…

DK: Mamy cztery numery, z czego trzy wesołe, a jedna bardzo smutna.

NG: To będzie chyba najsmutniejsza piosenka Mikromusic, a to wiele mówi. Myślę, że to będzie kolejny krok w kierunku nastroju znanego z „Za mało”. 

DK: Chcielibyśmy wejść do studia jesienią, chociaż nie zostało już zbyt wiele czasu.

NG: Jak się zepniemy, powinniśmy zdążyć.

 

Czyli przy sprzyjających wiatrach kolejna płyta już w przyszłym roku.

NG: Kiedyś nie graliśmy tyle koncertów, więc mieliśmy dużo wolnego czasu! (ze śmiechem) We wrześniu nagramy jeszcze kolejną płytę dvd z akustycznymi wersjami. Póki co nie zdradzamy więcej.

 

Gdybyście chcieli nagrać „Niemiłość 3”, to o czym by był dzisiaj ten kawałek?

DK: No jest, „Za mało”! (ze śmiechem)

NG: Ten temat jest wciąż aktualny, „w dupie” trzeba mieć rzeczy małe, nieważne. Te, które nie wnoszą nic do naszego życia, a nas drażnią. Myślę, że trzeba zachowywać w sobie spokój i zdrowy rozsądek. Ponadto być dobrym dla innych i szanować się nawzajem.

DK: Szacunek jest najważniejszy w relacjach międzyludzkich.

NG: To jest niesamowite, że kiedy popełniam błąd, jako kierowca i nagle ktoś z innego samochodu wyzywa mnie od najgorszych. To jest straszne, że w kontaktach na drodze, czy w kolejce uwalnia się niekontrolowany brak szacunku do drugiej osoby. To trzeba mieć w dupie! Przeraża mnie, że człowiek, z którym rozmawiałbyś o interesach i wszystko byłoby w porządku, nagle w pewnym momencie wyzywa Cię od najgorszych i o mało Cię nie pobije.

 

Takie same sytuacja zdarzają się w Internecie.

DK: Tak chyba musi być, to znak czasów…

NK: Niedawno miałam brać w wyjątkowym wydarzeniu, koncercie L.U.C.a. Łukasz miał wypadek i wpadł do zapadni. To była dla nas wszystkich przerażająca chwila. Napisano o tym artykuł, a pod nim podłe i niesprawiedliwe komentarze.

DK: Że też im się chce to wszystko pisać?

NG: Na co ta złość, na Łukasza? Co on im zrobił?

DK: Hejterzy zaczęli działać przy okazji Liroya. Facet zrobił dla polskiego rapu tyle, że powinien dostawać od raperów kwiatki. Płytą „Scyzoryk” wywindował rap do rangi muzyki popularnej. Wszyscy rapowi wykonawcy mający dziś miliony fanów powinni mu dziękować za to, co wtedy zrobił. Tymczasem tak nie jest. Internet obiegły nagrania telefonów do niego. Jakiś ziomek, który nagrał sobie płytkę na laptopie nie powinien oczerniać kolesia, który zrobił dla niego tak wiele.

 

Czego Wam życzyć? Wewnętrznego spokoju?

DK: Czemu nie, bardzo prosimy.

NG: Wewnętrznego spokoju, dobrego nastroju i dbajmy o siebie.

Foto: 
Bartek Sadowski

Zobacz również