Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

Z Peterem J. Birchem o...

...podróżowaniu przez całą Europę, nowej płycie, folkowym boomie na polskiej scenie muzycznej i nie tylko rozmawialiśmy tuż po jego występie w szczecińskim klubie Lulu.

SzczecinGłówny: Jak to mówią „Z ziemi włoskiej do Polski…”

Peter J. Birch: Dokładnie. Wczorajsza podróż z Senigalli do Szczecina rzeczywiście była niesamowita. Mówiąc szczerze, nie wiem, jak tego dokonaliśmy. Bodajże o 1:15 wyjechaliśmy ze wschodniej części południowej Italii i dotarliśmy do Wołowa [rodzinne miasto Petera – red.] około 23:00. Mój menadżer Borówa jest jedynym kierowcą, a jechaliśmy we dwóch. Zasnąłem bardzo szybko, bo ustaliliśmy, że w pewnym momencie go zmienię, co przez moment zrobiłem, by się chociaż przez chwilę zdrzemnął. Jakoś dotarliśmy do Szczecina.

 

Folk dopiero teraz staje się popularny w Polsce, skąd u Ciebie fascynacja tym gatunkiem?

Ten fakt bardzo cieszy, ale jak każdy gatunek, również ten jest dość szerokim pojęciem i można go interpretować na wiele różnych sposobów. Wielu folkowych artystów mi się nie podoba, równie dużo mi się podoba. Jest to na tyle szerokie, jak w tej chwili pojęcie „rock”. Wszystko zaczęło się kilka lat temu. Zaczynałem od grania alternatywnego rocka na bębnach i chyba wraz z wiekiem zacząłem czuć potrzebę odskoczni od tego hałasu. Na początku w ogóle gitara klasyczna nie wchodziła w grę. Z czasem odkryłem jednak, że jest instrumentem, który najlepiej czuję, a piosenki, które za jej pomocą tworzę, najlepiej mi wychodzą. Wtedy powstał projekt Peter J. Birch.

 

Jest Was kilkoro. Jesteś Ty, są Fismoll, Patrick The Pan, Lilly Hates Roses.

Zrobiło się małe wielkie bum, co bardzo cieszy. Osobiście znam wszystkich, których wymieniłeś i bardzo im kibicuję. Cieszę się, że tworzą i działają. Super, że wytworzyła się taka scena. Do tych artystów dodałbym Coldaira, który działa dłużej niż wszyscy wyżej wymienieni. Fajnie, że jest taki świat muzyczny, który na własną rękę próbuje działać.

 

Wspólnym mianownikiem opisujących Was wszystkich jest szczerość.

Coś w tym jest. Oczywiście nie chcę odpowiadać za nich, ale jeśli chodzi o mnie to pisząc utwory, nagrywając je czy wykonując na koncertach, zawsze staram się dawać z siebie 100 procent. Na tyle kocham to robić, że wiem, że robię to z totalną pasją. Wtedy to się chyba przedkłada na to, że ludzie potrafią odczuć tę szczerość. Dla mnie w muzyce to jest najważniejsze. Najbardziej sobie w niej cenię właśnie klimat i emocje. Nie raz słyszałem wykonawców, którzy technicznie byli bezbłędni, ale brakował mi tych emocji, czegoś co by mnie porwało. Niejednokrotnie ktoś się dziwił, że przecież oni grają świetnie. No tak, ale nie ma w nich tego czegoś, czego potrzebuję. Wiem, że jest więcej ludzi, którzy potrzebują właśnie takiej wrażliwości. Sam staram się ją w jakiś sposób wytworzyć i tego też oczekuję od artystów, których słucham. Nie znam doskonale twórczości tych, których wymieniłeś, ale wiem słuchając poszczególnych utworów, że to jest właśnie ten typ muzyki.

 

A kogo Peter J. Birch słucha na co dzień?

To dość szerokie spektrum. Począwszy od hałaśliwych rzeczy, przez amerykański folk po elektronikę i różnoraki pop. Tych artystów trochę jest. Nie chciałbym kolejny raz wymieniać nazwisk, bo mam swoich ulubionych, ale też nie jest tak, że od czterech lat słucham bez przerwy tego samego. Poznaję nowe rzeczy. Przykładem artysty, którego ostatnio słucham jest Chad Faker łączący folkowy klimat z dużą dawką elektroniki. Poza tym rzeczy, które zakorzeniły się we mnie dość dawno – Damien Jurado, Bonnie „Prince” Billy, czy takie klasyki jak Townes Van Zandt, którzy zawsze mi towarzyszą w muzycznej drodze.

 

Jesteś w trakcie bardzo długiej trasy koncertowej i wrzuciłeś na Facebooka nowy album. Pierwszy został wydany w styczniu, a tu już drugi na horyzoncie.

Już przy okazji nagrania debiutanckiej EP (w 2010 roku) niektóre utwory ze zbliżającego się albumu były gotowe i miały zostać nagrane w takiej wersji, jak wszystkie z EP – to znaczy tylko z gitarą akustyczną i wokalem. Jednak nie wystarczało czasu w studio i dobrze się stało, bo dzięki temu materiał został zaaranżowany później w zupełnie inny sposób, „na bogato”. Z racji tego, że proces nagrywania pierwszego albumu trwał dwa lata, cały czas pisałem inne utwory. Na szczęście – i mam nadzieję, że to będzie jeszcze trwało – pomysły przychodzą do mnie same. Troszeczkę materiału powstało. Jeśli ktoś zna moją twórczość, będzie zaskoczony. Czy pozytywnie, czy negatywnie – już nie mnie oceniać. Mogę tylko zdradzić, że album nie zawiera żadnego utworu mogącego się dosadnie kojarzyć z debiutancką płytą „When The Sun's Risin' Over The Town”. Jednak cały czas to jestem ja.

 

Jesteś w stanie podać jakieś konkrety dotyczące płyty?

Planuję premierę w 2014 roku. Dałem sobie czas, żeby album sobie poleżał, żebym zobaczył, czy jakieś pomysły mi wejdą do głowy. Być może jakiś dodatkowy aranż? W zasadzie utwory są nagrane w 90 procentach. W momencie wydania nowego albumu, chcę być gotowy na wszystko co związane z jego promocją. Dlatego się nie śpieszę. Uznałem, że nie będę mówił o planowanym nagrywaniu. Po prostu pojechałem. Wynikało to też z tego, że sam nie byłem do końca pewny, co się wydarzy w studio.

 

Grałeś w tym roku na Open’erze, teraz jesteś w trakcie ogromnej trasy. Czego Tobie, jako Artyście można jeszcze życzyć?

Na razie spełniam się regularnie i to mnie cieszy. Chciałbym, żeby taki sen trwał w nieskończoność. W zasadzie od pół roku żyję z tego, co robię i jestem z tego bardzo zadowolony. Nie wybiegam za daleko w przyszłość, ale chciałbym to kontynuować i rozwijać siebie, jako artystę, tworzyć dalej. Póki co mi to wychodzi, pomysły się jeszcze nie kończą, więc oby to trwało. Zawsze powtarzałem, że chciałbym regularnie grać koncerty, nagrywać płyty i poprzez to docierać do odbiorców. Jeżeli to mi się będzie udawać, to jeśli chodzi o drogę artystyczną, będę w stu procentach spełniony.

Foto: 
Klaudia Zych

Zobacz również