Z Szymonem Majewskim o...

...jego monologu "One Mąż Show" i związanym z nim stresie, swoim długoletnim związku i receptą na szczęście. Wszystko z okazji jego przyjazdu na 8. Festiwal Komedii SZPAK do Szczecina.

SzczecinGłówny: Od momentu, gdy się zobaczyliśmy, cały czas opowiadasz. Jak mieścisz się w dziewięćdziesięciu minutach przeznaczonych na spektakl?

Szymon Majewski: Nie mieszczę się, ale od razu chciałbym wszystkich uspokoić. Ostatnio zdarzyło mi się gadać prawie dwie godziny, a przecież życie teatru musi się toczyć. Zdaję sobie sprawę, że zarówno obsługa, jak i publiczność mogła mieć mnie dość. Pani Krystyna  [Janda - przyp. red] nagrała dla mnie specjalne komunikaty. Kiedy słyszę „Szymon, minęła godzina”, wiem ile mogę jeszcze historii opowiedzieć. Teraz, po całym sezonie grania, wiem jak robić monolog. Jednak cały czas się uczę. Cały czas uaktualniam swój spektakl. Niedawno dołączyłem do niego plan jak robić zakupy. Moja żona wysłała mnie na pewien targ i narysowała mi taki plan, że musiałem go włączyć do „One Mąż Show”. Zastanawiam się, jakim muszę być facetem, skoro Magda zaznaczyła mi jak wejść na targowisko. Narysowała strzałkę, gdybym przypadkiem poszedł bokiem.

 

Dostałeś po prostu zindywidualizowanego GPSa.

Dokładnie. Stałem na tym targu z kartką w ręce, obok mnie szefowa tego miejsca i zaproszone przez nią koleżanki. Panie bardzo się śmiały, bo nie widziały jeszcze nigdy faceta z takim planem. Historię z tym związaną włączyłem do spektaklu, który jest niejako rozwinięciem felietonów o moim małżeństwie, które piszę do „Zwierciadła”.

 

Odpowiedz mi proszę na kilka krótkich pytań.

Tak, zadawaj mi pytania, bo jak widzisz, ja gadam strasznie dużo.

 

Co mówi górnik, który żegna kopalnię?

Czekaj, czekaj, to jest mój żart! Co mówi górnik… Carbo-nara!

 

Tak jest! Wiesz na czym śpi hinduski kucharz?

Na sri… Nie. Na fa… Też nie. Na curry macie!

 

W takim razie ostatnie: Jaki jest ulubiony posiłek prezesa Kaczyńskiego?

O nie, tego sobie nie przypomnę.

 

Jadło-z-PiS.

A tak, no przecież! W ogóle ostatnio wrócił do mnie jeszcze jeden żart. W sumie, wraca co roku. Co to jest „O” wypuszczone z pupy wskakujące na choinkę? O-z-dupki na choince! Zawsze zamęczam tymi ozdóbkami swoje dzieci.

 

Na scenie Och-Teatru występowałeś już ponad dwadzieścia razy, ale pierwszy wyjazd jest dopiero przed Tobą.

Boję się tego pod jednym względem. Nie wiem, na ile, ale Krystyna zawsze mi tłumaczyła, że większa widownia wymaga od występującego większych środków dotarcia do nich. Chcę się z tym zmierzyć i zastanawiam się czy „One Mąż Show” nadaje się na większą scenę niż moja domowa. Humor, którego doświadczycie, to Majewski saute bez ubarwień, bez świateł. Bardzo skromnie. Po wielu latach i doświadczeniach z mediami miałem ochotę, by ludzie przyszli na mnie, a nie żebym musiał wskakiwać im do domów. Kiedy rozstałem się ze swoją poprzednią stacją dwa lata temu nie mogłem nic robić w telewizji ze względu na zakaz konkurencji, a ponieważ jestem dość pracowity, chciałem się sprawdzić. Te dwadzieścia cztery miesiące zaowocowały tym i jeszcze jednym spektaklem, który będę pokazywał prawdopodobnie od nowego roku, a także serialem, który napisaliśmy z przyjaciółmi. To wszystko jest niby zbliżone do tego, co robiłem, a jednocześnie tak nowe, że czuje się jak dzieciak. Przychodzę do teatru i mam niewyobrażalną frajdę bycia tam. Bycie w mediach to ciągłe kompromisy. Musisz brać pod uwagę producenta, szerokiego odbiorcę. Nagle okazało się, że tutaj mogę zabawić się w czystą formę moich żartów. Ludzie, z którymi rozmawiam po występach opowiadają, że to jest ciepłe, że mimo wszystko to jest o miłości. Dokładnie tego chciałem.

 

Kiedy rozmawiałem z Kasią Piasecką, Abelardem Gizą i Kacprem Rucińskim, zapytałem ich o tabu. Opowiadanie o swojej prywatności to też trochę taki temat. Nie bałeś się tak bezceremonialnego otworzenia się przed ludźmi?

Im było bliżej do premiery, tym mój lęk był większy. Nagle złapałem się na tym, czy to nie jest przypadkiem tak, że ja sobie na to otworzenie się pozwoliłem, a przecież moja żona może mieć z tym problem. Piękną rzeczą, jaka mi się przytrafiła była jej obecność na jednej z prób. Nie powiedziała mi, że przyjdzie, Marysia Seweryn ją wpuściła. Magda siedziała z tyłu, obserwowała mnie i po wszystkim podeszła, przytuliła i powiedziała, że wszystko jest ok. Spektakl jest mocno autoironiczny. W końcu jakim muszę być mężem, że żona robi mi plan targowiska? Natomiast wracając do pytania, myślę sobie, że tutaj chodzi o inny rodzaj tabu – na ile ja się otworzę i opowiem o swoim życiu. Nie otworzę się za bardzo. Poza tym, humor daje Ci pewną możliwość schowania się za nim. Często ludzie pytają mnie, czy tak było. Zawsze mogę się tym zasłonić. W przypadku tamtych stand-uperów pytałeś pewnie o inne tabu. Oni używają swoich występów, jako pewnych szpikulców. U mnie próg wrażliwości jest dużo niżej niż u nich. Kasia, Abelard i Kacper bardzo przekraczają granicę, wsadzają kij w mrowisko. Ja mam z tym problem i trudno byłoby mnie nazwać stand-uperem. Chyba jestem trochę przedwojennej konstrukcji. Nawet kiedy robiłem swój program, było mi żal polityków, z których się śmialiśmy. Ostatnio dyskutowałem z pewnym kabaretem na temat tego, co powiedzieli, bo ja bym tego nie zrobił. Kiedyś porównywano mnie z Kubą i próbowano tworzyć jakieś zestawienia. Myślę sobie, że nie umiem tak swobodnie hasać i to raczej nie minie. Może to wynika z szacunku dla innych poglądów. Chyba jestem za humorem lirycznym, ale nie myśl, że odwołuję się do Starszych Panów, bo – umówmy się – też odstawiałem ostre numery. Cały czas miałem w sobie dyskusję, na ile mogę sobie pozwolić, a na ile już nie. Kiedy parę lat temu robiliśmy program, który miał być wyemitowany w okolicach Święta Niepodległości, wymyśliliśmy, że w tle pojawi się postać ubrana w szary mundur i bujająca się na koniku na biegunach. Taka kukiełka, symbolizująca nasz naród. W nocy przed emisją dzwoniłem do produkcji i dziewczyny, która to montowała z wyrzutami sumienia. Zamartwiałem się, po co myśmy to robili, przecież kombatanci nam tego nie wybaczą. I co? Nikt tego nie zauważył, to była moja obsesja. Przyznasz sam, że z czymś takim Kacprem albo Abelardem nie będę. Jeśli mam znaleźć swoją niszę, to prawdopodobnie będzie to abstrakcja albo opowiadanie o swoim doświadczeniu. Przecież nikt jeszcze nie opowiadał tak bardzo o sobie! Pamiętam, że kiedy zadzwoniłem do Krystyny Jandy z pomysłem o monodramie na temat swojej żony, od razu podchwyciła mój koncept.

 

Wydaje mi się, że szybciej można się spodziewać, że to jakaś kobieta poopowiada o swoim mężu, nie odwrotnie.

Wydaje mi się, że to manifest miłości, bo nigdy nie pozwoliłbym sobie na coś takiego, gdybym się rozstał ze swoją żoną. Wtedy to byłby rodzaj rozstrzelania, a ja opowiadam o naszym chodzeniu na kompromisy, o robieniu kroczków w tył, w bok, o ułożeniu się. Kiedy byliśmy po kilku latach naszego związku miałem ochotę ją zamordować za niektóre rzeczy, ona tak samo mnie. W pewnym momencie zrozumiałem, że muszę to zaakceptować. Zobaczyłem kolejną rzecz, którą robi dokładnie tak samo, która jest przewidywalna i zamiast dostawać piany, dostrzegłem jak niesamowite jest to, że jest taka jak zawsze była i jaka będzie. Stwierdziłem, że jeśli mamy się ciągle kłócić o te same rzeczy, to wystarczy je po prostu zaakceptować.

 

Jesteś chyba cholernie szczęśliwym facetem.

Wiesz kiedy to się najczęściej sprawdza? W trakcie wyjazdów. To niesamowite, że w sytuacji kiedy są jakieś bankiety, czy imprezy, myślę jak fajnie byłoby już wrócić do domu. Najdłuższa moja wyprawa miała miejsce wiele lat temu. Z moim dobrym przyjacielem polecieliśmy do Ameryki Południowej. On po tych pięciu tygodniach został podróżnikiem, a ja już po jednym chciałem wracać do domu. Nawet nie wiedziałem, jak mu o tym powiedzieć. Peru, Boliwia, wszystkie te piękne miejsca były zachwycające, ale codziennie wieczorem odkreślałem kolejny dzień. To jest bardzo dziwne, ale może to wynika z mojego wychowania. Mianowicie, zdecydowanie wolę towarzystwo kobiet, dlatego nie obraź się, ale wolę poruszać kobiece tematy. Moja ukochana sytuacja to osiem koleżanek mojej żony i ja gadający o babskich sprawach.

 

W Waszym wspólnym wywiadzie dla Gali Magda wspomniała o tym, jak umawiała się na babski wieczór i jej koleżanka zastrzegła, że Ty też musisz przyjść.

Pod tym względem jestem totalną feministką. Z facetami mam przedziwny problem, bo od razu zaczynają się porównania kto co ma, wyścigi „na fujarki”. Dla mnie siedzenie z koleżankami mojej żony jest najcudowniejszą sprawą. W monologu wspominam, że żona poszła na manifę, a ja kibicowałem jej z domu. Wszędzie mam opinię pantofla. W TVNie, kiedy próbowano przeforsować coś, na co się nie zgadzałem, stosowano bajpas i dzwoniono do Magdy.

 

W tym wywiadzie czytamy: „Jak pytasz mnie o żonę i męża, to w pierwszej chwili mam wrażenie, że to mnie nie dotyczy”. Tytuł Twojego monodramu: „One mąż show”.

To jest chyba tekst Osieckiej, „Nie mów do mnie jak do żony…”. Uważamy się raczej za związek, w którym w powszechnym znaczeniu Ona jest moją żoną, ja jestem jej mężem, ale robimy wszystko, by tak nie było. Cały czas czuję się, jakbym miał coś w tym związku do zrobienia. Ciągle występuje element zdobywania, gry o siebie. Ludzie czasami wchodzą w kapcie i to chyba tyczyło się tego wpadania w schemat. Sądzę, że związki kończą się po pierwsze przez to, że jedna strona nie potrafi zrozumieć, że jeśli druga ma jakiś zwyczaj, to on będzie zawsze, a po drugie przez wpadnięcie w rutynę.

 

Duży stres towarzyszył próbom przed Krystyną Jandą?

Potworny! To była masakra. Konsultowałem to potem z innymi aktorami i dowiedziałem się, że ludzie płaczą, potrafią wpaść w histerię. Krystyna jest bardzo surowym oceniającym. W noc poprzedzającą pierwszą próbę z Jandą nie spałem, a kiedy już byłem w Polonii, starałem się wszystko maksymalnie przedłużyć. Stanąłem wreszcie na scenie, tylko przed nią na widowni. To było straszne. Krystyna Janda chyba nie zdaje sobie sprawy z siły bycia z Krystyną Jandą. Mówię ten tekst, a pamiętaj, że nie jestem aktorem. Po prostu wychodzę i opowiadam. Oczywiście staram się odgrywać, ale to jest moment mojego rozgorączkowania się, jednak to tylko opowieść. Nie umiem zagrać widowni, ich reakcji, a Krystyna jest tak totalną aktorką, że ona wie, kiedy oni się odezwą, kiedy zareagują. Słuchała mnie przez czterdzieści minut w milczeniu. Ja po jakimś czasie nie wytrzymałem i zapytałem ją, czy jej się to podoba. „Przecież już to przeczytałam i wiesz, że tak. Tylko Ty to robisz tak…” i Krystyna Janda tłumaczy i pokazuje mi, jak i kiedy ludzie reagują. Wtedy chyba zrozumiała, że ma do czynienia z gościem, który trochę przyszedł z ulicy i ma „grać”. To, co robiłem kiedyś, odrobię ociera się o aktorstwo, ale aktorstwem jednak nie jest. Nie potrafiłem zagrać puenty, mogłem ją co najwyżej sobie wyrobić. Teraz, po całym sezonie, wiem, w którym mniej więcej momencie ludzie zareagują.

 

Jakie Szymon Majewski ma obecnie plany?

Bardzo dużą przyjemność sprawia mi budowanie swojego małego świata obok tego komercyjnego.  Wydaje mi się, że czasy rozdmuchanych show w telewizji minęły ze względu na budżety, a poza tym Internet tak mocno funkcjonuje, że telewizje powinny stawiać na coś innego. Marzy mi się zrobienie spokojnego wieczornego programu. Bardzo dbam o to, co mam teraz, czyli moje krótkie formy w Zetce i przygoda u Krystyny. Przychodzi teraz czas na małe inicjatywy. Mam wrażenie, że odwrotną inicjatywą od Facebooka będzie gromadzenie się ludzi w klubach i rozmawianie ze sobą, a nie uciekanie w telefon. Jeśli będę robił jakąś rzecz dla szerokiej publiczności, to chcę robić to, co ciągle robię u Krystyny. Chcę skupiać wokół siebie ludzi czujących świat jak ja. To nie jest kwestia pieniędzy, tylko czystej satysfakcji. To dla mnie najwspanialsza rzecz. 

Foto: 
Ola Grochowska

Zobacz również