Czy nasz naród powinien interesować się Cyganami, ich historią, losami, zwyczajami? Wydaje mi się, że tak. Najnowszy film o nich jest tego potwierdzeniem.
„Papusza” czyli po cygańsku „Lalka”. Film, na który postanowiłam pójść po obejrzeniu trailero-piosenki w wykonaniu Kayah i Elżbiety Towarnickiej. Nie pożałowałam. Po wyjściu z kina aż do teraz, zainteresowanie cygańskimi losami siedzi w mojej głowie i nie daje zapomnieć o sobie. Świadczy to o tym, że Państwo Krauze, jako reżyserzy, wykonali kawał dobrej roboty. Choć nie obejdzie się z mojej strony bez lekkiej krytyki.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to czarno-biała oprawa filmu. I chwała za to. Kolorowy nie dałby takiego kopa do myślenia (podobnie było z inną w ten sposób nakręconą ekranizacją- „Pora umierać”). Druga istotna rzecz- przepiękna ścieżka dźwiękowa z tłumaczeniem cygańskich słów. Tu pokłony biję w stronę Pana Jana Kantego Pawluśkiewicza.
Nie chcę zdradzać całej historii, bo nie na tym recenzja polega. Nakreślę jedynie szkic tego, o czym jest ta autobiograficzna opowieść. Przenosimy się w różne okresy życia cygańskiej poetki Papuszy- Bronisławy Wajs (w jej rolę wcieliła się Joanna Budnik). Widzimy jej narodziny, potem lata przedwojenne, czas wojny i wreszcie- to co działo się w okresie komunizmu. Oczywiście całość ma szerszy wymiar w ujęciu życia Cygan ogólnie. Problemy jednostki zintegrowane są z pozostałymi członkami taboru. Szczególne w tym względzie są tematy: samotności artysty wśród swoich, utraty wolności w postaci koczowniczego trybu życia.
Papusza poetką była, w to nie śmiem wątpić. Jak na osobę, która nie ukończyła szkół i nie mówiła wykwintnym, inteligenckim językiem, uświadomiła coś ważnego, że to wrażliwość na otaczający świat potrafi tak ubrać puste kartki w słowa, których czasem nie jesteśmy w stanie wypowiedzieć.
Z pewnością obraz o tej niezwykłej Pani by nie powstał, gdyby nie dwuletnia włóczęga polskiego pisarza Jerzego Ficowskiego (zagrał go aktor Antoni Pawlicki) z taborem, do którego należała Papusza. Z pewnością też, wiersze w oficjalnym obiegu by nie wyszły, gdyby nie zauroczenie jej talentem Juliana Tuwima.
Jest sporo tragizmu, ale również są dowcipne akcenty, chwile radości, radości nam nieznanej z bycia wolnym w znaczeniu dosłownym. Ruch hippisowski mieliśmy w Polsce słaby, ale cygańskiego nie powinniśmy się wstydzić, bo to oni są takimi naszymi ludowymi hippisami, jeśliby przeciwstawić ich z amerykańską rewolucją miłości. Spuścizna kulturowa ogromna. Dlatego tak ważne jest, byśmy umieli ją pielęgnować, bo krzywd jakie wyrządziliśmy, już nie odwrócimy.
Film zebrał 11 nagród. Także recenzje z różnych stron są bardzo pochlebne. Ciekawostką jest, że to pierwszy polski obraz filmowy nakręcony w języku Romów. Czyli historia pokazuje, że wszystko musi iść naprzód, rozwijać się w danych zagadnieniach. Potrzeba tylko czasu. Tak było w przypadku Jerzego Ficowskiego, który jako pierwszy w historii polskiego pisarstwa napisał monografię o Cyganach (w 1953 r.). Dalej, z krótkim filmem dokumentalnym „Papusza”, gdzie możemy zobaczyć prawdziwą Bronisławę Wajs (w 1974 r.), do czego gorąco zachęcam. Wystarczy poszukać na YouTube. Jeszcze po drodze była „Historia Cyganki” nakręcona w 1992 r. A kończąc na ekranizacji autobiograficznej , o której tu mowa (2013 r.).
Co do uwag z mojej strony, są one niewielkie. Przy oglądaniu filmu, miałam czasami wrażenie, że niektóre sceny ciągną się niemiłosiernie. Widać, był to efekt zamierzony, zapraszający widza do głębokiej zadumy. No cóż, może to tylko moje obiekcje w tym temacie. Inna sprawa to przeskoki w chronologii zdarzeń. I tu do Ciebie Widzu Drogi- komunikat. Nie wychodź w czasie seansu do ubikacji, bo grozi to przeoczeniem faktów bądź zagubieniem się w dalszych wydarzeniach.
Reasumując, serdecznie polecam i zapraszam do obejrzenia „Papuszy”. Zwłaszcza w tak kameralnym miejscu, jakim jest kino „Pionier”.
Foto:
Mat. promocyjne