Relacje



Nie znamy ich tożsamości, nie wiemy jak wyglądają ich twarze, nie rozpoznamy ich po głosie (szacunek dla tych, którzy potrafią w głowie pościągać wszystkie filtry nałożone na wokale i usłyszeć barwę wyjściową). Ale czy jest ktoś, komu to przeszkadza?

To bardzo miłe i, co by nie mówić, nobilitujące, kiedy zespół szybko wraca do danego miasta, a tak właśnie było z Sorry Boys i Szczecinem. 

Basista znany ze współpracy z Herbie'm Hancock'iem, dawny producent Amy Winehouse, saksofonista James'a Brown'a i perkusista Kurt'a Elling'a na jednej scenie w ramach jedynego koncertu w Polsce.

– Jak może podobać mi się piosenka, którą słyszę pierwszy raz? – to retorycznie pytanie, doskonale znane z filmu "Rejs", brzmiało mi złowrogo w uszach przed Feng Szują. Trudno jednym słowem (jak przedstawienie, koncert, recital) określić rzeczywistość, którą autorsko wykreował Olek Różanek. Jakie miłe zaskoczenie przeżyłem, gdy okazało się, iż prezentowane utwory, wcześniej zupełnie mi nieznane, nie podlegają ani trochę mamoniowej estetyce. Ale po kolei. Co było wyjątkowego? 

Dwa koncerty, dwa różne światy muzyczne, dwie różne podróże, ale podróże i to właśnie wspólna cecha, która łączy Freddy Marx Street z Disparates. A mogliśmy się o tym przekonać w środowy wieczór w Rocker Club dzięki inicjatywie pod nazwą Klezmarzec.

Liczba 6 to biblijny symbol niedoskonałości i braku pełni. Nie do końca się z tym zgadzam – koncert zagrany przez sześciu rewelacyjnych muzyków, czyli Raya Wilsona i niezwykłego kwintetu w Operze na Zamku - był występem idealnym.

Polska, Ukraina i USA na jednej scenie. Dużo dobrych słów, rozdane uśmiechy i papeteria z zachętą do pisania listów. Na scenie staromodna skrzynka pocztowa. Czyli DagaDana w trasie z „Listem do Ciebie”.

Są koncerty, na które idziesz, by tylko dobrze się bawić. Istnieją jednak artyści, na których występy idziesz, żeby poczuć coś więcej. Żeby oczyścić głowę, znaleźć różnie rozumiany spokój. Taką artystką jest KARI. 

1 marca szczecińską Piwnicę Kany odwiedził po raz pierwszy, i mam nadzieję nie ostatni, warszawski zespół Hanimal, czyli poezja śpiewana przejrzystym głosem, przy akompaniamencie eterycznego rocka i folku z psychodelicznym zabarwieniem.

Jak sam tytuł relacji mówi - wszystko działo się w Elefunk. Ostatni dzień lutego powitał pierwszy dzień marca w muzycznym szaleństwie, a to wszystko za sprawą Mariki!

Strony