W sobotę, 30 maja, sceniczną przestrzeń Elefunka pochłonął elektroniczny powiew, którego źródłem był zespół o, kojarzącej się z farmaceutykiem, nazwie XXANAXX. Lek ten ma na celu „krótkotrwałe leczenie stanów lękowych” i ogólne rozluźnienie ciała. Czy duet ma podobne „zastosowanie”?
Dawkowanie
Tłum nie wyglądał na specjalnie zlękniony. Był bardziej pobudzony, gotowy na „zażycie” XXANAXXu w każdej dawce, choćby i potrójnej. Klaudia Szafrańska (wokal) swoim delikatnym głosem bardzo łagodnie zaczęła wprowadzać ludzi w stan ewidentnego ukojenia i odrealnienia, dozując tym samym lek pod postacią dźwięków tak dobrze, że trudno było odmówić przyjęcia pierwszej porcji. Potem już poszło – zbędnym było liczenie kolejnych dawek, bo umysł nie wyrażał sprzeciwu, akceptował kolejne i kolejne. Przypadków przedawkowania nie odnotowałam, więc z tego tytułu już można mówić o małym sukcesie. Ci, którzy przyszli na koncert z nerwem skołatanym, wyszli z niego na pewno wyciszeni (przynajmniej wewnętrznie, bo pomieszanie XXANAXXu z alkoholem w niektórych przypadkach mogło z zewnątrz sprawiać wrażenie wyciszenia dość specyficznego).
Ciemności
Tym, którzy – z bliska lub z daleka, aparatem lub telefonem – planowali uchwycić cokolwiek z tego, co miało miejsce na elefunkowej scenie, przyszło z pomysłu zrezygnować, lub zadowolić się zdjęciem skąpanym w ciemności. Duet bowiem „oświetlony” był jedynie przez znajdujący się za ich plecami ekran telewizora, ale warto zaznaczyć, że światło to było dość mizerne i nieszczególnie zasługuje na miano scenicznego reflektora. W związku z tym półmrok panował na całej rozciągłości sali, nie wyróżniając w ten sposób żadnego jej fragmentu. Można uznać, że ten zabieg jest ciekawy, i że w zasadzie takie sceniczne oświetlenie nie ma zbyt wielkiego znaczenia. W praktyce okazało się jednak, że ten drobny szczegół miał niemały wpływ na odbiór koncertu. O ile nie stało się w jednym z pierwszych rzędów i nie miało namacalnego dowodu na to, że koncert rzeczywiście się odbywa tu i teraz, o tyle w dalszych rzędach zanikała lekko aura koncertu, płynnie przechodząc w tę bliższą klubowej imprezie. Można było odnieść wrażenie, że gdzieś tam z przodu dj zapuszcza właśnie przyjemny elektroniczny set z damskim wokalem na przedzie, podczas którego ściśnięty na niewielkim parkiecie tłum miarowo pulsuje i…
Rozmawia
No właśnie. Stojąc na tyłach parkietu można było odnieść wrażenie, że część ludzi (nie chcę pisać ‘zdecydowana’, ale na pewno spora) przyszła nie na koncert, ale na zwykłą imprezę, podczas której z uporem próbowała przekrzyczeć natrętną muzykę wydobywającą się z głośników. Niektórym się to nawet udawało. Niestety. Pośród gwaru entuzjastów zespołu XXANAXX ginęły mi bowiem momentami te dźwięki, dla których przyszłam do Elefunka, dając pierwszeństwo tym wypowiadanym przez widownię. No nic. Trzeba się było pchać do przodu i liczyć, że znajdzie się miejsce inne, niż za plecami najwyższego i najbardziej postawnego mężczyzny, jaki tego wieczoru pojawił się w tym miejscu. Ale jak się ma 153cm wzrostu, to postawny i wysoki wydaje się dosłownie każdy. Wiem co mówię.
Premiera
Szczecinianom przypadł przywilej wysłuchania pierwszego koncertu duetu od dnia premiery ich debiutanckiej płyty "Triangles" [27 maja - przyp. red.]. Fakt ten cieszy i nawet wywołuje lekkie wrażenie splendoru, ale bez przesady. Płyta z pewnością zawojuje w niedalekiej przyszłości Polskę (i, miejmy nadzieję, świat), dlatego Szczecin powinien jako pierwszy dawać wyraz entuzjazmu dla pierwszego dziecka XXANAXX. Mogliśmy usłyszeć jego (tego dziecka) pierwsze wyraźne słowa, zachwycić się jego delikatnością i przytulić do piersi. Dźwięki to były na pewno do przytulenia odpowiednie, bo i ładne, i przyjemne. Polski rynek muzyczny zaczyna obfitować w elektroniczny dostatek, stąd kolejna pozycja z tego nurtu cieszy (choć już nie robi aż tak ogromnego wrażenia). Poziom z pewnością usatysfakcjonuje fanów muzyki, a jest może i szansa, że zaprosi do jej grona także tych, którzy do tej pory byli jeszcze oporni. Ilość osób zgromadzonych na koncercie może jedynie świadczyć o rosnącej fali popularności muzyki elektronicznej, ale ciągle marzy się, żeby taka popularność odbijała się jeszcze większym echem na całokształcie muzyki popularnej. Może w końcu wyprze prymitywne piosenki z radioodbiorników, z telewizji, z telefonów komórkowych, zza szyb aut, i w ogóle – zewsząd. Byłoby pięknie. Oby nie ZA pięknie.