Pierwszy raz miałam okazję oglądać niemy film z żywą muzyką w tle. Studio S1 Polskiego Radia Szczecin gościło w środę Festiwal Spoiwa Kultury. Przedmiotem wieczoru była ekranizacja „Arsenału” autorstwa Ołeksandra Dowżenki, czarno-białego obrazu pochodzącego z 1929 roku oraz występ holenderskiej formacji Kinetophone z muzyką filmową do tegoż dzieła.
Fabuła w skrócie
Zacząć muszę od tego, czego film dotyczy. Ukazuje on losy Ukrainy po I Wojnie Światowej, kiedy to w Kijowie władzę sprawuje Ukraińska Republika Ludowa. Jest też i opozycja – bolszewicy, którzy domagają się radzieckiego przywództwa na Ukrainie.
Pierwsze klatki filmu od razu zapadają w pamięć. Jak posąg marmurowy stoi postać matki. Obłąkane spojrzenie. Komentarze i dialogi wskazują, że matka ta miała trzech synów i trzech synów straciła. Zwracają uwagę – wszechobecne wyniszczenie, bieda, brud. Oprócz matek pojawiają się żony i córki czekające na synów, mężów. Już po pierwszych minutach oglądania filmu ma się nieodparte wrażenie, że nikomu nie zależy na życiu. Tęsknota, umartwianie, żal, cierpienie – innymi słowy mocny przekaz dla widza.
Jednym z bohaterów jest też Timosz – ukraiński żołnierz, który po powrocie do domu, gdzie świętuje się odzyskanie niepodległości, przyłącza się do ugrupowania bolszewików i próbuje z pomocą użycia siły wprowadzić radziecki ład.
Muzyka w istocie
W moim odczuciu, film bardzo mroczny i wręcz psychodeliczny. Te szalone oczy, grymasy twarzy, duża tetralność gestów. Ciekawy montaż całości, bardzo rytmiczny, powtarzalny momentami. I to z pewnością miało wpływ na zharmonizowanie tego, co zaprezentowali Panowie z Kinetophone z poszczególnymi momentami w filmie „Arsenał”.
Holenderski zespół to trzech muzyków w zestawieniu wiolonczela/instrument dęty klawiszowy, gitara, instrumenty perkusyjne, wokal całej trójki i wspomagające efektami dźwiękowymi laptopy. Rozstawieni po bokach sceny, by obraz w pełni był widoczny dla wszystkich, rozpoczęli niepomierną ucztę dla uszu. Jednak nie była to uczta łatwa i przyjemna, bo muzyka miała coś w sobie bardzo surowego, zwłaszcza wiolonczela. Przypomniał mi się wtedy inny film, gdzie zgrzytliwe dźwięki też odgrywają ważną rolę, a chodzi o „Różę” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego.
Melancholijna gitara przywodziła na myśl rosyjskie ballady. Zaś instrumenty perkusyjne świetnie imitowały filmową jazdę pociągiem, gdzie również przyłączała się niezastąpiona wiolonczela w postaci stukania smyczkiem po strunach. Także wystrzały z broni palnej zostały bardzo widowiskowo odtworzone na bębnach.
Rzecz w przesłaniu
Film wraz z muzyką stanowią uniwersalne przesłanie, nawet jeśli są głosy twierdzące, że „Arsenał” jest propagandowym produktem. W związku z tym, że trzeba było nabyć licencję na ekranizację na potrzeby Festiwalu, podczas którego zbierane są pieniądze w ramach akcji humanitarnej „Płonące miasto” (przypominającej o Powstaniu Warszawskim – zginęło 200 tys. ludzi i przypominającej o aktualnej sytuacji w Syrii – 7 mln osób jest bez dachu nad głową), firma mająca prawa do dzieła Dowżenki, po zapoznaniu się z celami przyświecająmi wydarzeniom kulturalnym, bardzo pomogła ze swojej strony.
Foto:
Piotr Nykowski PozaOkiem.eu