Spektakl „Męczennicy” to idealne rozpoczęcie sezonu, również szkolnego. Sztuka dotyka problemu szkoły, religii i… religii w szkole. Na próżno szukać w niej odpowiedzi na pytanie, z której strony patrzeć na świat. Istotne jest, ile potrafimy poświęcić w imię ideału.
Głównym atutem najnowszej „produkcji” Anny Augustynowicz jest jej wielowymiarowość. Marius von Mayenburg, autor sztuki, stworzył arcydzieło na miarę naszych potrzeb i wątpliwości. „Męczennicy” dotykają problemów nowoczesnych społeczeństw: Czy można oddzielić religię od nauczania szkolnego? Kto jest odpowiedzialny za wychowanie młodych ludzi? Co sprawia, że w obronie wyznawanych poglądów tracimy zdrowy rozsądek? Dlaczego tak bardzo walczymy z tym, z czym nie chcemy się zgodzić?
Benjamin, (tylko z pozoru) główny bohater spektaklu, odmawia brania udziału w lekcji pływania. Byłoby prościej, gdyby chodziło o narkotyki, bo kto umie poradzić sobie z fanatycznym nastolatkiem obsesyjnie czytającym Biblię? Trudnego zadania dotarcia do umysłu młodego mężczyzny podejmuje się młoda nauczycielka – Erika (Sara Celler-Jezierska). Konsekwencje tej decyzji, najpewniej podjętej w dobrej wierze, wywołują lawinę nieszczęść. Przypomina mi to sytuację osób wyciągających dłoń do niewinnie wyglądającego Antychrysta na dużym ekranie. Erika to postać z początku lekko drażniąca, ale to dla niej warto oglądać spektakl do końca.
Ciekawą kwestię stanowi to, że mimo nasycenia tematami kontrowersyjnymi, spektakl nie przytłacza widza. Dzieje się to dzięki surowej scenografii, małej ilości efektów dźwiękowych i podzieleniu przedstawienia na osobne części. Gra aktorska jest w zasadzie bez zarzutu, chociaż w moim odczuciu należałoby lepiej popracować nad kreacją postaci matki głównego bohatera. Inge Sudel (Maria Dąbrowska) to porzucona przez męża i pracująca na nocne zmiany samotna kobieta, która mogłaby poruszyć wrażliwość widza, gdyby tylko dano jej na to szansę. W moim odczuciu Inge jest pozbawiona dramatyzmu, który potencjalnie posiada. Z drugiej strony, może koncentracja na tej osobie zniszczyłaby prostotę i przejrzystość przedstawienia?
Annie Augustynowicznależą się gratulacje, ponieważ zręcznie poradziła sobie z dziełem niemieckiego dramaturga. Dobrze, jeśli spektakl stanie się przyczynkiem do dyskusji na temat seksizmu, odpowiedzialności za problemy młodych ludzi i skrajnych postaw. A co jeśli przedstawienie przejdzie bez echa? Przynajmniej zobaczyliśmy dobrze wystawioną sztukę!