Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

Bilal zahipnotyzował Szczecin

Artysta światowego formatu, neo-soulowy Bilal, odwiedził szczeciński klub Lulu. Był to jeden z dwóch, obok Warszawy, występów wokalisty w Polsce. Jak Bilal zaprezentował się na żywo i jak przyjęła go publiczność?

Bilal dotychczas odwiedził nasz kraj tylko raz. W ubiegłym roku zagrał w warszawskiej Cafe Kulturalna na zaproszenie nieodżałowanego Maceo Wyro. Miał wrócić na Festiwal Nowa Muzyka do Katowic, jednak ostatecznie nie pojawił się w stolicy Górnego Śląska. Zaskoczeniem dla mnie (jakże pozytywnym!) był fakt ogłoszenia Bilala jako artysty występującego w Szczecinie w ramach cyklu „Pomorze Zachodnie – Morze Muzyki”
 
Bilal to artysta z absolutnie najwyższej półki neo-soulu. Wystarczy spojrzeć z kim nagrywał: J Dilla, Common, The Roots, Erykah Badu, Beyonce, Rober Glasper i wielu innych. W Szczecinie pojawił się z zespołem w składzie: Corey Bernhard (piano, rhodes), Ed Riches (gitara), Conley Whitfield Jr. (Bas), Steve Mckie (perkusja), Micah Robinson (chórki). 
 
 
Miałem pewne obawy co do miejca. Lulu. Nigdy nie byłem tam, a po obejrzeniu galerii w internecie dostrzegłem połączenie dyskoteki i burleski z dziewczynami bujającymi się pod sufitem na huśtawkach. Bilal w takim miejscu? Ostatecznie klub zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Lepiej wygląda jednak na żywo.
 
Start zaplanowano na godzinę 20. Zrezygnowano z spuportów. Dzień później, w warszawskim klubie Basen, Bilal wyszedł na scenę po północy gdyż przed nim grali Night Marks Electric Trio oraz Electro-Acoustic Beat Sessions z raperem W.E.N.A i Pauliną Przybysz. I pewnie dlatego, kiedy Bilal zaczął występ publiczność była kompletnie „zimna”. Klub wypełniony był dość szczelnie. ale nie pękał w szwach. Początek koncertu to kłopoty z nagłośnieniem, które minęły po pierwszych dwóch utworach. Coś nie zagrało jak trzeba. Dźwięk idący na salę był przytłumiony. Pozostała część występu brzmiała już jak należy. 
 
Publika. Jak wspomniałem, brak jakiegokolwiek rozgrzania spowodował, że pierwsze minuty koncertu to zero energii ze strony publiczności. Bilal mógł czuć się nieco zmieszany. Każda kolejna minuta to coraz żywsza publika, coraz wyższe tempo utworów i coraz śmielszy Bilal. Całość występu była niezwykle długa. Najczęściej koncerty trwają 60 minut + bis. Tutaj łącznie wszystko trwało dwie godziny dwadzieścia minut! A dzień wcześniej Bilal grał w czeskiej Pradze, więc mógł być zmęczony podróżą. Nic z tego. Koncert był rewelacyjny.
 
Kiedy po kłopotach z dźwiękiem i sztywną publiką koncert wszedł już na właściwe tory, wszyscy zostali zahipnotyzowani. Szczególnie wokalem Bilala. To, w jaki sposób on śpiewa robi niesamowite wrażenie. Ma przeogromną skalę, wydobywane dźwięki są czyste. Jego głos jest kolejnym instrumentem trafiającym w każdą nutkę. Na pewno wszyscy obecni nie zapomną fragmentu koncertu, w którym Bilal wraz z tworzącym chórki Micah Robinsonem stoczyli niejako bitwę wokalną, jakby grali solówki na saksofonie. Coś niesamowitego. 
 
Także instrumentaliści dali z siebie wszystko. Perkusista Steve Mckie udowodnił, że czarnoskórzy mają jakieś inne, lepsze poczucie rytmu. Jego gra była magiczna, również hipnotyzująca. Nie odbiegali mu pozostali. Wyróżniał się gitarzysta Ed Riches grając świetne solówki.
 
Bilal zaprezentował przekrój swojej twórczości. Im dalej, tym było bardziej przebojowo, szybciej. „Back to Love” (zagrane w wersji chyba dziesięciominutowej) spowodowało eksplozję tańca i aplauzu wśród publiki. Nie zabrakło też hołdu dla J Dilli czyli nieżyjącego producenta, obok którego Bilal zaczynał swoją karierę.
 

 
Podsumowując, Bilal dał piękny ponaddwugodzinny, magiczny koncert. Zabrakło trochę energii publiczności, ale tłumaczyć można to tym, że artyści takiego formatu nie odwiedzają często Szczecina. Tym bardziej brawa dla organizatorów.
Foto: 
Paweł Rozmarynowski

Zobacz również