...płycie, która w kilka tygodni pokryła się platyną, o reakcjach ludzi na jej teksty i teatralnej przeszłości. Rozmawialiśmy przy okazji jednego z najgorętszych koncertów jesieni ad. 2012 w Szczecinie.
SzczecinGłówny: Rozmawiamy 11. listopada, w Święto Niepodległości. W jakiś szczególny sposób je obchodziłaś, czy koncert będzie Twoim świętowaniem?
Maria Peszek: Można tak powiedzieć. Kiedyś, jak spotkałam się z pewnym księdzem na wywiad w niedzielę, to powiedział mi, że pomodlimy się wywiadem, czyli jakby pracą. Można powiedzieć, że dziś świętuję Święto Niepodległości pracując, czyli grając koncert.
Pewnie zdajesz sobie sprawę, że z racji dzisiejszego święta możesz być dla pewnej grupy jedną z tych osób, które będą bardzo mocno komentowane, przede wszystkim ze względu na poruszanie przez Ciebie drażliwych dla niektórych tematów?
Ale pytasz teraz, czy boję się, że ktoś rzuci we mnie butelką na koncercie? (ze śmiechem)
Nie, uważam, że jednak osoby chcące to zrobić nie wydadzą pieniędzy na bilet.
Faktycznie, chyba jednak tego nie zrobią. Wydaje mi się, że jest miejsce dla tych i dla tych w Polsce, mimo wszystko. Jedni maszerują dzisiaj z flagami i wykrzykują różne hasła, a inni, mam nadzieję, będą śpiewać ze mną „Sorry Polsko”. Jest miejsce i dla nas i dla innych ludzi. Nie mam jakiegoś niepokoju, ani strachu. Myślę, że wbrew pozorom bardzo dużo zmienia się w Polsce na lepsze i tolerancja jest coraz szersza.
Wspomniałaś o „Sorry Polsko”. Nie wiem, czy można tak to nazwać, ale ta piosenka wydaje się być swego rodzaju hymnem młodego pokolenia. Pokolenia niewychowanego już w romantycznym kulcie śmierci, dorastającego w wolnym kraju. Teksty, takie jak „Boli mnie Polska, wisi mi krzyż” są dziś wyrażeniem tego, o czym wielu myśli.
Pisząc teksty trudno sobie założyć, że to będzie czyjś manifest, oprócz mój własny. Trudno sobie założyć, że teraz oto napiszę teksty, które będą ważnymi słowami dla szerszej liczby osób, bo byłoby to po pierwsze karkołomne założenie, a po drugie dość aroganckie. Natomiast rzeczywiście to się dzieje i wiem, że dla bardzo wielu osób jest to taki głos pokolenia. Mówiąc szczerze nie założyłam a priori, że tak właśnie się stanie, że teraz napiszę płytę będącą głosem pokolenia, bo też między nami na przykład jest dość duża różnica wieku, a jest tak, że dla dość konkretnej grupy osób ta płyta stała się głosem nie tyle przewodnim, co jakby nazwaniem odczuć. To nie był zamierzony ruch, bo byłoby to bardzo trudne, założyć sobie „O, zrobię pokoleniową płytę…”. Tak się złożyło i jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu.
Wydaje mi się, że razem ze Spiętym z Lao Che rozpoczęliście dyskusję o nieporuszanych wcześniej tematach. Spięty „rzucił palenie i kościół też”, Ty ogłaszasz, że „pan nie jest moim pasterzem”. Jak czujesz się, jako spiritus movens tej trudnej, ale jakże potrzebnej dyskusji?
To jest piękna piosenka. Cieszę się z tego, że nie jestem w tym osamotniona. W końcu stoję z boku naszego środowiska muzycznego i szołbiznesu. Robię swoje rzeczy we własnym małym świecie i kiedy usłyszałam ostatnią płytę Lao, trafiłam na ten utwór, choć jest tam wiele bliskich mi rzeczy, to pojawiła się we mnie radość i poczucie, że nie jest się w tym totalnie samemu. To jest bardzo fajne. Dodatkowo bardzo cenię u Spiętego, że te słowa nie są tylko i wyłącznie protest songami, tylko jest to jednak poezja. Myślę, że to nas łączy i jest to bardzo miłe odkrycie.
Wspominałaś kiedyś, że Twoje teksty były wysyłane smsami…
Z pierwszej płyty szczególnie.
Z drugiej również, a w kontekście najnowszej widziałem już, że ludzie wysyłają sobie cytaty
z „Padam”. Cieszy Cię to?
Bardzo. To jest chyba spełnienie marzenia twórcy, który coś pisze, a potem okazuje się, że to żyje własnym życiem. Często piszą do mnie ludzie z zapytaniem, czy mogą zrobić sobie koszulki z moimi cytatami. Jedna dziewczyna wytatuowała sobie fragment „Szarej flagi” na karku i przysłała mi zdjęcie. To są takie naprawdę spektakularne rzeczy. To znaczy tylko, że jest to po pierwsze ważne i że udało się trafić w emocjonalność szerszej grupy. To jest najpiękniejsze, co może się wydarzyć, mówiąc szczerze.
Takiego głosu bardzo brakowało. Długo milczałaś, „Maria Awaria” miała premierę aż 4 lata temu. Chciałbym zapytać, czy jest obecny jakiś stres w związku z tym, że tak długo Cię nie było i że teraz promujesz nowy materiał?
Nie, ja się strasznie cieszę na te koncerty. Dzisiejszy jest drugi, poprzedni był 2 tygodnie temu. Razem z zespołem bardzo cieszymy się, bo ten materiał ma niezwykły potencjał koncertowy. To jest też pierwsza taka sytuacja, że zrobiłam płytę z „Foxem”, który jest szefem muzycznym mojego bandu od początku i od razu jesteśmy na wygranej pozycji. Nie musimy niczego przearanżowywać, wszystko powstawało w naszej głowie, jesteśmy partnerami na scenie. To jest coś niesamowitego i nie czuję jakiejś presji, czy stresu, tylko ogromną ciekawość, bo te koncerty, już wiem o tym, są zupełnie inne, niż wszystko, co było do tej pory. Nie ma całego anturażu bardzo formalnego, czasami teatralnego, który przy tamtych płytach świetnie się sprawdzał. Tutaj miałam potrzebę zejścia do totalnego minimum, tylko do muzyki. Więc nie ma tutaj żadnych kostiumów, nie ma show, bo to jest po prostu zbędne i przeszkadza. Czuję się teraz po raz pierwszy pełnoprawnym muzykiem. Wychodzę na scenę w trampkach i co tam mam pod ręką i po prostu robię muzykę. To jest bardzo wyzwalające.
Ten krążek na pewno obroni się sam, on już to zrobił. W końcu w miesiąc po premierze masz platynową płytę, co na naszym rynku jest bardzo trudne. Chciałbym jeszcze zapytać o dzisiejszy występ. Słyszałem, że planujesz zrobić dwie części każdego koncertu. Dziś też tak będzie?
Tak, to prawda, jednak rzadko tak się gra koncerty. Wychodzimy i gramy „Jezus Marię Peszek” w tej samej kolejności, jak na krążku, a potem w drugiej, krótszej części, kilka utworów z poprzednich płyt i jeden cover. Cóż, myślę, że będzie bardzo fajnie.
Na koniec jeszcze wróćmy trochę do Twojej teatralnej przeszłości. Teraz grasz bardzo rzadko, a czy pamiętasz pobyt w Szczecinie na Kontrapunkcie?
Bardzo dobrze, ale pamiętam też, jak razem z aktorami Teatru Współczesnego zrobiliśmy spektakl „Śmieci” Piotrka Łazarkiewicza do tekstu szczecińskiego dramaturga, Krzysztofa Bizio. Graliśmy to parę sezonów. Bardzo miło to wspominam i super miasto!
A jak doświadczenia aktorskie przekładają się na występowanie przed publicznością koncertową?
Na pewno ma się więcej pewności. Jeśli wydarzą się jakieś awarie, mam cały asortyment rozmaitych trików w zanadrzu. Jednak w przypadku tej płyty staram się kompletnie z tego nie korzystać. Chodzi tylko o większą pewność siebie, ale ze względu na to, że jestem bardzo długo na scenie, więc to samo w sobie pomaga.
Będzie dziś dym?
Myślę, że tak! (z uśmiechem)