...czym chrząszcz brzmi w trzcinie, jak wyglądała produkcja "Armandy", co powinni zrobić panowie Miodek i Bralczyk oraz wielu innych ciekawych rzeczy dowiecie się za chwilę...
SzczecinGłówny: Dobry wieczór, dziś ze mną jest cały zespół Łąki Łan…
Mega Motyl: Prawie cały. [rozgląda się po pokoju] Nie, jednak jest cały!
Zacznijmy może sprawami około łąkowymi… Drogie Robaki, wiecie może, o czym w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie?
Paprodziad: I Szczebrzeszyn z tego słynie. Wiadomo, Julian Tuwim często bywał na Roztoczu, w okolicach Szczebrzeszyna. Tamta okolica słynie z tego, że są tam bardzo żyzne gleby, rosną mega piękne i zdrowe rośliny bez żadnych chemicznych dodatków. Dzięki temu też piękne chrabąszcze, ślimaki i pająki – przyroda owadzia, łąkowa i polna jest tam w sile!
Wasi pobratymcy stamtąd pochodzą, czy Wy sami?
Mega Motyl: Nie, tam przebywał Julian, tak zwany U2 i on to stworzył.
Dobra, przejdźmy teraz do koncertu, który za nami. Musieliśmy dłuższą chwilę poczekać, ale się opłaciło – patrząc na podłogę widać, że było wesoło. Chciałem zapytać, jakie są Wasze wrażenia?
Mega Motyl: Ja nie narzekam. Publiczność dopisała, a to ona jest motorem napędowym wszystkiego. W zasadzie nie zdarza się nam, żeby nasze koncerty były odbierane mało energetycznie, bo sami tacy jesteśmy i to, co dasz - do Ciebie wraca. To jest zasada tzw. koła zamkniętego energetycznie.
Paprodziad: Piątka z fizyki!
Graliście już w całej Polsce i paru miejscach w Europie – m.in. w Motreux, jako jedna z trzech polskich kapel, dwukrotnie na Woodstocku, w tym raz z trochę „słabym supportem”. Który koncert był dla Was najbardziej wyjątkowy?
Mega Motyl: Nie powiedziałbym, że to był support. Tak po prostu się zdarzyło, że występowaliśmy po Prodigy. Nie rozumiem całej nagonki na nich. Zespół jest taki, jaki jest i inny już raczej nie będzie. Jeśli ktoś ich lubi, to sobie ich słucha, a jeśli nie, nie powinien się wypowiadać, bo to bez sensu…
Bonk: A koncert walnęli, jak szaleni!
Mega Motyl: Dokładnie. Chłopaki się świetnie bawili. Wszyscy ludzie byli zadowoleni. To, że technicznie rzeczy były inne, niż organizatorzy sobie zakładali, to jest zupełnie drugorzędna rzecz. Najważniejsza jest pozytywna energia i taką zespół Prodigy przekazał...
Zając Cokictokloc: Woodstock utkwił nam najbardziej w pamięci. Jak również występ na festiwalu w Montreux, ze względu na atmosferę. Maksymalnie utkwiło nam też nagrywanie płyty w Wiśle. W ogóle utykają nam w pamięci wszystkie miejsca, które mają zajebisty klimat i są różne od naszej codzienności.
Na „Armandzie” wybitnie czuć ten górski klimat, tego nie da się ukryć. Chapeau bas za produkcję, a to jak przekładacie to wszystko za koncerty…
Mega Motyl: Widziałeś, podoba się i można to łyknąć?
To nie będzie napisane, ale było zajebiście!
Paprodziad: Napisz to, musisz to napisać!
Mega Motyl: Możesz napisać: „subiektywnie – było zajebiście”.
Dziś wylądował statek kosmiczny „Armanda”…
Paprodziad: I rozplenił się po całym klubie. Widziałeś, jak ludzie się do siebie tulili na „Pleniu”? Coś wspaniałego!
Na płycie słychać spektrum muzyki od funku, soulu przez elektro z lat 80, po bardzo nowoczesne brzmienia, a mimo to wielu dziennikarzy szufladkuje Was, jako kapelę funkową. Mam jednak nadzieję, że się tym bardziej nie przejmujecie?
Mega Motyl: Nie, broń Boże, nie ma się czym przejmować.
Nagrywaliście całą płytę na sprzęcie z lat 70. Skąd pomysł na akurat taką formę produkcji?
Zając Cokictokloc: Pojechaliśmy tam, żeby się oderwać od codziennego pędu, wyłączyć telefony komórkowe, znaleźć się na innej planecie. Chcieliśmy wrócić do źródła. Piliśmy wodę prosto ze źródełka, chodziliśmy po górach, kolegowaliśmy się z pszczółkami. Było szałowo, ale też nostalgicznie i romantycznie. Stąd „Armanda” jest bardziej romantyczna, niż poprzednia płyta. Po tym, jak nagraliśmy „ŁąkiŁandę”, która był totalnie szalona i po zagraniu ogromnej ilości koncertów przyszedł moment, że zespół musiał zwolnić tempo.
Paprodziad: Nie musiał, tak się po prostu stało.
Mega Motyl: Każda płyta jest od siebie inna. Prezentujemy po prostu szeroki zakres „usług”!
Paprodziad: Nasz łąkowy tabor podróżuje sobie przez galaktyki i napotyka różne krainy muzyki.
Zając Cokictokloc: Powiedziałbym, że to jest prawdziwy zespół, który nie nagrywa płyty, bo musi, albo bo ma jakiś konkretny pomysł. Tylko tak, jak stare zespoły za dawnych lat, nagrywamy to co…
Mega Motyl: To co nam w trawie piszczy. To, o czym w naszym metaforycznym Szczebrzeszynie brzmi w trzcinie.
Paprodziadzie, o Tobie jest teraz piosenka „Rap o Paprodziadzie”. Czy planujecie w przyszłości nagrać po jednej piosence na każdego członka zespołu?
Mega Motyl: W zasadzie to chyba nic nie planujemy...
Paprodziad: Tekst powstał ładnych kilka lat temu. Teraz się odnalazł i zrósł z muzyką. Chciałem zaznaczyć, że ten tekst nie jest do końca o mnie. Jest o bohaterach, których każdy może w sobie odkryć. Nie chciałbym też, żeby był to zaszufladkowane, że piosenka jest o mnie. Ten numer bazuje na mojej historii.
Mega Motyl: Pierwsza zwrotka jest o Tobie, a reszta o każdym.
Paprodziad: Pokazuje, że jestem takim Paprodziadem, a ktoś może być innym. W tekście jest o tym, że jestem z blokowiska – „w żelbetu skale chata wykuta”. Wystarczy trochę kopnąć się w bańkę i zostać Włóczykijem, Rumcajsem albo jakimś innym fistaszkiem.
Żelbetową skałą nawiązałeś do zabawy słowem w Waszych tekstach.
Mega Motyl: Jest taki plan, żeby kolega Miodek, albo kolega Bralczyk zinterpretowali piosenkę p.t. „Łan pała” i powiedzieli merytorycznie „o co kaman?”. Jeśli się uda, to wszyscy w kraju by to zobaczyli. Najchętniej bym chciał, żeby panowie wzięli wszystkie nasze płyty i wybrali sobie po jednej piosence…
Bonk: Zwłaszcza „No more!”
Mega Motyl [ze śmiechem]: Akurat mówię o czymś innym, bardziej dla nich, o czymś, co może im się bardziej spodobać. Żeby zrobili interpretację wiersza z pierwszej klasy szkoły średniej. To byłoby ekstra.
Paprodziad: Nie zdziwiłbym się, gdyby spodobało im się akurat „No more”. Mogliby się wypowiedzieć, jako specjaliści w swoim fachu. Mają pole do popisu. Moja Mama - Calineczka jest nauczycielką i ona zaraziła mnie pasją do słowa. Jest taką samą „wyczeszką”, jak wszystkie miodki i bralczyki. Pozdrawiam ją serdecznie i całuję!
Mega Motyl: Pozdrawiamy także panów Miodka i Bralczyka!
Paprodziad: I całujemy!
Każdy z Was, oprócz Łąki Łan, udziela się w różnego rodzaju projektach muzycznych. CzessBand (Paprodziad, Bonk, MegaMotyl), November Project (Paprodziad), Sistars i Plan B (Zając Cokictokloc i Jeżus Marian), Nosowska (Bonk i Poń Kolny). Tak po ludzku, jak znajdujecie na to wszystko czas?
Zając Cokictokloc: Właśnie nie znajdujemy, to jest największy problem. Przez to nasze zespoły w tej chwili nic nie tworzą.
Czyli, tak jak mówiliście na początku, musicie się odciąć.
Mega Motyl: Inaczej nie da rady. Jak się rozdrabniasz, to nie ma mowy, żeby cokolwiek dobrze zrobić. Czessband jest formacją wykonującą piosenki już napisane. Mamy dwie autorskie piosenki, w zasadzie półtorej i występujemy dosyć okazjonalnie.
Bonk: Ja powiem tylko jedną rzecz: ten zespół jest absolutnym priorytetem. Jak tylko słyszę, że coś mamy robić, to wszystko rzucam. Czajnik mi się gotuje, pralka mi się pierze, Czessband mi się pali – zostawiam wszystko, lecę i jestem!
Mega Motyl: Nasz czas jest podzielony na różne okresy. Aktualnie koncertujemy z Łąki Łan, później będzie kompozycja, nagrania, produkcja nowej płyty. W międzyczasie chłopcy będą sobie pomału wyrywać godziny z kalendarza, żeby się powyrabiać ze wszystkim.
Paprodziad: A nawiązując do koncertu w gdyńskim „Uchu” – Każdy orze, jak…
Bonk: jak orzeł!
Mega Motyl: jak możem!
Tej jesieni mamy wysyp bardzo dobrych płyt. Jesteście Wy, nowy Hey, Kim Nowak, Lao Che. Czy Wyście się poumawiali w muzycznym światku, że wydajecie tak dobre krążki w jednym sezonie?
Zając Cokictokloc: Tak się przyjęło, że najlepiej jest wydać płytę o tej porze. Akurat to jest mniej więcej pół roku przed wszystkimi trasami letnimi. Przez ten czas ludzie zdążą na tyle się osłuchać z kawałkami, że mogą spokojnie przyjść latem na koncert. Dlatego większość artystów wydaje płyty we wrześniu, październiku, listopadzie.
Paprodziad: Ciut później nie można, bo są już święta i wszyscy myślą o nich.
A Wy jakie macie plany na najbliższą przyszłość? Do końca roku trasa, a potem?
Zając Cokictokloc: Potem chwila przerwy i czekamy na lato. Za chwilę będzie wypuszczany drugi singiel, ale jeszcze go nie wybraliśmy. Mamy jednak już swoje typy. Będziemy dalej promować „Armandę” w oparciu o ten singiel, ale będzie to inna forma promocji, niż do tej pory.
Macie już propozycje na lato?
Zając Cokictokloc: Coś już tam jest, ale póki co to dalsza przyszłość.
Paprodziad: Juwenalia się powoli zapowiadają, ale wszystko powinno wyjaśnić się w przeciągu najbliższych dwóch - trzech miesięcy.
Mega Motyl: Mamy przed sobą wakacje i to jest dla nas bardzo ważna rzecz, bo trzeba nabrać trochę sił, odpocząć – również od siebie. Oderwać od tego wszystkiego, pobyć z rodziną, z innymi ludźmi, żeby na nowo się pokochać tak, jak kochamy się na co dzień. To jest zupełnie normalna rzecz.
W takim razie, życzę jak najwięcej zielonej energii!
Mega Motyl: Nie wiem, czy wiesz, ale rozmawiasz z zespołem, który się nazywa od niedawna Zielone Gitary! Nazwa powstała po naszym drugim występie w telewizji śniadaniowej. Zielone Gitary, to jest to!
Jak Prokop zareagował po występie?
Mega Motyl: Wspaniale! Atmosfera w ogóle była rewelacyjna. Jak tylko nie jesteś buńczuczny i nie starasz za wszelką cenę dojść do swoich wybujałych „ego”, to wszystko jest w porządku i z każdym się możesz dogadać. Zwłaszcza, że oni są chętni, żebyśmy do nich przychodzili, więc my też jesteśmy chętni, żeby do nich chodzić.
A my jesteśmy chętni, żebyście do nas przyjeżdżali i tak róbcie! Dziękuję pięknie za rozmowę!
Paprodziad, Zając Cokictokloc i Mega Motyl: Dzięki, dzięki, dzięki!