Podczas mikołajkowego koncertu w Szczecinie, po tym jak udało mi się dotrzeć do sceny przez pełen parkiet w klubie City Hall, od razu zrozumiałam, dlaczego media rozpisując się pokrótce o tej formacji określają ją mianem „Najlepszego Polskiego zespołu grającego elektronikę”. KAMP! - gra - podkreślam to słowo specjalnie, ponieważ energia z jaką uderzają w struny gitary czy „Elektryczną Perkusję”, sprawiły, że moje nogi same zaczęły tańczyć.
Panowie zaprezentowali znany już materiał z pierwszej płyty. Słuchacze mieli okazję zobaczyć ich wcześniej w akcji nie tylko podczas wiosennego koncertu w Szczecinie, ale także na tak dużych festiwali muzycznych jak np. gdański Open'er czy Audioriver. W piątek, szczecińska publiczność spisała się na medal. Ludzie, nie przejmując się ich wzajemną zatrważającą ilością, zgrabnie tańczyli do elektronicznych rytmów określanych mianem synthpopowych. Dla mnie, to były lekkie, bezpretensjonalne bity, urokliwie przemieszane z rockowym porywającym brzmieniem. Dobrze zremiksowane, odpowiednio podsycone nienagannym rytmicznym basem.
Lubię gdy muzycy bawią się dźwiękiem. Zaskakujące jest to, że grupa tak młodych mężczyzn, których średnia wieku nie przekracza granicy trzydziestu lat, potrafiła stworzyć jeden z najlepszych muzycznych towarów eksportowych w naszym kraju. Mimo prawie godzinnego opóźnienia z powodu śnieżnych warunków atmosferycznych, „KAMP!” dał naprawdę gorący występ. Nie zabrakło trzykrotnych bisów, podczas których panowie zagrali „Breaking A Ghost’s Heart”, „Distance Of The Modern Hearts” oraz „Heats”. Mimo zmęczenia i potu, dosłownie lejącego się z czoła, muzycy z „KAMP!” pokazali Szczecinianom na co ich stać. Miejmy nadzieję, że nie ostatni raz.