Nowy wokalista, nowe brzmienie i niezmiennie dobra muzyka, czyli Myslovitz akustycznie w szczecińskim klubie Imperium.
11. grudnia po dwuletniej przerwie, do szczecińskiej publiczności powróciło Myslovitz. Nieco odmienione, bo z nowym wokalistą Michałem Kowalonkiem, którego dawniej można było zobaczyć wraz z zespołem Snowman. Myslovitz pojawiło się na scenie równo z wybiciem ósmej na zegarze.
Szczerze przyznam, że byłam pełna obaw w związku z nowym frontmanem, dlatego na koncert wybrałam się z dużą dawką sceptycyzmu. Ciężko zastąpić charakterystycznego Rojka, jednak Kowalonek jest niezwykle energiczny, a jego mocno „brytyjski” wokal dobrze współgra ze starszymi kawałkami grupy. Dodaje im mocniejszego charakteru i tonu. Na samym początku publika mogła wysłuchać kilku dobrze znanych i lubianych piosenek formacji z płyty „Korova Milky Bar”, w całkiem nowej aranżacji (oczywiście w wersji akustycznej).
„Telefon”, „Szum”, „Być jak John Wayne” – to tytuły piosenek jakie Myslovitz zagrało w dalszej kolejności. Utwory te znaleźć można na najnowszej, dziewiątej już płycie zespołu, o nazwie „1.577”, która na rynku ukazała się w maju tego roku. Zawiera ona utwory bardziej ekspresyjne niż te, które Myslovitz miało dotychczas na swoim koncie. Wyczuwalne są także zmiany w brzmieniu na nowym krążku – mocne, dynamiczne gitary oraz bardziej rockowy klimat.
Debiut Kowalika na szczecińskiej scenie wypadł korzystnie; chłopaki z Mysłowic dali radę – o czym doskonale świadczyły okrzyki i oklaski publiczności oraz prośby o zagranie bisów. Płyta „1.577” i koncert rozwiały moje wątpliwości i uświadomiły, że mam do czynienia z pięcioma świetnymi muzykami, nie tylko z jednym.
Może jeszcze słówko o supporcie, którym był młody szczeciński zespół Joyride. Dynamika, świeżość i energia to słowa, które najlepiej odzwierciedlają występ młodych muzyków. I chociaż muzycznie nie można im wiele zarzucić, to jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jako stosunkowo młody twór, zespół ma jeszcze sporą drogę przed sobą. Dobrą lekcją zachowania scenicznego dla Joyride powinien być koncert jaki dali Myslovitz – przede wszystkim spójność wizerunku i muzyki; nikt się niepotrzebnie nie wyróżnia, nie odstaje, nie ma miejsca na sztuczne ruchy, niepotrzebne czochranie włosów, wyuczone gesty. Cała ta bujna otoczka tylko przysłoniła najważniejsze, czyli muzykę. Jedno jest jednak pewne, charyzmy chłopakom nie brakuje. To dopiero początek ich drogi, my – życzymy im jak najlepiej. Powodzenia!
Myslovitz
Michał Kowalonek – śpiew, gitara (od 2012)
Wojciech (Wojtek) Powaga – gitara (od 1992)
Przemysław (Przemek) Myszor – gitara, instrumenty klawiszowe (od 1996)
Jacek Kuderski – gitara basowa (od 1992)
Wojciech (Wojtek, „Lala”) Kuderski – perkusja (od 1992)
Foto:
Rafał Milach