Narzucanie sztywnych ram czasowych Świetlikom jest nietaktowne.
Cisza nocna zdecydowanie nie powinna dotyczyć dobrych koncertów. Reguła warta wprowadzenia w wielu przypadkach. Myśli o dodaniu jeszcze jednego paragrafu konstytucji nieprzypadkowo pojawiły się u mnie w Hormonie podczas sobotniego wieczoru. W Szczecinie jest zapotrzebowanie na „zespół brutalnych doświadczeń”, co doskonale obrazowała frekwencja w klubie Hormon. Zainteresowanie nie dziwi, gdy weźmie się pod uwagę, że „Sromota” jest pierwszą płytą wydaną od 8 lat, a ostatni koncert zespołu w Szczecinie odbył się 5 lat temu. Zmianie uległ również skład grupy - do "Świetlików" dołączyła Zuzanna Iwańska(altówka) i Michał Wandzilak(instrumenty klawiszowe).
Czas trwania koncertu został sprawiedliwie podzielony między wybrane utwory z ostatniego albumu i kultowe piosenki jak „Olifant” czy „Finlandia”. Szczególny entuzjazm wzbudziło wykonanie improwizacji o szczecińskim temacie przez Grzegorza Dyducha. Poniekąd niosące ze sobą bardzo ważne przesłanie: „noście czapki i kalesony, aby wam nie zmarzło… to co macie w głowach.” Zabrakło jedynie „Oplutego”, bardzo wyczekiwanego przez publiczność, ale na to wykonanie zabrakło już czasu. Mieszkańcy kamienic w pobliżu klubu przedkładają niestety święty spokój nad estetyczne doznania, więc koncert skończył się 20 minut przed ustawową ciszą nocną.
Gęsty dym papierosowy (oczywiście dzięki Marcinowi Świetlickiemu), tłum, gorąco, i jeszcze trzeba było za to zapłacić. Postronny obserwator dynamicznie popukałby się w czoło, ale wszyscy, którzy znaleźli się w tym przeokropnym położeniu nie oddaliby swoich miejsc zbyt łatwo. Świetliki mają doskonały kontakt z publicznością, stanowią dojrzałą mieszankę wprawnych muzyków, potrafią skłonić publiczność do melancholijnego zamyślenia i tańca, a wszystko to z godną pozazdroszczenia nonszalancją.
Musimy wychować sąsiadki.