Rozmowa z dyrektor Filharmonii Szczecińskiej im. M. Karłowicza - panią dyrektor Dorotą Serwą.
Objęła Pani stanowisko dyrektora Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie 1. września ubiegłego roku i postawiła sobie za cel unowocześnienie instytucji oraz wyjście do szerszej publiczności. W jaki sposób chce Pani te cele zrealizować?
Część naszych działań jest ukierunkowana środowiskowo. Bardzo otworzyliśmy się na promowanie młodych artystów oraz szkoły, zarówno muzyczne jak i plastyczne. Chcemy położyć nacisk na obecnie nieuniknione i bardzo fascynujące – zacieranie się granic między dziedzinami sztuki. Artyści inspirują się nawzajem, a współczesny odbiorca, szczególnie młody, oczekuje wielu różnych bodźców – wzrokowych i słuchowych. Ten budynek nie daje nam jeszcze możliwości do wykorzystania nowoczesnych technologii, a staje się to normą. Jeśli chcemy zainteresować odbiorców, to musimy zaproponować coś, co będzie posiadało walor świeżości. Coś, co zachęci do oderwania się od ekranu komputera. Do stałego programu wprowadziliśmy „Preludium talentów”, czyli 15 minut przed każdym piątkowym koncertem poświęcone młodym muzykom. Nie słyszy się o tym, ale oni często mają na swoim koncie sukcesy ogólnopolskie, a nawet międzynarodowe. My dajemy im możliwość pokazania się na dużej scenie. Dziś trudno jest się przebić na rynku muzycznym, dlatego jeśli im nie pomożemy, ich ścieżka będzie jeszcze trudniejsza. Mam też nadzieję, że jeśli za kilka lat ten młody człowiek stanie się gwiazdą, to będzie pamiętał o swoich pierwszych 15 minutach na scenie Filharmonii i chętniej zagra u nas koncert. Planujemy też otworzenie się na inne gatunki muzyczne.
Bez wyjątków?
Zapytano mnie, czy skoro jestem aż tak otwarta, to będę organizować również koncerty disco polo. Od niczego się nie odżegnuję, ale zaznaczam, że podstawowymi kryteriami są dla mnie jakość wykonania i pomysł. Jeśli artysta wie co chce przekazać i wnosi jakąś nową jakość, to przyjmę taką inicjatywę z entuzjazmem. Myślę, że to może być siłą tego miejsca. Filharmonii w Polsce jest wiele i wykonują one kanon repertuarowy lepiej bądź gorzej. Dla naszej szczecińskiej, wyróżnikiem może być nie tylko budynek, ale też przestrzeń do tworzenia muzyki, siła napędowa. Nie chcemy oczywiście rezygnować z muzyki klasycznej, do której promowania jesteśmy zobowiązani. Musimy jednak pamiętać, że Filharmonia, to nie jest wyizolowany byt zawieszony w czasie. Zmienia się audytorium, miasto, przestrzeń, uwarunkowania gospodarcze… to wszystko ma wpływ na instytucję.
Jakie plany wiąże Pani z nowym budynkiem przy ul. Małopolskiej i na kiedy jest planowane oficjalne otwarcie?
Dostałam prawie stuprocentowe zapewnienie, że będziemy mogli otworzyć się 28. lutego, czyli w ostatni weekend karnawału. Ja niestety objęłam swoje stanowisko w trakcie inwestycji, więc nie miałam dużego wpływu na projekt. Posiadamy mniejszą (192 miejsca) i większą (951 miejsc) salę, jak również duże foyer, co bardzo zwiększa funkcjonalność. Będzie można też np. zamienić okazałe schody w widownię. Dzięki temu zyskujemy możliwość przeniesienia sytuacji scenicznej do holu. Tam mogą się odbywać różnorodne performensy, czy happeningi. Otwieramy się na inne dziedziny sztuki. Chcę, aby była to przestrzeń prowokująca do twórczych działań. Mam ambicję na stworzenie czegoś, co byłoby idiomem Szczecina. Jest też pewne bardzo ważne miejsce, którego mi brakowało; na wzór bawialni w centrach handlowych.
Dzieci będą bawiły się w kulkach?
My będziemy mieli inne kulki, bardziej twórcze. Świetlica muzyczna, to miejsce, gdzie maluchy poznają instrumenty i dźwięki poprzez zabawę, a rodzice w tym czasie słuchają koncertu. Oni często są pozbawieni możliwości korzystania z propozycji kulturalnych, ponieważ nie mają osoby, która zajęłaby się dziećmi.
Regularnie przychodzącymi na koncerty melomanami są osoby starsze, dlaczego więc większość projektów jest skierowana do najmłodszych?
Doświadczenie nauczyło mnie, że odbiorcę trzeba kształtować od małego i nieistotne jest czy proponujemy mu alians z muzyką jazzową czy rockową. To jest też kwestia potrzeb. Osoby dojrzałe i pracujące zawodowo, nie mają czasu na aktywne uczestnictwo w kulturze. Patrzą jednak bardziej perspektywicznie na wychowanie swoich dzieci. Przystosowanie repertuaru do najmłodszych niesie ze sobą długofalowe korzyści. Rodzice przyjdą do Filharmonii razem z pociechami, a one staną się w przyszłości świadomymi odbiorcami kultury.
Jakim repertuarem chce Pani przyciągnąć audytorium?
Wybór jest trudny, szczególnie w przypadku muzyki, która jest tak subiektywna w odbiorze. Każdy z nas ma swoje preferencje. Osobne ja, osobne muzycy, ale najważniejsze jest tu wyczulenie na odbiorców. Musimy cały czas pamiętać, że jesteśmy tu, aby ludzie mogli się oderwać od codzienności i czuli się dobrze. Muszą wiedzieć, że muzyka jest pasją nas wszystkich i istniejemy dla nich. Myślę, że warto zacytować „Rejs”: „Lubię, bo znam”. Będą utwory popularne i powszechnie kojarzone oraz gwiazdy, które będą hitami przyciągającymi publiczność, wtedy możemy przemycić coś bardziej wartościowego. Musimy też promować polską muzykę, bo jeśli my jej nie będziemy grać, to nikt zamiast nas tego nie zrobi. Powstał projekt International Lutosławski YouthOrchestra, Filharmonia angażuje się też w The Tall Ship Races.
Jak to będzie wyglądać?
Takich warsztatów jak ILYO jest bardzo dużo, dlatego mieliśmy obawy o zainteresowanie rekrutacją. Polacy zdecydowanie dominują w tej naszej międzynarodowej orkiestrze, jednak pocieszamy się tym, że prowadzących udało nam się ściągnąć z różnych zakątków świata. We wrześniu odbędzie się też happening edukacyjny związany z tym projektem. Uczestnicy będą mieli za zadanie znaleźć w przestrzeni miejskiej przedmioty, z których można zrobić instrumenty muzyczne. Byłby to punkt wyjścia do poznawania wspólnie muzyki współczesnej, a finał z tym związany odbywałby się na Jasnych Błoniach. Natomiast nasz udział w The Tall Ship Races będzie odbywał się na kilku płaszczyznach. Chcemy się zaprezentować od nowej strony. Planujemy m.in. wystawę zdjęć artysty-fotografa Radka Kurzaja, który dokumentował od początku powstawanie nowego budynku. Dzień przed uroczystym rozpoczęciem na Wałach Chrobrego będzie postawiona scena plenerowa, a na niej zawsze wnoszący pozytywną energię do naszego miasta – zespół VooVoo. Zaprezentują własne znane kawałki, ale też planujemy kilka utworów w wykonaniu samej Orkiestry Filharmonii. Włączyliśmy się też w akcję „Muzobus”, czyli jeżdżący po Polsce kreatywny autobus. Animatorzy mogą przejść w nim szkolenie. Nagrywają też dźwięki w mieście, a następnie montują je i powstają z tego materiału wyjątkowe kompozycje. Dla dzieci powstanie przestrzeń edukacyjna na pl. Adama Mickiewicza współtworzona przez różne instytucje. Poznają i zagrają dźwięki z różnych zakątków świata.
Dlaczego na 65 – lecie Orkiestry Filharmonii Szczecińskiej przygotowano akurat „CarminęBuranę”?
Ten utwór jest bardzo lubiany i zawsze żywiołowo odbierany przez publiczność. Szczecin posiada też tradycje chóralne nie będące bez znaczenia. „Carmina Burana” daje możliwość wprowadzenia na scenę aż sześciu chórów. Będzie tam więc aż 300 wykonawców. Piękna jest też lokalizacja koncertu - Tetr Letni. Wiele efektów uzyskamy światłem, a poza tym nie potrzebne są udziwnienia, bo to utwór skazany na sukces. Mam też powód trochę osobisty. Jednym z moich przyjemniejszych przeżyć związanych z Filharmonią było właśnie wysłuchanie tego dzieła. Wszystkie bilety zostały wykupione, a ja cudem zdobyłam jeden przez kolegę, którego tata pracował w Filharmonii. Udało mi się wejść na balkon i tam usiąść na dostawionym krześle. Pamiętam jakie niesamowite wrażenie zrobił na mnie ten utwór. Wysłuchałam całego z wypiekami na twarzy. Łączę z nim pewien sentyment, bo wtedy nawet nie przypuszczałam, że obejmę takie stanowisko. Już nie muszę dostawiać krzesełka, ale mam możliwość wysłuchania go z każdej perspektywy. „Carmina Burana” dla mnie niesie nadzieję, ale jest też życzeniem przynajmniej kilkudziesięciu kolejnych lat dla Orkiestry.
Czy 65 – lecie Orkiestry i budynek przy ul. Małopolskiej traktuje Pani jak początek nowego etapu w działalności Filharmonii?
Z jednej strony jest dla mnie ważne pamiętanie o tradycji i ciągłości, bo bez tego nie ma identyfikacji z instytucją. Jednak bardzo ważne jest otwarcie na szerszą publiczność i przeplatające się dziedziny sztuki tworzące nową jakość. Mam nadzieję, że przestanę słyszeć o Szczecinie tylko, że „jest miastem o ogromnym potencjale”. Zróbmy coś z nim!