Nadchodzi nowa era przewodników, alternatywnych przewodników. Szczecin też taki ma i o nim właśnie kolejna recenzja.
Wzięłam i wpadłam
Przemierzając rzędy półek z książkami w bibliotece, przypomniało mi się, że niedawno wydano przewodnik. Przewodnik alternatywny pod nazwą „Zrób to w Szczecinie” („Do it in Szczecin”). Jeden egzemplarz stał sobie wciśnięty między innymi pozycjami turystycznymi o naszym regionie i czekał, aż go wezmę. Wzięłam i jeszcze tego samego dnia wpadłam w szpony tej lektury.
Historia won!
Nie oszukujmy się. Przewodniki z reguły są potwornie nudne. Przed podróżą w nieznane nam strony, przyzwyczajeni jesteśmy do kupowania czegoś małego i treściwego, czegoś co w prosty i przyjemny sposób pomoże w poznawaniu nowego miasta czy obszaru. I najlepiej, żeby jak najmniej historycznych ciekawostek w środku było, bo to nieciekawe. Mnie twarz się wykrzywia, kiedy słucham takich profanów depczących wszystko, co dla nich niedogodne. Całe szczęście historią się interesuję, ale sposób w jaki jest przedstawiana w przewodnikach, pozostawia wiele do życzenia.
Dwuznaczne skojarzenie
„Zrób to w Szczecinie”, gdybym nie wiedziała, że to turystyczno-kulturalny informator, to bym z racji tytułu pomyślała, że to książka erotyczna. Drobna zmiana na „Zróbmy to w Szczecinie” jeszcze bardziej by mnie utwierdziła w tym przekonaniu. Mam jednak przed sobą alternatywny przewodnik. Jest czterech autorów (A. Zadworny, E. Podgajna, A. Łukaszuk, P. Głowa) i cztery działy oraz podział na polską i angielską wersję (tłumacze to P. Robb i A. Hawrylczuk). Wszystkie te osoby na pierwszych stronach przewodnika krótko scharakteryzowano, by każdy wiedział, jacy to zapaleńcy Szczecina wzięli się za napisanie czegoś niekonwencjonalnego, bo w moim mniemaniu to jest bardzo niekonwencjonalne.
Pokaż kotku, co masz w środku
Książka wita nas małą mapką z ponumerowanymi przystankami, miejscami wartymi odwiedzenia, które w odpowiednich działach są przedstawione w szerszym kontekście, tyle że bardzo przystępnie i niesztampowo. I za to brawa dla twórców treści. Ile z Was moi drodzy wie, że w 1979 r. Szczecin wystąpił w filmie „Alicja” Jacka Bromskiego jako Paryż? Ilu z Was słyszało o tajemniczym zaginięciu sarkofagów książąt pomorskich po II Wojnie Światowej albo, że Bartolomeo Colleoni - pomnik znajdujący się na placu Lotników podczas jednego z Festiwali inSPIRACJE miał włożony do ręki miecz świetlny z „Gwiezdnych Wojen”? Mogłabym tak pytać w nieskończoność, ale nie będę. Oprócz miejsc historycznych opisano również gastronomiczne, rozrywkowe, sportowe, naukowe, związane z kulturą, czy cykliczne festiwale. Co kilkanaście stron można się także natknąć na szczecińskie osobistości, które krótko, ale niebanalnie przedstawiają, jak widzą to miasto swoimi oczami.
Nie na czczo i zawsze weekendowo
Nie będę ukrywać - zachęcam do przeczytania „Zrób to w Szczecinie”. Wśród mądrych i filozoficznych wypowiedzi zawartych w tej książce znalazłam dwa fragmenty, które bardzo mi się spodobały i je przytoczę. „Generalnie; gorąco odradzamy zwiedzanie Szczecina na czczo. [...]” - tak swoje wywody rozpoczynają Łona i Webber. Kończą jednak jeszcze lepiej: „[...] weekend w Szczecinie zaczyna się w czwartek. Co do końca – zdania są podzielone; my przychylamy się do dominującego stanowiska, że weekend w Szczecinie nie kończy się nigdy.”
Foto:
mat. promocyjne