Mam nadzieję, że informacje zawarte w poniższej rozmowie z Tatianą Malinowską-Tyszkiewicz – reżyserką Teatru Polskiego i dyrektorem artystycznym Teatru Nie Ma zaspokoją ciekawość szczecińskich teatromanów.
SzczecinGłówny: Jakie były początki Teatru Nie Ma?
Tatiana Malinowska-Tyszkiewicz: Była taka dziewczyna, która nazywała się Karolina Mazur i chodziła do IX LO. Ona zebrała licealistów w 1999r. Stworzyli teatr i wymyślili razem piękną nazwę, czyli Nie Ma.
Skąd pomysł, żeby nazwać się w ten sposób?
Nie chcieli kojarzyć się z żadnym innym teatrem – ale gdybym już wtedy z nimi była – nie zgodziłabym się na nią. Nazwa dla teatru jest jak imię dla człowieka. Decyduje w pewnym stopniu o jego losie i to samo dotyczy teatru. Nie Ma jest nazwą nieco złowrogą dlatego, że sugeruje dużo rzeczy, których w nim nie ma czy brakuje. Teraz już przyzwyczailiśmy się, dajemy sobie z tym radę i podchodzimy do niej z humorem.
Z jakiego powodu zaangażowała się Pani w pracę z Teatrem „Nie Ma” i co skłoniło Panią do pozostania w nim?
Już w okresie moich studiów w Moskwie miałam amatorskie zespoły. Zawsze lubiłam pracować z młodzieżą i amatorami. Oczywiste było więc dla mnie, że jeżeli potrzebują pomocy i do mnie się po nią zwrócili, to chętnie im jej udzielę. Okazało się, że powstał teatr, o jakim zawsze marzyłam.
Czy w tym, z założenia, teatrze amatorskim występują również aktorzy zawodowi?
Tak, udzielają się. Mam ogromny szacunek dla szkół aktorskich oraz teatru zawodowego, ale absolutnie przy tym nie uważam aby teatr amatorski był teatrem drugiej kategorii.
Często tak się kojarzy.
Mi to nie przeszkadza, niech się kojarzy. Dla mnie w pierwszej kolejności jest ważne to, że teatr amatorski korzeniami sięga do słowa „amator”, czyli wielbiciel. Nie każdy zawodowy aktor naprawdę uwielbia swój zawód, a tutaj nie ma ludzi, dla których aktorstwo nie byłoby czymś ważnym.
Za wstęp na spektakle każdy płaci tyle, ile ma ochotę, ale może też wejść za darmo. Czy gdyby sztuki były biletowane nie byłoby łatwiej działać Nie Ma?
Nie, nie byłoby. My nigdy nie mieliśmy biletów. Jeżeli masz w kieszeni 5zł i chcesz obejrzeć spektakl, możesz je wydać na nasz teatr, tak samo jak idziesz i wydajesz 5zł na piwo. Jeśli jednak nie masz pieniędzy, to zwyczajnie wchodzisz i oglądasz. Brak tych 5zł nie będzie przeszkodą w obejrzeniu sztuki. Przyjdziesz następnym razem i coś zostawisz. Są osoby, które wrzucają 5gr. Widocznie w ich rozumieniu te 5gr wystarczy aby nas wesprzeć i według nas rzeczywiście wystarczy. Na spektakle przychodzą studenci, emeryci, ale też bezdomni, a dla nich przecież każdy grosz jest bardzo ważny. Nie bawimy się w coś takiego, że z tego można by było się utrzymać, więc wprowadzić bilety. Na pewno można by, ale teatry zarabiające w Szczecinie, to jest Teatr Polski, Współczesny, Opera, Pleciuga. My jesteśmy takim teatrem, który mam nadzieję, jest ważnym w mieście, ale dostępnym również dla osób niezamożnych. W ostatnich latach ludzie ubodzy przestali liczyć się dla społeczeństwa. Uważam, że nie może tak być, bo oni też powinni mieć dostęp do kultury. To nie jest cel sam w sobie, ale bardzo ważną sprawą jest, aby o tym pamiętać.
Jak znaleźli się w Nie Ma obecni aktorzy?
Większość jest w teatrze od bardzo dawna. Niektórzy od początku istnienia, inni 10-9 lat, ale wciąż przychodzą nowi. Nie potrzebujemy już większej ilości aktorów, ale pomocy technicznej, choć nigdy nie odmawiamy ludziom zgłaszającym się do nas z chęcią zagrania. Każdego roku tworzę spektakl dla osób początkujących, do którego angażuję też staruszków i wtedy ta grupa współpracuje. Jeśli człowiek jest poważnie zainteresowany, ma pasję, zostanie w teatrze. Jesteśmy otwarci, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że to wymaga poświęcenia i dużo czasu.
Czy nie chciałaby Pani tworzyć spektakli alternatywnych?
Nie. Moim zdaniem teatr alternatywny, to jest coś bardzo dziwnego. Oglądam czasami spektakle robiące na mnie ogromne wrażenie, które można nazwać alternatywnymi, natomiast uważam to za sztuczne określenie. Sztuka jest po prostu sztuką i może być albo dobra, albo zła. Nie jest istotne, czy opiera się o tekst czy nie. Jeśli nie robię spektaklu z powodu potrzeby wypowiedzenia się na jakiś temat, to bez tego nie może być ani sztuki, ani teatru. Musi istnieć potrzeba przekazania czegoś publiczności: tematu, bólu, problemu, czegokolwiek. Jeżeli wiem co chcę zrobić, ale brakuje mi słów i powinnam w tym momencie ryczeć, albo odwrócić wszystko do góry nogami, a ludzie powinni zacząć chodzić na rękach, mogę to zrobić. Uwielbiam to, ale nie nazywam teatrem alternatywnym, tylko po prostu spektaklem, który odbieram. Najpierw trzeba sobie zadać pytanie „dlaczego?” chcę przedstawić coś w określony sposób. Nigdy odwrotnie.
W jakim kierunku chciałaby Pani rozwijać teatr?
Ja jestem staroświecka i dopóki żyję i kieruję tym teatrem, chcę aby posługiwał się najlepszą literaturą. Przykładowo performensy często wcale nie mają tekstu, albo bardzo prymitywny. Nie rozumiem po co posługiwać się prostackim tekstem. Jeśli nas coś bardzo boli, to możemy o tym napisać, ale ani ty, ani ja, nie jesteśmy pisarkami, więc powstanie bełkot. Z tym bełkotem wyjdziemy na scenę i przedstawimy kolejny bełkot. Jeżeli posiadamy fantastyczne literackie teksty, dlaczego ich nie interpretować? Bardzo nie podoba mi się wykorzystywanie sytuacji politycznej, jakiegoś konkretnego momentu, takiego podejścia, że jak coś się wydarzyło, to trzeba o tym zrobić natychmiast przedstawienie. Za pół roku będzie to ludziom obojętne, a przecież liczy się stworzenie czegoś co wzruszy i będzie bolało. Szekspir będzie zawsze boleć, Mrożek śmieszyć i drażnić, a Czechow zmuszać do myślenia. Powinniśmy korzystać z tego co już jest dobre, a nie tworzyć coś o wątpliwej wartości.
Nie ma Pani zamiaru opuszczać Teatru Nie Ma?
Dopóki żyję nie. Ja stąd odejdę tylko nóżkami do przodu (śmiech).