Polska, Ukraina i USA na jednej scenie. Dużo dobrych słów, rozdane uśmiechy i papeteria z zachętą do pisania listów. Na scenie staromodna skrzynka pocztowa. Czyli DagaDana w trasie z „Listem do Ciebie”.
To będzie list do ciebie, ciebie i ciebie. Do was wszystkich! - wprowadziła w piosenkę Dana. Tego wieczoru słowa trzymały się jej blisko, nie odstępując na krok również między piosenkami. Koncert szczelnie wypełnił się myślami Dany i Janusza Różewicza. Nieważne, co mówiła. Z jej ust biło ciepło. Taka miła Pani Przedszkolanka.
Lirycznie, folkowo, jazzowo, elektronicznie. Bez przypadków. Każda z piosenek to dopracowane w każdym szczególe cacuszko. Rozbudowane elektroniczne intra, rozwinięcia wokalne, improwizacje muzyczne i pod każdym względem rewelacyjna perkusja. Nic z resztą dziwnego, bębniarz Frank Parker znany jest ze współpracy m.in. z Kurtem Ellingiem (czekajcie na relację z koncertu w Operze!). Choć siedział sobie z boku sceny, niepozornie utrzymując rytmiczną podstawę, malował, czarował, zabawiał kolorami. To kolejny żywy dowód na to, że perkusja jest instrumentem melodyjnym.
Basisto-kontrabasisto-wokalisto-skrzypek. Tak właśnie powinno się określać Mikołaja Pospieszalskiego. Ten multiinstrumentalista pełni w zespole wielowarstwową rolę. Świetnym pomysłem okazało się zaangażowanie go również do śpiewania. Choć wymaga to ogromnej podzielności uwagi, chłopak świetnie sobie radzi ze śpiewaniem, grając (czy może z graniem, śpiewając?). Trzygłosowe aranżacje wokalne (Daga, Dana i ów Mikołaj) są przemyślane i interesujące. Grupa łamie konwencję jednoznacznego wokalisty – lidera i wzmacnia wrażenie jedności w zespole.
DagaDana, czyli Daga Gregorowicz i Dana Vynnytska. Obie piękne, młode, zdolne. Oryginalne i niesztampowe. Polka i Ukrainka. Pierwsza z nich oprócz tego, że użycza wokalu i zdawkowej konferansjerki, jest autorką wszystkich dodatkowych brzmień, które wydobywa za pomocą elektroniki. To, co trzeba jej przyznać, to że techniki używa z wyobraźnią. Nigdy przedtem nie słyszałam, by ktoś zainspirował się brzmieniem metronomu, który ta wykorzystała w jednej z piosenek. Nie brakło też dźwięków znanych ze stacji kolejowych.
Dana jest zespołową czarodziejką. Śpiewa, gra na keyboardzie i z sercem na dłoni rozsypuje po sali mnóstwo pozytywnej energii. Wprowadza słuchaczy w wykreowany przez artystów, dagadański świat. Przybliża słowo, autorów słowa, nie wiedząc, że sama jest autorką czegoś nieprzeciętnego, na przykład wtedy, gdy mówi o Ukrainie. W kontekście ostatnich wydarzeń jej godna podziwu postawa pełna gotowości i nadziei, wzbudziła w publice wzruszenie, melancholię, skłoniła też do refleksji (więcej na ten temat można przeczytać w wywiadzie).
Polska, Ukraina i USA na jednej scenie. Trzy narodowości ‒ jeden język. Język uniwersalny, jakim jest muzyka. Opatrzona polskimi słowami, w ustach Ukrainki, wybrzmiała prawdą. Jak to wytłumaczyć? Może tak, że słowa, choć polskie, to szyte na miarę. Choć wykonawcy nigdy nie mięli okazji poznać osobiście autora tekstów – Janusza Różewicza, jego wiersze idealnie wpasowały się w kształt twórczości dagadańskiej. Ukrainka ze swoim charakterystycznym „l” (niesamowicie dźwięcznym) dotknęła dusz słuchaczy. A na koniec pożegnała : Dziękujemy SzczecinCianom!