Jej Spadochron okazał się jednym z najważniejszych albumów roku 2012. Sprawdźcie o czym rozmawialiśmy przy gorącej herbacie, kiedy za oknem panował, jak Mela to określiła, liściopad.
SzczecinGłówny: Melu, witam w deszczowym Szczecinie. Jesteś w trakcie trasy koncertowej, jak wrażenia z podróży po Polsce?
Mela Koteluk: Jesteśmy w środku trasy, za nami Sopot, przed nami Szczecin i jutro Toruń. Jesteśmy bardzo zadowoleni. Przede wszystkim jestem zadowolona z tego powodu, że na koncerty przychodzi taka niesamowita publiczność. Właśnie o to nam chodziło w takim długofalowym planie, byśmy mogli jeździć ze „Spadochronem” i prezentować ten materiał na żywo. I tak się dzieje. To jest wielka radość.
Już trochę występów za Tobą, jesteś w stanie spośród nich wybrać jakiś szczególny?
Wszystkie są wspaniałe, wszystkie są różne od siebie, bo to zależy od naszego nastroju, od nastroju publiczności, od pogody, od konkretnych miast, od przeróżnych czynników. Co najważniejsze, takim spójnikiem naszych wszystkich spotkań z publicznością, z osobami, które przychodzą nas posłuchać jest to, że śpiewają razem z nami. Więc co koncert mam cudowny towarzyszący chórek i to jest niesamowicie budujące.
Wydaje mi się, że będziesz miała jeszcze wspanialszy chórek dzisiaj. Przed chwilą byłaś w Sali Kominkowej, w której będziesz dziś wieczorem występować, prawda?
Sala jest cudowna, mam nadzieję, że wszyscy się pomieszczą, że wszystkim będzie komfortowo i że to będzie przemiły wieczór dla tych osób, które kupiły bilet i dziś wieczorem będą z nami.
Życzę udanego koncertu i chciałbym teraz zapytać o coś innego. Przeczytałem w innych wywiadach, że określasz swoją muzykę, jako dream pop. Mogłabyś to rozwinąć?
Wymyśliłam tę kategorię trochę dla potrzeb promocyjnych płyty, nie ukrywam. Nie chcę dobudowywać tutaj jakiejś szczególnej ideologii. Jest to od artysty wymagane, by on określił swoją muzykę w jakiejś kategorii. Więc wymyśliłam sobie pojęcie dream pop. Ta stylistyka ma związek z przestrzenią w muzyce, z introspektywnymi tekstami i wydaje mi się, że te dwa warunki spełniamy. Jestem też wielką fanką wytwórni muzycznej 4AD, zespołów takich jak Cocteau Twins i jest mi do tego blisko, nam wszystkim jest do tego blisko mentalnie i dążyliśmy do tego również nazwą. Natomiast, jest to, podkreślam to wielokrotnie, umowność całkowita i zależy mi jednak na tym, by każdy sam sobie odpowiadał na pytanie „czym to dla mnie jest?”. I to wtedy działa, bo jest żywą tkanką.
Wspomniałaś o swoich tekstach. Jak one powstają, przelewasz jakieś osobiste doświadczenia, czy wyobrażasz sobie sytuacje, w których znajduje się podmiot liryczny?
To się bierze z wyobraźni, ale na wyobraźnię mają też bezpośredni wpływ emocje piszącego, czyli moje własne. Natomiast z kolei na to, co mnie porusza, co mnie wzrusza i co mnie wzrusza mają wpływ przeżycia zarówno bliskich mi ludzi, jak też zasłyszane historie, które nie dotyczą mnie bezpośrednio, jednak wszystko sprowadza się do wyobraźni.
Przed wywiadem wspomniałaś o grupie Coldplay. Czego Mela Koteluk słucha na co dzień, w samochodzie, w trasie?
Ponieważ podróżujemy dwoma autami i podzieliliśmy się na ekipę dziewczyn i chłopców, dziś słuchałyśmy Bona Ivera. Z przykrością muszę to powiedzieć i pluję sobie w brodę, że nie załapałam się na jego tegoroczny koncert na Openerze, ponieważ występował dzień po nas. To jest artysta, którego wykopałam poprzez innego artystę jakieś dwa lata temu i jestem wielką fanką. I oczywiście Feist - Kanadyjka, którą bardzo, bardzo lubię.
Czujesz się okularnicą? Nawiązuję tutaj do roku 2003 i Festiwalu im. Agnieszki Osieckiej.
Jestem okularnicą dosłownie, tylko teraz noszę szkła kontaktowe. Jestem w sensie jeden do jednego okularnikiem. Od wielu lat czytam teksty Agnieszki. Jest ich bezmiar, więc można to robić etapami i wracać do nich, czytać je po raz kolejny, inaczej je rozumieć. Też weryfikować po czasie, człowiek dojrzewa przez lata i może je sobie odnawiać. Byłam wtedy bardzo młodą dziewczyną, to było niemalże 10 lat temu, więc miałam wtedy niespełna 18 lat, ale już wtedy byłam mocno wdrożona w tematy poetyckie.
Śpiewałaś też w chórkach The Scorpions i u Gaby Kulki. W jaki sposób to ukształtowało Cię, jako muzyka, jako autorkę?
Miałam okazję i szczęście śpiewać z tym artystami chórki. Z perspektywy czasu traktuję to, jako bardzo fajne muzyczne doświadczenie. Natomiast pomiędzy tym, co robię teraz, a śpiewaniem w chórkach jest zasadnicza różnica. Inna odpowiedzialność ciąży na mnie teraz, kiedy wydałam na świat własne dziecko – „Spadochron” i podpisuję się pod tym rękoma i nogami. Jeździmy z zespołem i poświęcamy się w całości temu, by odwdzięczyć się tym wszystkim osobom, które kupiły płytę, które pofatygowały się do sklepu, by ją zakupić, ale też, że wygospodarowały na to budżet. Ja wiem, co to znaczy wydatek na kulturę, ponieważ sama w niej w wielu formach uczestniczę. To są wydatki, a jednak, kiedy człowiek chce, kiedy ma w sobie naturalną wewnętrzną potrzebę uczestnictwa w niej, to potrafi wygospodarować te pieniądze. Koncert jest taką formą podziękowania, kiedy możemy się odwdzięczyć się za to.
A dlaczego Spadochron? Czegoś się boisz, chcesz miękko wylądować na naszej scenie muzycznej?
Nie tylko na scenie, chyba każdy życzyłby sobie miękkich lądowań również w życiu. To jest dla mnie wieloznaczny symbol dotyczący wielu spraw, które mnie interesują. A w takiej prozaicznej formie, zawsze chciałam skoczyć ze spadochronem, natomiast warunki zdrowotne nie do końca mi na to pozwalają. Jednak wydelegowałam siostrę na taki skok spadochronowy i za mnie przeżyła kilka lotów. Może w przyszłym sezonie się uda, jak tylko zrobi się cieplej. Bodajże od maja zaczyna się sezon. Chciałabym skoczyć, więc wszystko przede mną!
Dziś na pewno będzie bardzo miękkie lądowanie na scenie w 13 Muzach. Natomiast chciałbym jeszcze zapytać: lata ’90 w polskiej muzyce to była Kasia Nosowska, Kayah, Edyta Bartosiewicz, czy Kasia Kowalska. Teraz mamy Ciebie, Monikę Brodkę, Gabę Kulkę, Kari Amirian, czy Marię Peszek. Myślę, że można z pełną świadomością mówić o Tobie, jako o jednej z najlepszych młodych wokalistek w Polsce. Jak Tobie się wydaje, czy to będzie również fala, która za kilka lat przeminie, czego nie życzę, bo chciałbym żeby polska muzyka się rozwijała i z tego, co mi się wydaje, teraz jest czas intensywnego rozwoju. Otwieramy się na różne nurty, publiczność w Polsce jest spragniona ambitniejszej muzyki, bo w radiu i telewizji mamy komercję.
Nie mam nic przeciwko komercji. Dla jednego ambitne jest jedno, dla drugiego drugie, to jest kwestia całkowicie względna. Nie wiem jak mają inni, trzeba by zrobić debatę artystyczną i porozmawiać z wykonawcami, natomiast wyciągam wniosek na podstawie własnych doświadczeń i pragnień, że ludziom po prostu brakuje piosenek. Zwykłych piosenek, które opowiadają w sposób autentyczny o tym, co również dotyczy również ich spraw. Sama postanowiłam nagrać płytę, którą chętnie bym kupiła, której chętnie bym słuchała w samochodzie, w domu, do poduszki. Brakowało mi przez pewien okres termoforu, który by mnie ogrzał. Miałam tak z Raz Dwa Trzy. Kariery, to długi i szeroki temat. Wiele artystek z lat ‘90 pięknie rozwinęły swoje kariery. To zależy od celów. Niektórzy spasowali, bardziej lub mniej świadomie, ciężko powiedzieć jak to wszystko przebiegło. Trzeba to przeanalizować to indywidualnie. Urodziłam się w 1985 i byłam zawsze wielką fanką Republiki i Grzegorza Ciechowskiego. Do dzisiaj mam ciarki na całym ciele słuchając tych piosenek. Pierwsze płyty Kasi Kowalskiej za czasów Ciechowskiego właśnie, to całkowita rewelacja. Śpiewałam kiedyś jedną piosenkę Edyty Bartosiewicz – Opowieść. Piękny, liryczny tekst powstał do tego utworu. Po prostu trzeba robić swoje. W życiu jest tak, że warto założyć takie postanowienie, myślę, że działa to z korzyścią dla wielu stron, by robić tak, jak samemu chciałoby się być traktowanym. To samo jest w muzyce. Założenie, że nagrywasz to, co sam chciałbyś słuchać jest uczciwe wobec samego siebie. Przekłada się to bardzo pozytywnie na wszystko.
Powiedz jeszcze, czy na dzisiejszym koncercie usłyszymy tylko kawałki z Twojej płyty, czy czymś jeszcze zaskoczysz?
Będą niespodzianki! Oczywiście będą piosenki ze „Spadochronu”, natomiast mamy przygotowane niespodzianki. Pracujemy naprawdę bardzo sumiennie i robimy porankami w hotelach próby. Nie będę jednak zdradzać, co to będzie!
Wszyscy, z którymi się dziś spotkasz, na pewno przekonają się, co dla nas przygotowałaś, a ja na sam koniec chciałbym jeszcze zapytać o Twoje plany na najbliższą przyszłość, marzenia?
Do samego końca okresu przedświątecznego gramy koncerty. Będzie ich w sumie około 30, więc mamy teraz czas wytężonej pracy i na tym się skupiamy. To jest dość wyczerpujące i w tym czasie ciężko zająć się pracą twórczą sensu stricto. Natomiast w przyszłym roku będziemy przymierzać się do nowego materiału. Piosenki na nową płytę powoli powstają, kilka prób za nami.