Finał Domu Tańca do samego rańca!

Ach, co to był za Finał, proszę Państwa! Same dobroci, pyszności muzyczno-taneczne na Łące Kany. I ten brak poczucia czasu, że już świta. Z ciężkim sercem żegnało się Festiwal Spoiwa Kultury, ale z nadzieją, że na następny rok ponownie rozjaśni swoim światłem miasto Szczecin.

Ciekawość i zaskoczenie
Finał Festiwalu rozłożono na dwa wydarzenia: spektakl-widowisko „Factory” zaczynający się tuż przed północą i Finał Domu Tańca o północy, na który wybrałam się z czystej ciekawości, by posłuchać i zobaczyć, co po trzech dniach warsztatów muzyków i tancerzy z różnych zakątków świata udało się przygotować na zakończenie całej imprezy. Nie powstrzymał mnie nawet mecz Holandia-Kostaryka.
Wielość kultur, nacji, osób w różnym wieku, osób na co dzień nie słuchających muzyki tradycyjnej mnie powaliła. Wśród gwaru rozmów i śmiechu, które toczyły się na białych skrzyneczkach, leżaczkach bądź na stojąco, wybił się swoim głosem Jacek Hałas – gospodarz całego zamieszania. Pokrótce wyjaśnił, kto za chwilę wystąpi i zaprosił do wspólnej zabawy.
 
Sycylijskie tornado najlepsze
Na pierwszy ogień poszedł band z Sycylii – LassatilAbballari. Zespół złożony z pięciu muzyków, choć ciągle mi się wydawało, że jest ich więcej. Od lewej – flet poprzeczny, tamburyn, jakiś rodzaj dud/cajon, gitara/harmonijka ustna. To chyba przez tą mnogość instrumentów dziwnie jawiły mi się liczby w osobach. Włoskie poczucie humoru szybko znalazło sympatyków i nie trzeba było długo czekać na spontaniczne skakanie w rytm muzyki. Zmylił mnie bardzo sycylijski rodzaj muzyki, bowiem gdzieś z tyłu głowy świdrowała myśl, że dużo w tym celtyckich wpływów. Dedukcja nie była zła, ponieważ mieszkańcy tej pięknej włoskiej wyspy, po poznaniu innych europejskich tańców, przywieźli tę wiedzę do siebie, przerabiając na swój sposób. Lider zespołu spytał czy wiemy, co to tarantella? I tak naprawdę w tym momencie rozpoczęło się bliskie spotkanie z tradycyjnym tańcem tamtych rejonów.  A zabawa przy tym przednia. I coraz więcej ludzi gromadziło się wokół Jurty, że muzyków prawie nie było widać. 
 
Katalońska siła nie gorsza
Trudne zadanie stało przed Katalończykami z FOLKATR3S po tak gorącym przyjęciu włoskiego temperamentu, ale uważam, że podołali, bo wciąż odbywały się tańce, hulanki, swawole. W nieco uboższym składzie – tamburyn, skrzypce, diatoniczny akordeon guzikowy i kontrabas, Katalonia była spokojniejsza w swoim występie, bez dzikich okrzyków, za to warta uwagi ze względu na inny charakter ludowych melodii z ich krainy. Jednak zespół w swoim repertuarze sięgał też po bardziej znane taneczne nuty i tak można było poznać kroki pasadoble, czy rumby. Na co z wielką ochotą wyruszyła część redakcji Szczecina Głównego. 
 
Powrót do korzeni
Polski akcent pojawił się z formacją gospodarza całego zamieszania – Kapelą Hałasów. Swoją drogą,  bardzo trafna nazwa. Instrumentarium znacznie odbiegało od wcześniej zaprezentowanej reszty. Po środku coś na korbę, jak się okazało – lira korbowa. Po bokach zaś klarnet i instrumenty perkusyjne. Lekkie przerzedzenie w szeregach Łąki Kany dało się zaobserwować, ale i tak tańcom nie było końca. Korowód z Jackiem Hałasem grającym na flecie dalej werbował uczestników do wspólnych podrygów. I również kiedy instrumenty zamilkły, ludzie nadal tańczyli. Miło było patrzeć na to, że można wrócić do tak pierwotnych, archaicznych korzeni i świetnie się w tym odnaleźć. Jakbym wyruszyła w podróż wehikułem czasu.
Foto: 
Piotr Nykowski PozaOkiem.eu

Zobacz również