Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

Garażowy punk nad Odrą

Koncerty w Odra Zoo przypominają idealną domówkę. Czujesz się trochę jak u siebie, bo większość ludzi znasz z widzenia. Nie ma niespodziewanych nalotów rodziców, sąsiadów i policji. Można stanąć na krześle i potańczyć – bez obawy, że za chwilę podejdzie napakowany ochroniarz i wywali cię za drzwi. Zresztą w Odra Zoo nie ma drzwi z prawdziwego zdarzenia.

Koncerty zespołów wpisujących się w klimat Wild Books, Dead Pony i The Stubs, polecam wszystkim fanom garażowego grania. Komu nie polecam? Wielbicielom modnych, lanserskich knajpek i tym, którym brakuje dystansu do siebie, bo delikatnie rzecz ujmując - wokaliści nie słodzą publiczności.

 

Osobom, które pierwszy raz przekraczają próg Odra Zoo powinno się robić zdjęcia. Widok wnętrza w stanie surowym: brak paneli, kafelków i ozdobnych tynków trochę odstrasza - nawet Słowianin wygląda na tle Odra Zoo designersko. Ale i tak kocham to miejsce. Za klimat, za swobodę i nazwę. Zresztą Odra Zoo znana jest również za granicą - jako GOOD SH*T.

 

Zapowiedź wydarzenia na portalu Szczecin Główny.

 

Z początku nie widziałam logiki w kolejności, w jakiej występowały poszczególne zespoły. Po koncercie pomyślałam, że chyba było to dobrze przemyślane. Wild Books zaczęli rozgrzewać około godziny dwudziestej. A trzeba było rozgrzewać publiczność, bo było bardzo, bardzo zimno. Koncert w kurtce? Tak, koncert w kurtce. I tak było fajnie! Wild Books dostali ode mnie dużo punktów zanim cokolwiek zaśpiewali – urzekł mnie ich image. Afro na głowie i hipsterskie okulary zawsze odbieram pozytywnie. Gdy przed wyjściem na koncert zapoznawałam się z kawałkami granymi przez występujące zespoły – najbardziej przypadły mi do gustu utwory Wild Books, a zwłaszcza Loud Reed. Na żywo było też nieźle, chociaż nie wiedziałam, czemu najlepsi (według mnie) grają na starcie. Usłyszałam, że grają coś pomiędzy Placebo, a Radiohead. Licho wie.

 

Następnie na scenę przybył zespół Dead Pony. Właśnie wydali debiutancką epkę, więc mieli co świętować. Można było to świeżo wydane dobro zakupić w cenie niższej od opłaty uiszczanej za dwa hamburgery w Mc Donald's, czyli po 5 złotych. Czy to dużo, czy mało? Oceńcie sami. Dead Pony widziałam na żywo po raz drugi, kojarzą mi się oni z ,,grubymi” domówkami. Może dlatego, że właśnie wtedy gdy grali zauważyłam, że scena w Odrze obita jest dywanem? Na Dead Pony można śmiało iść w pogo i było dwóch takich, którzy skwapliwie skorzystali z tej okazji. Wyglądali przy tym trochę tak, jakby pomylili tego wieczoru Kolumba z Karłowicza, ale wiadomo, że dwuosobowe pogo to jakby nie patrzeć duże wyzwanie, wobec czego się chwali.

 

Co ciekawe, gdy słuchałam tych trzech zespołów w domu, The Stubs podobali mi się najmniej. Po usłyszeniu ich na żywo zmieniłam zdanie. W zasadzie ciężko uzasadnić dlaczego na żywo są tak nieźli, ale przeczuwam, że średnio lubiany przeze mnie rock'n'roll chyba na dłużej zagości na moich głośnikach. Bo chyba tak się gra ten rodzaj muzyki. Chłopaki, jeździjcie po świecie i pokazujcie jak to się robi. Znacie „Rudy's Blue Boogie”? Koniecznie posłuchajcie.

 

Frekwencja nie była bardzo mała, ale zawsze mogło być lepiej, czyli liczniej. Uważam, że wszelakiej maści rozrywki popularne, czyli multipleksy i popcorny nie dosięgają koncertom w Odra Zoo do pięt. Dlatego zachęcam Was wszystkich, Panie i Panowie, chodźcie na koncerty, bawcie się przednio, bo cudze chwalicie, a swego nie znacie!

Foto: 
Kamila Bieniecka

Zobacz również