4. października na deskach Domu Kultury Słowianin pojawiła się wyjątkowa wokalistka -Maria Peszek. Artystka znana z bezkompromisowego podejścia do swojej twórczości i odwagi w wyrażaniu myśli, zagrała w Szczecinie już po raz drugi od wydania płyty „Jezus Maria Peszek”.
Po premierze albumu nie oszczędzono jej ostrych słów krytyki. Ośmieliła się przecież wybiec z ideowym krzykiem przed szereg, czym zdobyła liczne grono zagorzałych przeciwników, ale sądząc po ilości nagród, świetnych recenzjach i frekwencji na kolejnych koncertach – równie silne grono wiernych entuzjastów. I nie ma się czemu dziwić – Maria jest niesamowita!
Teksty Marii, to zdecydowanie najtrudniejszy do przyswojenia elementem jej twórczości. Nie zaskakuje więc fakt, że polskie społeczeństwo wychowane w martyrologicznym duchu patriotycznym i w 90 (zadeklarowanych) % katolickie, buntuje się przy wersach „Pan nie jest moim pasterzem i niczego mi nie brak”, „Wierzę w ciała zmartwychwstanie poprzez miłość, przez kochanie”, czy „Lepszy żywy obywatel niż martwy bohater!”. Mimo przeszkody, we wspomnianej wcześniej głęboko zakorzenionej mentalności, Peszek spotkała się z ogromnym, pozytywnym odzewem ze strony znacznej części społeczeństwa (ba, zyskała nawet przydomek „Głos pokolenia”).
Peszek nie stosuje najłatwiejszego sposobu na zdobycie uznania, czyli zgrabnego wpasowania się w gusta większości. Na pierwszym miejscu stawia jakość wykonania i wizerunek sceniczny zgodny z przesłaniem zawartym w utworach, a nie usilną prezentację własnej urody. Piękno Marii jest wyjątkowe, bo wynika z naturalności, niezwykłej ekspresyjności, a także wysiłku włożonego w realizację własnych koncepcji. Podczas piątkowego koncertu w Słowianinie, Maria Peszek całkowicie zaangażowała się w widowisko stworzone na potrzeby występu i była na nim maksymalnie skupiona, mimo że widoczne było również zmęczenie, zapewne spowodowane intensywnym trybem pracy.
Świetne wrażenie zrobiło na publiczności wykonanie „Pibloktoq” , w śnieżnej aurze stworzonej przez papierowe płatki rozrzucane przez artystkę, a punktem kulminacyjnym koncertu, ukoronowaniem (dosłownie i w przenośni) był utwór Depeche Mode – „Personal Jesus”. Palące się węgle – stygmaty przytwierdzone do dłoni artystki za pomocą kawałków drutów i korona z lampek choinkowych, oszałamiająco dopełniły widowisko. Materiał koncertowy różnił się od studyjnego, przede wszystkim większą dynamiką i ostrością wykonania. Setlista Marii, na każdym koncercie promującym najnowszą płytę, ulega bardzo niewielkim modyfikacjom. Zawsze zaczyna się świeżym materiałem ewentualnie pod koniec przeplatanym starszymi nagraniami. Szczególnie na przykładzie piosenek z wcześniejszych albumów, jak np. „Ciało”, widać ich stylistyczne dopasowanie do „Jezus Maria Peszek” tak, aby tworzyły razem harmonijną kompozycję.
Zupełnie zbędny był płytki kontakt z publicznością tworzony przez okrzyki w stylu „jak się bawicie”. Publiczność zafascynowana występem artystki śpiewała w skupieniu razem z nią. Patrząc na Marię, można wysnuć wiosek, iż nikomu luźna biała koszulka ,z czerwoną linią namalowaną sprayem aż po szyję oraz równie luźne, dziurawe jeansy, nie dodają takiego uroku.
Najważniejszym elementem przekonującym publikę do tej wokalistki, jest chyba jej brak wulgarności. Cenna umiejętność dosadnego przekazywania myśli bez obrażania kogokolwiek. Nic dziwnego, że ostatni koncert w Słowianinie przyciągnął trzy pokolenia szczecinian. Oby jak najwięcej takich nieszablonowych artystów na polskiej scenie muzycznej!