Na lewo gitara, na prawo perkusja, po środku syntezator, czy jak to niektórzy zwą – „parapet” (tym bardziej zabawne, że za tym instrumentem faktycznie był prawdziwy parapet). Skromne, małe wnętrze Domku Grabarza swoją naturalnością zapraszało i wypełniało po brzegi dolne piętro.
KOSMICZNIE
Zaczęło się kosmicznie od „Magnetosfery” albo raczej apokaliptycznie o końcu świata. Niespokojnie, a zarazem spokojnie, bo ta zagłada nie została w lęku wykrzyczana a przyjęta z dozą pokory. Niepokój wkradał się wraz z muzyką, którą trudno zaklasyfikować. Zatem, ciekawość dalszej podróży muzycznej była całkiem uzasadniona i kontynuowana, aż do zakończenia koncertu.
„Y/ Hen, tam” przywitany został dodatkowymi oklaskami zwiastującymi znajomość tychże dźwięków przez publiczność. Ciężko było skupić wzrok na pojedynczych muzykach. Piękno-brudna gitara (M. Kusz), rewelacyjna perkusja (P. Osicki), no i szalona gra Marii na klawiszach oraz jej niski głos robiły piorunujące wrażenie. Nie omieszkam dodać, że pełne temperamentu ruchy wokalistki w przerwach między śpiewaniem byłe bardzo nieprzywidywalne, co jeszcze bardziej przykuwało uwagę zebranych.
„X/ Gdybyś” to według mojej opinii współczesna, alternatywna odpowiedź na „Gdybyś kochał, hej!” zespołu Breakout. Również o miłość, ale nie jest ona tu nazywana po imieniu tylko zastępczymi środkami wyrazu.
„X/ Ritm (kara-kara)” swoim ożywczym tempem grania przeniósł nas w nowofalowe klimaty, a „Y/ Cigarette Mamma” to jedyny anglojęzyczny kawałek z najnowszego projektu MARII KA. Nie dość, że angielski, to zupełnie odmienny od reszty utworów. Powolna ballada, w której zastosowano niekonwencjonalne rozwiązanie w postaci gry smyczkiem na gitarze, a na koniec perkusisty - na instrumencie dętym. No i ten oniryczny śpiew wokalistki. Dziwnie po tym było wrócić do poprzedniej stylistyki grania.
R-ƎVO˩-UCYJNIE
Po bisie zachęcającym do zapięcia wieczoru 10-tą kompozycją, po krótkiej naradzie Trio zgotowało wszystkim „X/ R-ƎVO˩-UCJĘ”. Wprost „idealny strzał w dziesiątkę” jak to się mówi. Od zagłady świata po rewolucję uczuć. Lepiej być nie mogło. Wcześniej też było szalenie interesująco. Dzięki czemu?
Dzięki zamianie miejsc przy instrumentach, w trakcie której wokalistka stała się gitarzystką, a gitarzysta klawiszowcem. Także, dzięki „Moskwie” zagranej w ramach ostatnich wydarzeń na Wschodzie oraz słonecznej „Hiszpanii”. Robi się coraz cieplej, więc jak najbardziej trafiona tematyka.
A jaki to rodzaj muzyki? Na pewno alternatywa, w której jak „w kotle mieszają się” punk, blues, new wave i nadająca całemu kształtu psychodelia. Można się doszukiwać innych gatunków, ale po co to spłycać do konkretnych wyrażeń. Ważne, że MARIA KA gra swoją, własną muzykę!
Foto:
Marta Siłakowska