Relacja z porywającego niedzielnego koncertu zespołu Poluzjanci w Lulu Club.
„Dobry wieczór... musimy przyznać, że w tak eleganckim miejscu jeszcze nie graliśmy...” - tym zdaniem rozpoczęli swój koncert Poluzjanci w klubie Lulu. Rzeczywiście oddawało ono w pełni uroczą i kameralną atmosferę sali; wiszące srebrne kotary oraz delikatne niebieskie reflektory tylko dopełniały wrażenia. Kiedy tylko zespół pojawił się na scenie, wokalista zespołu – Kuba Badach, przywitał zgromadzonych fanów niezwykłym humorem i dokładnie w takiej aurze przebiegał cały koncert.
Zespół rozpoczął rozgrzewanie przybyłych wielbicieli od energicznego „Round & round”. Publiczność odeszła od baru, zbliżyła się do sceny – w powietrzu czuć było magię rozpoczynającego się wieczoru.
Pierwszy utwór, zakończył się oklaskami, ale widocznie zespół zaplanował mocne wejście i od razu przeszedł do następnego. Energia! Dało się wyczuć, że cała grupa jest w świetnej formie!
Kolejne utwory tylko doprawiły wrażenia. Poluzjanci! To jest żywioł! Kuba Badach o delikatnym głosie, odpływał na scenie pod wpływem muzyki niczym szaman odprawiający czarodziejski rytuał; hipnotyzował, ściągając tym samym wzrok ludzi w klubie, tak aby nie można było oderwać wzroku. Oczarowana publiczność, która z łatwością dała się uwieść, zaczęła wtórować wokaliście. Badach szybko nawiązał muzyczny dialog z obecnymi na koncercie, kurtuazyjnie uwodząc publiczność i niejednokrotnie wyciągając mikrofon w stronę tłumu.
„Pośpiewamy razem?” – wokalista poprosił publiczność o śpiewanie refrenu do piosenki - „Doskonale”. „Wszystko przecież jest doskonale”... i dokładnie tak było ! Widać było radość w oczach fanów i zaangażowanie w koncert. Kuba Badach niezwykle zręcznie zachęcał publikę do wspólnego śpiewania, by później znów płynnie przejść w muzyczny trans.
Poluzjanci zaserwowali swoim fanom dużą dawkę emocji, co doprawiło wyjątkowości koncertu. Wokalista parokrotnie zostawiał zespół na scenie, przekazując przewodnictwo muzykom. Na scenie zostało czterech muzyków, którzy świetnie zabawiali publikę improwizując. Zwłaszcza klawiszowiec Grzegorz Jabłoński rodowity szczecinian, który czując radość z powrotu do rodzinnego miasta, dawał z siebie 100%. Tłum był rozgrzany do czerwoności...
„Zbliżamy się powoli do końca naszego spotkania...” – myślę, że wszyscy obecni nie chcieli tego usłyszeć. Szczeciński koncert Poluzjantów był ostatnim na ich tegorocznej trasie, być może właśnie dlatego był taki wyjątkowy. „Wy swoją obecnością dzisiaj, dajecie dowód na to, że to co my robimy ma sens, i że muzyka na żywo ma sens. Bardzo Wam za to dziękujemy...” - tymi słowami wokalista zdecydowanie ujął publiczność.
Zespół pożegnał szczecińską publiczność piosenką „Perfect Guy”, która zdawała się być istną kwintesencją całego koncertu. Kuba Badach po raz ostatni zaangażował fanów, zapraszając ich do wspólnego powtarzania różnych dźwięków. Wesołe „na-na-na” roznosiło się po całym klubie – wyglądało to niczym lekcja muzyki przygotowana przez zespół...
Pięknie kończąc, wokalista Kuba Badach śpiewająco przedstawił zespół:
Grzegorz Jabłoński – instrumenty klawiszowe
Marcin „Mały” Górny – instrumenty klawiszowe
Piotr Żaczek – gitara basowa
Przemysław Maciołek – gitara
Robert Luty – perkusja
Koncert pozostawił w sali echo śpiewanego „na-na-na”, które zostało w głowach słuchaczy. „Fajny koncert!” – dało się słyszeć komentarz jednego z uczestników.
Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że na tych którzy zostali troszkę dłużej czekała wspaniała nagroda – wokalista wyszedł do publiczności. Okazuje się, iż warto zostawać po koncercie, a zwłaszcza w takim klubie jak Lulu. Oczywiście nasza redakcja została do końca (i dłużej)!
Wspaniały, energetyczny koncert – miejmy nadzieję że Poluzjanci niebawem znowu zawitają do Szczecina, by nakarmić nas identyczną (lub jeszcze większą) dawką energii!