Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

RozczarowaNIEpodległą

Wiele się mówi o tym, jak ostatnie 25 lat zmieniło Polskę. Jaka byłaby, gdyby nie przemiany ustrojowe 89 roku. Jednak po spektaklu „Dla Niepodległej”, wystawionym w ćwierćwiecze obalenia komunizmu, jedno pozostaje pewne: Polakom wciąż z trudem przychodzi opowiadanie historii współczesnej, a w masowej świadomości po Chopinie i Mickiewiczu w polskiej kulturze niewiele się działo...

Przez płot „na Wałęsę”

Przed spektaklem „Dla Niepodległej” miasto przyozdobione zostało licznymi plakatami reklamującymi wydarzenie, niczym dekoracjami zwiastującymi prawdziwe świętowanie. Z plakatów biła uśmiechnięta mozaika ludzkich twarzy, ułożona na kształt biało-czerwonej flagi, a na ich tle, niczym wisienka na torcie, na wydarzenie zapraszały oblicza sławnych aktorów: Daniela Olbrychskiego i Andrzeja Młynarczyka. Całość stanowiła przedsmak, jak się wydawało, prawdziwego kulturalnego rarytasu, na który ku uciesze mieszkańców, wstęp pozostał wolny. Pierwszy zgrzyt nastąpił, gdy szczecinianie tłumnie wyruszywszy świętować napotkali zamknięte bramy Teatru Letniego. I oto, czując w powietrzu podniosłą atmosferę radosnego świętowania wolności, zderzyliśmy się z … tłumem skandującym „gestapo!”, „skandal” i głośno pytającym „co to za wolność?”. Początkowo myśleliśmy, iż relacja Szczecina Głównego w ogóle nie powstanie – jednak po kilkunastu pełnych napięcia (ale i solidaryzowania się z tłumem) minutach bramy otworzyły się, a wszyscy chętni zapomniawszy o początkowych problemach, uszczęśliwieni zajęli miejsca (oczekując na rozpoczęcie wysnuliśmy wniosek, iż cudownie byłoby gdyby owe zamknięcie bram było elementem wyreżyserowanym, w celu przypomnienia ludziom dawnych czasów...). Jednakże rychłe były nasze nadzieje na to, że po wejściu do Amfiteatru wszystko już będzie jak należy...

 

Podręcznik do języka polskiego w wersji operowej

Już od pierwszych minut spektaklu, nie kryliśmy naszego zdziwienia aż tak daleko idącą retrospekcją. Spodziewaliśmy się co najwyżej cofnięcia do lat świeżo po zakończeniu drugiej wojny światowej, ale czasy przedzaborowe zupełnie zbiły nas z tropu... Szybko okazało się, że zamierzenia twórców co do pokazania polskiej drogi do wolności, to nie tylko część wstępna, ukazująca poszczególne etapy polskiej historii. Główna oś spektaklu poprowadzona została ścieżką polskiej martyrologii i cierpiętnictwa, z zupełnym pominięciem bardziej współczesnych kamieni milowych, takich jak Solidarność czy obrady Okrągłego Stołu. I tak, zamiast radosnego świętowania wolności, mieliśmy prawie 1,5 godziny umartwiania się i mesjańskiego rozdrapywania ran. Od wspomnianych wcześniej zaborów, poprzez nostalgię nad końcem epoki sarmatów i romantyczne westchnienia nad Matką-Polską. Kulminację bólu i sztucznie budowanego patosu stanowiły wykonania pieśni dotyczących drugiej wojny światowej, które zajęły najwięcej z całości programu. To przykre, że treści tak ważne dla budowy patriotyzmu i poczucia dumy narodowej serwuje się nam, widzom, jako zapychacz przy każdej możliwej okazji. Spektakl „Dla Niepodległej” z całą pewnością można by powtarzać, jako dzieło uniwersalne, w nieskończoność przy okazji różnych świąt – rocznicy zakończenia wojny, Powstania Warszawskiego, 11 listopada... „Wojenka”, „My, pierwsza brygada”, „Piechota”, „Czerwone maki na Monte Cassino” – następujące po sobie liczne pieśni nie tylko młodych zmuszały do opuszczenia Teatru Letniego.

 

„O ziemio polska, ziemio trudna i doświadczona, bądź pozdrowiona”

Z każdą kolejną minutą spektakl zdawał się coraz bardziej drążyć narodowe rany. Oglądając sceniczną polską żałobę zastanawialiśmy się skąd w Polakach tyle nostalgicznego masochizmu. Być może Polacy to naród romantyczny, spragniony westchnień i uniesień – wolący żyć idealizowaną przeszłością opieraną na poświęceniu i heroizmie, niż zmierzyć się z trudem interpretacji historii najnowszej. Być może właśnie z powodu niedostatecznej i nieujednoliconej oceny wydarzeń ostatnich dekad, w trakcie wydarzenia tuż pod sceną pojawiła się grupa młodzian (na oko początek liceum) z transparentem z napisem: 25 lat zdrady okrągłostołowej. Ale wracając na poletko kultury: pokazanie po raz kolejny utartych i wielokrotnie wałkowanych tematów w sposób oklepany, mówi dużo o kulturalnej kondycji Szczecina w kontekście podejścia do wydarzeń masowych. Zaproszenie panów Olbrychskiego i Młynarczyka dla wypowiedzenia ledwie kilku fraz i ich późniejsze siedzenie w kącie na scenie pokazuje zwykłe przeżeranie pieniędzy. Czyżby Szczecin nie miał dobrych aktorów i ambitnych widzów? Tak długo, jak tego typu realizacje pozostaną bez stanowczego komentarza i sprzeciwu, tak długo będą nam serwowane kulturalne uproszczenia, a Szczecin wciąż będzie się jawił jako kulturalna prowincja.

 

„Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?”

Choć kompozycje Chopina zawsze, a już zwłaszcza w przepięknym wykonaniu podczas ważnej rocznicy, zachwycają i chwytają za serce, to spektakl „Dla Niepodległej”, nie był tym, czym być powinien. Świadczyć może także o tym fakt, iż sporo osób (w różnym wieku i kondycji), opuściło Amfiteatr w trakcie wydarzenia, nie doczekując gromkich oklasków na końcu. „Niepodległa” została uraczona więc po raz kolejny tym, co w jej historii najboleśniejsze, a jednocześnie „przemielone” już na wszelkie sposoby, co porównać można do ślubu, podczas którego wyłącznie mówi się o pogrzebach sprzed lat... Aż dziw, że nikt nie chce tańczyć.

Foto: 
Mat. promocyjne

Zobacz również