Z niepokojem przyglądałam się niebu w najdłuższy dzień w roku. Bowiem czekała na mnie spora dawka wrażeń w centralnym punkcie spacerów i rekreacji jakim są Jasne Błonia. Wrażeń związanych z szeroko pojętą muzyką od czasów pierwotnych po współczesne, od klasyki po beat-box, od grania na instrumentach po występy tancerzy czy aktywne uczestnictwo osób, które zdecydowały się ze znajomymi bądź z rodzinami świętować muzyczną fetę.
Część unplugged
Kiedy dotarłam na miejsce, w różnych punktach Błoni rozstawiali się muzycy. W jednej części można było zobaczyć kolorowe stroje i bębny, w innej zespół z fletami, po środku alejki jakby z nieba wylądował sobie fortepian, tuż obok zestaw perkusyjny, przy parkingu „centrum dowodzenia” oraz trzy namiociki, ponownie obrót o 360 stopni i pojawiały się kolejne składy muzyczne. Myślałam, że w pewnym momencie dostanę oczopląsu, ale to był chwilowy stan. Przechodziłam z miejsca na miejsce i z pomocą kobiecego (A. Kolasińska) i męskiego (M. Czarnowski) głosu, które koordynowały całość, ze stoickim spokojem słuchałam i przypatrywałam się poczynaniom artystów.
Pierwsze dźwięki rozbrzmiały dzięki Afrique Sogue – formacji grającej afrykańskie rytmy. Skromni instrumentalnie, bo tylko dwa rodzaje bębnów (djembe i dundun), ale za to jaki piękny wokal ze strony M’mharry Sylla, która oprócz rdzennych pieśni prezentowała tańce charakterystyczne dla zachodnich regionów Afryki.
W renesansowe klimaty spacerujących szczecinian przeniosła Musica Sedina – zespół składający się z kilku fletów różniących się wielkością i wydobywanymi z siebie dźwiękami. W podróż w czasy renesansu zabrała przede wszystkim gra na cynku. Muzyka dawna może nie jest tym czego słucha się na co dzień, ale pobudza wyobraźnię na temat tego, co słuchało się kilkaset lat temu.
Idąc dalej, kolejną epoką był barok a wraz z nim Trio Sawicki/Kałka/Jaśkiewicz, gdzie wiolonczela, akordeon i saksofon sopranowy próbowały nas przenieść w kompozycje z okresu pełnego przepychu, klasycyzmu i manieryzmu, co dało się odczuć po dłuższym oswajeniu się z płynącą muzyką. Szczególnie zabawnie wyglądał akordeonista, którego nie było widać zza nut stojących przed nim. Fotografowie mieli niemały orzech do zgryzienia.
Typowe, klasyczne dźwięki można było usłyszeć bliżej parkingu. Młode dziewczyny uzbrojone w skrzypce, czyli Kwartet Smyczkowy ze Szkoły Muzycznej im. F. Nowowiejskiego, pełne skupienia i powagi wygrywały niezbyt łatwe do odbioru, ale wzbudzające podziw ich umiejętności utwory. Towarzyszyła trzyosobowa grupa taneczna równie poważna jak Kwartet, jednak tak rozkosznie ubrana, że wywoływała uśmiech na twarzach zebranych.
Dźwięki z przełomu XIX/XX wieku na fortepianie przybliżał Patryk Matwiejczuk. Wybitnie uzdolniony młodzieniec tak się wczuł w swoją rolę na Święcie Muzyki, że nawet deszcz go nie przestraszył. Jako jedyny spośród wszystkich muzyków kontynuował grę, na co szczeciniane zareagowali bardzo spontanicznie, kryjąc muzyka pod swoimi parasolkami.
Bardzo bluesowo zrobiło się za sprawą Duetu Zarzeczny/Gracz. Panowie przy akompaniamencie harmonijki ustnej i gitary przywołali to co w bluesie najlepsze, czyli piękne, ale smutne teksty piosenek i melodie. Chyba właśnie przy takim rodzaju muzyki najlepiej swoją funkcję pełniły koce, które rozdawano ludziom, by mogli swobodnie usiąść i słuchać.
Nie mogło także zabraknąć jazzu. Trio Jazzowe Jakuba Kraszewskiego, w składzie – fortepian, kontrabas i perkusja, dało bardzo interesujący popis improwizacji, bo w końcu jazz na tym polega. Wokół Panów zebrała się spore grono ludzi, których ujął ich sposób grania.
Część chóralna
W całym przedsięwzięciu nie zapomniano o samych mieszkańcach Szczecina. Wszystko po to by nie byli jedynie biernymi słuchaczami, ale również sami uczestniczyli w happeningu. Stworzono im możliwość zaśpiewania pięciu utworów, które zdobyły największą ilość głosów w internetowym plebiscycie. Wśród piosenek związanych z Festiwalem Młodych Talentów z 1962 roku były: „Batumi” Filipinek (5 miejsce), „Niedziela będzie dla nas” Niebiesko-Czarnych (4 miejsce), „Chłopiec z gitarą” Karin Stanek (3 miejsce), „Czy mnie jeszcze pamiętasz” Czesława Niemena (2 miejsce) oraz „Powiedz stary gdzieś Ty był?” Krzysztofa Klenczona (1 miejsce). W pełniejszym zaangażowaniu pomagały specjalnie przygotowane śpiewniki, które rozeszły się jak świeże bułeczki. Natomiast ze strony już wyposażonej w mikrofony i nagłośnienie sceny towarzyszył w „tworzeniu największego chóru w Szczecinie” zespół Ready Set Go!.
Część mocarno-aktualna
Mocne uderzenie nastąpiło, kiedy pojawili się Chorzy. Charyzmatyczny i żywiołowy wokalista – Olek Różanek długo nie wytrzymał pod namiotem, pod którym znajdował się cały skład bandu. Wyszedł do ludzi, skłaniając ich do śmialszych podrygów w rytmie muzyki. Panowie zagrali trzy utwory, gdzie ostatnim był hit ostatnich tygodni w internecie i w Radiu Szczecin „Moves like Pharrel”.
Potem przyszedł czas na chillout, funk i trip-hop. Jak sami o sobie mówią – psychodelectrofunk'n'roll. I faktycznie psychodelii nie zabrakło u MA, ale była to bardzo przyjazna psychodelia, taka, z którą można się dosłownie przytulić, zwłaszcza w kawałku „Shake Ur Tree”. Przywodzi na myśl naprawdę dobrych prekursorów gatunku, jak chociażby Massive Attack.
Przedostatnim występem na wolnym powietrzu był beat-box połączony z elektroniką dolatującą z miksera i komputera. Ten całkiem inny sposób grania od pozostałych muzycznych występów pokazali DJ Troll (narządy mowy) i DJ Mózg (sprzęt elektroniczny). Nie wystąpił jednak DJ Falcon zapowiadany we wcześniejszym programie imprezy.
Na koniec plenerowego grania zaserwowano intrumentalną muzykę elektroniczną w postaci Fractal Tree. Po raz pierwszy podczas tej muzycznej fety można było się delektować dźwiękami trąbki. Zaś czynnik electro spajał całkiem niepasujące do siebie gatunki muzyczne, dając nieodparte uczucie, że wszystko w muzyce jest możliwe. A żeby nie było tak zupełnie bez wokalu, gościnnie głosu użyczyła Julia Kępisty. No i powiedzcie mi, czy nie warto robić co roku takie wydarzenie, właśnie 21 czerwca, właśnie w najdłuższy dzień w roku? Bardzo bym była rad, by tak było i trzymam kciuki za kolejne edycje Święta Muzyki.
Nie chcąc pominąć szczegółów, dodam jeszcze, że na czas trwania fête de la musique na Jasnych Błoniach działały: Teatr Pleciuga zachęcający najmłodszych do wspólnej zabawy przy robieniu lalek, Koło naukowe „Trójkąt” wykonujące instalację artystyczną na „obraz i podobieństwo” fali dźwiękowej oraz szczudlarze z Grupy EON.
Nie chciałabym też w złych słowach komentować transmisji audio, jaką przygotowała Filharmonia dla tych, co chcieli posłuchać ostatniego koncertu w starej siedzibie przy pl. Armii Krajowej, ale po prostu było to słabe i nie zachęcało do kontemplacji przy zagłuszającej dźwięki fontannie na tyłach gmachu Urzędu Miasta. A przypomnę, że wystąpił słynny holenderski saksofonista Arno Bornkamp, zagrano „Sen nocy letniej”, „l'Arlésienne Fantasy Concerto” oraz przypomniano znane i lubiane „Bolero” Ravela. Jest troszkę niedosyt, skoro bezpłatnych wejściówek na koncert orkiestry już dawno nie było. Organizatorzy mogli się bardziej postarać o danie szansy większej ilości szczecinianon na uczestniczenie w pożegnaniu starej Filharmonii.
Foto:
Marta Siłakowska