Podobno tam, gdzie jedno się kończy, drugie się zaczyna. I zgodnie z tą regułą potoczyło się wczorajsze wydarzenie w Kafe Jerzy. Klub skończył właśnie 12 rok swojej działalności, a Maria Sadowska, która tych urodzin była gościem – rozpoczęła w tym miejscu swoją jesienną trasę koncertową „Jazz na ulicach”.
Trzeba przyznać, że jak na koncert, godzina to była niezbyt wczesna. O ile wśród osób przybyłych do Kafe Jerzy znaleźli się tacy, którym w głowie tak samo świętowanie urodzin, jak i uczestnictwo w koncercie – ok. Ale nie wszyscy byli zainteresowani obiema częściami imprezy tak samo. Bo o godzinie 23, kiedy to koncert dopiero się zaczynał, jedni gromadzili się podekscytowani pod sceną (choć chwilę wcześniej przeczekiwali gdzieś z boku nie uczestnicząc w parkietowych szaleństwach), a drudzy tę przestrzeń właśnie opuszczali. Entuzjastom Marysi Sadowskiej miejsca na parkiecie ustąpili ci, którzy do momentu rozpoczęcia koncertu w imprezie uczestniczyli aktywnie (podrygując w rytm hitów płynących z głośników), a gdy ten się zaczął – potulnie z niego zeszli. Ci właśnie uznali koncert za dogodną przerwę na oddech, drinka i, przy okazji, wcale nie cichą rozmowę (koncert szeptom nie sprzyja, trzeba się napracować przeponą, by odbiorca nas usłyszał i jakkolwiek zrozumiał). Stąd było głośno. I nie, jak można by się spodziewać, jedynie z racji dobrego nagłośnienia (bo faktycznie takie było). Kilka decybeli od siebie dorzucili także ci, którym koncert trochę po prostu podczas urodzin klubu przeszkadzał. Ale wybaczmy im to. Godzina – jak wspomniałam – wczesna już nie była, niejeden kieliszek za zdrowie klubu został przechylony. A oni, ostatecznie, przyszli tam przecież świętować. I to świętować głośno, czy może lepiej – hucznie.
Maria Sadowska – jeśliby uznać ją nie tylko za samą wokalistkę, ale i za cały zespół, bo pod taką nazwą funkcjonuje przecież sam projekt – ledwie się zmieściła na klubowej scenie. Znana, m.in. jako trenerka z The Voice of Poland, Marysia przywiozła do Szczecina dość pokaźną grupę. Osób na scenie było aż osiem, więc choćby z racji liczebności składu,energia płynąca z niej była ogromna. A publiczność już dobrze wiedziała co z taką energią zrobić – chwytała ją łapczywie, a następnie przetwarzała w ochotę do tańca. W przestrzeni klubu aż kipiało radością i entuzjazmem – uśmiech osób występujących na scenie odbijał się na publiczności jak w lustrze. Nie dało się nie zauważyć, że między stronami po prostu ewidentnie coś iskrzyło.
Warto zwrócić uwagę na skład, który podczas tej trasy towarzyszy artystce. To jedni z lepszych muzyków sceny jazowej, wśród których znaleźli się m.in. Kacper Zasada (kontrabas) i Tomek Łabanowski (gitara). W roli chórku mamy okazję zobaczyć z kolei dwie młode wokalistki (Gosia Janek i Beat Orbik), które brały wcześniej udział w programie The Voice of Poland, gdzie współpracowały właśnie z Marysią. Ich udział w trwających teraz koncertach artystki jest tej współpracy ewidentnym owocem i , przy okazji, niemałym zaszczytem. Wokalistów w programach takich jak ten przewija się przecież naprawdę wielu, ale jedynie nielicznym nadarza się okazja do wzięcia udziału w trasie koncertowej jednej z trenerek programu. Dziewczyny mogą zatem podczas tej trasy dać się poznać szerszej publiczności jeszcze lepiej i bliżej, co z pewnością mocno doceniają.
Koncert, słowem, jeśli nie był dla klubu urodzinowym tortem (bo kątem oka widziałam, że ta rola została już obsadzona przez tradycyjny wyrób cukierniczy), to z pewnością mógł spokojnie ubiegać się o miano wiśni na tym torcie. Wiśni w tonacji jazzowo – popowej, wiśni wyjątkowo energicznej i radosnej. Maria Sadowska swoją trasę rozpoczęła więc zdecydowanie z pompą – i życzymy, by tak samo ją skończyła.