...pracy nad "Vulcano", przyjęciu krążka przez publiczność i krytyków, perfekcjonizmie Sorry Boys oraz wielu innych kwestiach rozmawialiśmy w szczecińskim Hormonie przed drugim koncertem w ramach trasy promującej drugi album zespołu.
Szczecin Główny: Dzień dobry, Belu, czy Izo?
Bela Komoszyńska: Bela to imię, które jest mi bliższe. Tak naprawdę cała rodzina mówi do mnie „Belu” i „Belciu” od zawsze i ostatnio postanowiłam, że będę posługiwać się drugą częścią imienia.
Spotykamy się dosłownie kilka dni po premierze „Vulcano”. Jak czujesz się w momencie, w którym teraz jesteś?
Jestem szczęśliwa! Tak naprawdę w całym Sorry Boys jest bardzo dużo radości w związku z płytą, jej premierą i przez to, że tak szybko wyruszyliśmy na koncerty. Ta radość i szczęście jest bardzo mocno odczuwalna w zespole. Cieszymy się, że możemy grać nowy materiał, że docierają do nas pozytywne głosy odnośnie płyty. To jest dla nas bardzo radosny okres.
Wspomniałaś o pozytywnych głosach, a ja wypisałem sobie kilka cytatów z recenzji, które do tej pory się ukazały: „to oni dyktują teraz warunki na polskiej scenie muzycznej”, cytat z „Zimnej wojny” – „Zabraknie nam tchu / nareszcie”, „Diament niemalże bez skazy”, „Sorry Boys stają się dla polskiej sceny alternatywnej tym, czym do tej pory był dla niej zespół Hey”…
To są bardzo mocne słowa i nie mogę się do nich odnieść, bo to są subiektywne zdania recenzentów. Nie ukrywam jednak, że bardzo, bardzo miło się nam takie opinie czyta. Gdybym powiedziała, że zespołowi jest obojętne, jaki feedback ma płyta, skłamałabym. Jesteśmy w takim okresie, kiedy dla nas najważniejsze jest właśnie to, w jaki sposób płyta została przyjęta przez ludzi. Jeśli padają takie słowa, jak te, które przytoczyłeś, to jestem zawstydzona.
Jednak coś musi w Was być, skoro zarówno po debiucie, jak teraz po „Vulcano” padają tak ładne i ciepłe słowa.
Nie nam to oceniać. My po prostu robimy to wszystko najlepiej, jak potrafimy. Dużo też pracujemy. Te płyty nie powstają przez miesiąc. Naprawdę, dopieszczamy każdy element. Każdy z nas jest na swój sposób perfekcjonistą i staramy się to zrobić jak najlepiej, bo robimy to dla ludzi.
Wspomniałaś o Waszym perfekcjonizmie. Wyczytałem, że lubicie mieć wszystko zaplanowane, uporządkowane przed wejściem do studia. Mam odczucie, że to bardzo mocno rzutuje i na Waszą muzykę, na Twoje teksty, na całą otoczkę – począwszy od wydawnictw graficznych po stroje na scenie. Naprawę dbacie o każdy szczegół?
Aż tak szaleńczo może nie, ale o wiele rzeczy jak najbardziej. To, co wymieniłeś, to są podstawowe aspekty, o które trzeba dbać, żeby wszystko miało sens. Przykładamy do tego bardzo dużą wagę. Oprawa graficzna i ogólnie wizualna strona muzyki jest bardzo ważna, bo wiele podpowiada, jeśli chodzi o interpretację. Mózg myśli obrazami, więc podpowiadanie z naszej strony obrazami pomaga w ogarnięciu muzyki. To jest bardzo cenna wskazówka. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że słuchanie muzyki bez żadnego obrazu nie rzutuje na mój odbiór. Kiedy słyszę piosenkę na Soundcloud i to jest takie sterylne, bo tam nie ma nic, żadnej okładki, żadnej podpowiedzi, to rzeczywiście jestem uwolniona od wszelkich wskazówek interpretacyjnych. Kiedy ten sam utwór usłyszę chociażby z okładką albo teledyskiem, to naturalnie czasami mój odbiór może być zupełnie inny. Przykładowo Kanye West, podobnie jak Massive Attack, którzy wydali swoje płyty w czystym plastikowym pudełku, gdzie nie było żadnych podpowiedzi graficznych, chcieli być może umożliwić odbiór swojej muzyki w sposób absolutny. To jest jakaś koncepcja. Wydaje mi się natomiast, że nasza muzyka sama aż się prosi o podpowiedzi wizualne. Tam jest tyle różnych opowieści, że ta strona wizualna może umożliwić wejście w naszą muzykę… Nie postawiłam kropki, ale chciałabym tak zakończyć.
Niedopowiedzenia są Waszą cechą charakterystyczną, więc ładnie to ze sobą koresponduje.
Ile dał Wam Marek Dziedzic?
Rola Marka w tej płycie jest ogromna, chociażby przez to, że spędziliśmy razem rok. Oczywiście nie codziennie, ale gdyby podsumować to na osi czasu, to od momentu rozpoczęcia naszej pracy nad tą płytą do jej skończenia minął rok. Wkład Marka był ogromny także przez to, że – zarówno On, jak i my - na czas pracy nad „Vulcano” oddaliśmy się współpracy bez reszty i przez rok Marek był szóstym członkiem zespołu. Dużo rzeczy powstawało w kolaboracji, we wzajemnej inspiracji. Bardzo dużo rozmawialiśmy, zmienialiśmy wiele rzeczy. Pracowaliśmy wspólnie. To nie było tak, że Marek dostał demo i stwierdził, że zmienimy to tak i tak. Spędzaliśmy ze sobą masę czasu, On wnosił wiele pomysłów, my także i z tego wszystkiego powstała nasza wspólna koncepcja tej płyty. Na początku był oczywiście był etap, kiedy musieliśmy się poznać i muzycznie zrozumieć. Bardzo szybko doszliśmy do porozumienia, jeśli chodzi o to, jak nasza praca ma wyglądać. To była naprawdę cudowna praca Marka.
Przed wywiadem opowiadałem Ci o Festiwalu Młodych Talentów, który odbywał się pod hasłem „Kobiety w polskiej muzyce”. Od jakiegoś czasu zadaję to samo pytanie każdemu, z kim rozmawiam. Czy według Ciebie polska muzyka jest kobietą?
Bardzo silna jest strona kobieca w polskiej muzyce. Nie muszę przytaczać przykładów, bo one same się narzucają. Łatwiej by mi było wymienić kilku przedstawicieli płci męskiej, zwłaszcza dotyczy to młodszego pokolenia muzyków. Nie chciałabym nikogo obrazić, ani pominąć świetnych wokalistów, ale jest tak, że mamy wiele cudownych kobiecych głosów w Polsce będących bardzo silnymi osobowościami, które piszą przepiękne piosenki i nagrywają piękne płyty. Może nie powiedziałabym, że polska muzyka jest kobietą, ale kobiety są bardzo silną częścią polskiej muzyki.
W zespole funkcjonujecie na demokratycznych zasadach, czy jest tak, że jesteś silną osobowością i mówisz „Nie, sorry boys, ten kawałek będzie po mojemu”?
Nie jest tak, chociaż oczywiście zdarzają się momenty, kiedy mamy sprzeczne opinie. Jest nas pięcioro, a podczas pracy nad „Vulcano” byliśmy w szóstkę, więc niekiedy było sześć opinii. Oczywiście nie było sytuacji, że każdy miał całkowicie inną, raczej występowały frakcje, które za czymś optowały. W momentach, kiedy nie wiadomo było, czy – przykładowo – zostawić dane brzmienie, czy je zmienić, to nie decydowałam sama. Przy tej płycie było tak, że przynosiłam piosenki i chłopcy cudownie je przyjmowali. Praktycznie każdą z piosenek graliśmy prawie od razu. Był w nas bardzo silny duch i chłopcy byli mocno zainspirowani. Nie jestem herszt-babą. Jestem introwertykiem, małomówną osobą. Z chłopcami porozumiewamy się głównie muzycznie. Oczywiście, dużo rozmawiamy, ale nie jestem osobą rozstawiającą wszystkich po kątach.
Przyznałaś kiedyś, że są dwie Bele: jedna, z którą właśnie rozmawiam i druga występująca na scenie. Co słychać u tej drugiej?
Wydaje mi się, że występ sceniczny jest przeniesieniem do innego wymiaru i zamierzeniem muzyka powinno być, by koncert wywołał u słuchacza wrażenie, że ten znajduje się w innej czasoprzestrzeni, że wydobywa z niego inne pokłady osobowości, odcina zupełnie od codziennych problemów. Tak samo wydaje mi się, że muzyk, który wkracza na scenę wydobywa z siebie pokłady, które na co dzień są wyciszone. To nie znaczy, że one nie istnieją i nagle nie wiadomo skąd znajdują się na scenie, tylko scena jest tym miejscem, w którym one mają prawo bytu. Poza nią mogłyby być śmieszne, komiczne i nie na miejscu, tak na niej można odsłonić tę na co dzień wyciszoną stronę.
Opowiadałaś w rozmowach, że „Vulcano” powstała pod wpływem Twoich snów. Podobnie rzecz się miała z płytą „Sted” BaBu Króla, która przyśniła się Budyniowi. Śni Ci się już trzecia płyta?
Dużo myślę o trzeciej płycie. Mam już w głowie melodie, które są zupełnie inne niż to, co było do tej pory. Myślę, że w głowach chłopców gra to samo . Mamy bardzo spójne podejście co do tego, że każda płyta powinna być zamkniętą opowieścią, inną od poprzedniej. Sądzę, że myślą już zupełnie innymi melodiami na swoich instrumentach i chciałabym, żebyśmy tym razem nie pracowali tak długo nad kolejną płytą. Chcielibyśmy trzecią płytę wydać szybciej, maksymalnie za dwa lata.
Zagraliście pierwszy koncert w ramach trasy. Jesteś w stanie tylko po tym jednym występie ocenić jak wygląda odbiór nowego materiału przez publiczność?
Nie chcę powiedzieć jakichś banałów, komunałów, że Wrocław nas super przyjął, bo tak było, ale wiem, że o coś innego Ci chodzi. Wydaje mi się, że w tych piosenkach jest inna energia i ludzie to bardzo dobrze wyczuwają. Jeden koncert to bardzo mało, ale wydaje mi się, że czuć tę energię, że ludzie płyną i czują, że te piosenki są bardziej dynamiczne i energetyczne.