Namiastki wielkiej sztuki kłębiły się w niemieckim kiedyś Szczecinie. Kopie dzieł, których oryginały urzędują w swoich pierwotnych miejscach przeznaczenia, to niecodzienność zmieszana z ponurymi murami poprzednich transformacji, jakie próbowano wdrożyć na tej ziemi. Dobrze, że w tej potrzebie "dotknięcia monumentalizmu i precyzji detali" nie popadliśmy w skrajność, np. postawienie piramidy Cheopsa w środku Szczecina.
Lotnik nasz Bartolomeo
Niektórzy skrawek Wenecji widzą w zabudowaniach na ulicy Kolumba. Trochę mocno naciągane skojarzenia, ale mimo wszystko miłe, jeśli chciałoby się "lepszym okiem" spojrzeć na pozostałości po dawnych zakładach spirytusowo-drożdżowych nie od strony ulicy, a od wody, rzeki Odry ukochanej. Nie wiem, ile osób się orientuje, że Colleoni, który swą pomnikową postacią z brązu "urozmaica nieco nudne życie" placu Lotników, stanowi kopię oryginału weneckiego. I żeby było śmieszniej, nie dowiedziałam się tego sama, kopiąc w źródłach książkowych jak prawdziwy historyk. Uświadomiła mnie o tym Pani pilot (czy pilotka?) oprowadzająca po włoskim mieście świętego Marka.
A i jego historia jest jakimś nieporozumieniem. Po wojnie jeździec trafił do stolicy, która ani myślała o zwróceniu pomnika. Prawie dziesieć lat (1992-2002) trwały starania Szczecina o powrót swojej własności. Prosić o swoje, by łaskawie wróciło. Przewrotność nie zna granic... Za 300 tys. zł od szczecińskich włodarzy "uzurpator" ufundował sobie odlew. Nie jesteśmy więc z tą kopię indywiduum na skalę krajową.
Co z ciekawszych faktów? Odlew oryginału autorstwa Verrocchia wykonano prawdopodobnie w Neapolu (w Museo Nazionale).
Prorokowi się nie odmawia
O Mojżeszu media ostatnimi czasy dużo szumiały, bo także do nas wrócił. Uff, co za mozolna praca, te pertraktacje z "Varsovie". Piękną, marmurową podróbkę tego, co stworzył Michał Anioł w Rzymie, znów zabrali ONI. Wszak, zarówno Bartolomeo jak i prorok zostali ufundowani przez Alberta E. Toepffera (znanego szczecińskiego przedsiębiorcę).
Pierwsze negocjacje z miastem stołecznym rozpoczęły się już w latach 80, jednak dopiero te ostatnie, czteroletnie przyniosły zamierzony efekt. Szkoda tylko, że ponownie nie odbyło się dobrowolnie, lecz za kwotę 200 tys. zł. Ale co tam, ważne, że kilkutonowy kolos powrócił na stare śmieci.
Wartości estetyczne wracają tutaj i są to kopie jeszcze bardziej wartościowych estetycznie autentycznych przykładów sztuki. Ile z takich szczecińskich oryginałów skopiowano za granicą? A może nie powinnam była zadawać tego pytania...
O dziwo, znalazłam. W Brazylii. Replika bramy głównej Wolnocłowego Portu Szczecin w mieście Pomerode. Przypadek? Nie. Zawirowania historyczne dotyczące upamiętnienia imigrantów ze Szczecina. Rozpisywać się już na ten temat nie będę, ale mogę napisać co innego. Niech żyje Portico do Imigrante (Brama Imigrantów)! Niech żyje Ameryka Południowa!
Foto:
Marta Siłakowska