Konfiguracja minimalizmu – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – w jaki ubiera tekst Anna Augustynowicz z ponadczasową sztuką Alberta Camusa nie mogła się nie udać, zwłaszcza gdy w rolę tytułowego Kaliguli wciela się Wojciech Brzeziński. Mimo to efekt końcowy przechodzi najśmielsze oczekiwania.
Albert Camus rozpoczął pracę nad „Kaligulą” krótko po II wojnie światowej, zainspirowany „Żywotami cezarów” Swetoniusza postanowił stworzyć dramat o charakterze filozoficzno-poetyckim. Tekst francuskiego pisarza ucieka od oceny systemu totalitarnego, czy zła w sensie ogólnym – to przede wszystkim historia człowieka, który przekracza granice wolności. Na próżno szukać w „Kaliguli” prostych sposobów na „negatywną” postać – sztuka nie szokuje widza perwersyjnymi wyczynami tyrana, nie ucieka się również do ośmieszania Kaliguli. Camus nie usprawiedliwia, ani nie osądza cesarza – daje świadomemu widzowi możliwość spojrzenia na postać od ludzkiej i pozornie racjonalnej strony.
Akcja dramatu rozgrywa się w rzymskim pałacu, w momencie znaczącego zwrotu w sposobie myślenia Kaliguli. Po śmierci kochanki (i zarazem siostry) dochodzi on do wniosku, że skoro świat dopuścił do bezsensownego odejścia Druzylli, nie istnieją żadne granice, które mogłyby powstrzymać go od czynienia tego, na co ma ochotę.
Minimalistyczna scenografia i brak muzyki zostawiają wiele przestrzeni słowu, a ono sprawuje całkowitą władzę we wszystkich czterech aktach. Augustynowicz standardowo postawiła na uwspółcześnienie kostiumów, co sygnalizuje widzowi, że historia Kaliguli analizowana w XXI wieku nie jest łatwą w odbiorze powtórką z historii, a źródłem rozważań natury filozoficznej. Reżyserka stworzyła spektakl trudny – wymaga on od widza ciągłej koncentracji i wywołuje uczucie dyskomfortu. Bliskość sceny nie pozwala odbiorcy zdystansować się wobec treści docierających na widownię, momenty ciszy krępują i wzniecają niepokój.
Brzeziński gra Kaligulę w sposób wzorowy. Nie jest nazbyt ekspresyjny, każde słowo i gest sprawiają wrażenie wyważonych, a zarazem znaczących. Aktor hipnotyzuje widza za pomocą głosu, którym umiejętnie moduluje, i któremu nadaje odpowiednie tempo. O ponadprzeciętnej grze aktorskiej można mówić również w kontekście Cezonii, w której rolę wciela się Iwona Dróżdż-Rybińska.
„Kaligula” w reżyserii Augustynowicz przypomina o sile, jaką stanowią słowa i gesty, gdy nie rozprasza nas oprawa sceniczno-muzyczna. Mimo prostoty dramatu nie można odmówić reżyserce pomysłowości – miłosna scena rozgrywająca się w trakcie spektaklu to majstersztyk, a kamień wiszący z prawej strony sceny stanowi prostą formę niosącą złożoną treść. Camus pyta o granice wolności, a realizacja przedstawienia „Kaligula” w Teatrze Współczesnym w Szczecinie nie aspiruje do udzielenia widzowi odpowiedzi. Można być pewnym co do jednego: „zawsze jest się wolnym czyimś kosztem”.