Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

Komentarz do wywiadu z Agatą Zbylut

Data wydarzenia: 
Środa, 9 Październik, 2013 - 19:30

Po publikacji na naszym portalu wywiadu z Agatą Zbylut dotyczącego Kolekcji Regionalnej w sieci rozgorzała dyskusja związana z kwestiami poruszonymi w owej rozmowie. Dziś publikujemy komentarz Lecha Karwowskiego - dyrektora Muzeum Narodowego w Szczecinie. Zachowaliśmy oryginalną pisownię. 

Wypowiedź ta wymaga istotnych uzupełnień. Minister Waldemar Dąbrowski wymyślił beneficjentów programu ministerialnego służącego zakupom sztuki współczesnej. Podobno w jego ocenie istniejące kolekcje nie spełniały swych zadań. To prawda. Nie miały bowiem środków. W Muzeum Narodowym w Poznaniu czy w Szczecinie od lat czekały zdeponowane i nie zakupione dzieła artystów współczesnych. Wśród pierwszych zakupionych przez szczecińską Zachętę dzieł były min. właśnie depozyty w MNS. Ministerialne fundusze na zakupy nie były przeznaczone dla istniejących już publicznych kolekcji ale wyłącznie dla nowopowstałych stowarzyszeń z nazwą "Zachęta", poza wszelką konkurencją konkursową. Instytucje od dawna kolekcjonujące sztukę współczesną, w tym Muzeum Narodowe w Szczecinie, a konkretnie jego oddział - Muzeum Sztuki Współczesnej - nie mogły się ubiegać o te fundusze. Było to z gruntu niesłuszne założenie, czego dowodzi fakt że tak naprawdę istotne i aktywne do dziś kolekcje to właśnie te, które działają w oparciu o instytucje kolekcjonerskie. Oprócz muzeów jest to np. Galeria Miejska „Arsenał” w Białymstoku.

 

Z opisanych przyczyn, mimo wysiłków niżej podpisanego, nie udało uzyskać tych środków na zakupy dla Muzeum Narodowego w Szczecinie. Organizacja stowarzyszenia została praktycznie  przejęta przez Urząd Marszałkowski - a konkretnie Edytę Łongiewską (obecnie Łongiewska-Wijas). To ona zaproponowała współpracę Agacie Zbylut, która została pierwszym i jak do tej pory jedynym prezesem Stowarzyszenia Zachęty Sztuki Współczesne w Szczecinie. Obydwie panie bardzo starały się by w statucie Stowarzyszenia nie znalazło się nic, co mogłoby wiązać kolekcję w sposób trwały z Muzeum Narodowym. Agata Zbylut ujęła to tak: "kolekcja nie może mieć nic wspólnego z Muzeum nie tylko fizycznie ale nawet mentalnie". Oczywiście bez Muzeum nic się nie dało zrobić, ani mentalnie ani fizycznie. Pracownicy Muzeum znaleźli się wśród członków założycieli. Program kolekcji napisała Magdalena Lewoc (kierownik odd. MNS - Muzeum Sztuki Współczesnej). Gdyby nie magazyny i opieka muzeum, kolekcja nie mogłaby powstać, bo nie miałaby się gdzie podziać fizycznie. Na szczęście cierpliwość Waldka Wojciechowskiego (wiceprezesa Zachęty) doprowadziła do umowy pomiędzy Stowarzyszeniem a Muzeum, bo z sama Agatą Zbylut nic nie dałoby rady zrobić. W początkowym okresie to właśnie Wojciechowscy i Magdalena Lewoc mieli głos decydujący  o zakupach do kolekcji, bo Agata Zbylut po prostu uczyła. Sytuacja się odwróciła, gdy większą część swego czasu Wojciechowski zaczęli poświęcać na prace pedagogiczną i organizację kierunku wzornictwa przemysłowego na ZUT, potem Akademii Sztuki, a Magdalena Lewoc znalazła się na urlopie wychowawczym.

 

To również Wojciechowski (nb zastępca przewodniczącego Rady Muzeum szczecińskiego) wraz z żoną Danutą Dąbrowską, byli pomysłodawcami starej transformatorowni jako galerii sztuki, pod koniec lat 80-tych. Przekonali ówczesną dyrektorkę Biura Wystaw Artystycznych (nie istniejąca już instytucja działająca na Zamku Książąt Pomorskich), Krystynę Łukasiewicz, by pozyskała ruinę na przyszłą siedzibę samodzielnej galerii BWA. Na przełomie lat 80- i 90-tych ruszyły pierwsze roboty. Kontynuował je niżej podpisany jako ostatni dyrektor BWA, częściowo za dotację miejską (pomagał Kazimierz Jordan). Zależało nam na remoncie choćby bocznego skrzydła biurowego, by przeprowadzić się jak najszybciej ale nie zdążyliśmy. Czyli to co się wydarzyło ostatnimi laty jako budowa Trafostacji Sztuki, to była w zasadzie kontynuacją. Niestety w 1991 BWA zlikwidował Wojewoda Szczeciński. BWA stało się częścią Zamku a Zamek decyzją dyrektora Eugeniusza Kusa jak najszybciej pozbył się transformatorowni przekazując ją miastu. Miasto ją sprzedało.

 

Transformatorowania pojawiła się więc na horyzoncie Zachęty dzięki jej starszym członkom, którzy dobrze pamiętali tę historia, o której Zbylut nie miała pojęcia, bo w tym czasie chodziła do szkoły gdzieś na śląskiej prowincji. Poza niżej podpisanym, sprawę Trafostacji przypomnieli oczywiście Wojciechowscy, czy Joanna Kozakowska (Urząd Miejski). Transformatorownia była budynkiem wpisanym do rejestru zabytków. Inicjatywa odebrania budynku w drodze procesu sądowego właścicielowi nie dbającemu o zabytek to przede wszystkim dzieło konserwatora miejskiego Małgorzaty Gwiazdowskiej, działającej oczywiście w kontakcie z Zachętą. Warto znać początki, bo Agata Zbylut je pomija. Dlatego swoistą ironią historii są niektóre wypowiedzi sugerujące że galerię zawdzięczamy aktualnej dyrektorce Konstancji Kleiner. Ta przyszła na gotowe, korzystając również z ogromnej pracy - czemu nikt nie zaprzecza - Agaty Zbylut. Lepiej uważać, gdy promuje się politykę amnezji historycznej.

 

Wracając do kolekcji, faktem jest że najpierw Edyta Łongiewska, a potem Agata Zbylut lansowały pomysł by dla kolekcji stworzyć osobne miejsce, czyli po prostu nowe muzeum sztuki współczesnej. Bo tym byłaby instytucja gromadząca i wystawiająca kolekcję. Z natury rzeczy nastąpiłoby to, co zawsze w takich wypadkach - większość zbiorów byłaby magazynowana, a wystawiane niektóre, chyba że galeria posiadałaby wewnątrz zwinięte wymiary, niczym plecak Hermiony Granger.Czy Szczecin jest dość dużym miastem na dwa muzea sztuki współczesnej utrzymywane ze środków publicznych i czy warto zrywać kolekcjonerską ciągłość od 1945 zachowana w MNSr? W przypadku gdy brakowało nawet galerii dla prezentacji aktualnego życia artystycznego – to moim zdaniem - nie. Toteż gdyby nie pojawiła się Akademia Sztuki z wyraźnie artykułowaną potrzebą silnej galerii podążającej za aktualnością w sztuce - być może Trafostacja Sztuki by nie powstała. Ale widzimy że współpraca Trafostacji Sztuki ze środowiskiem artystycznym na razie się nie układa tak jak powinna. Zawdzięczamy to dziwnej polityce Miasta w stosunku do nowej instytucji i środowiska artystycznego Szczecina. Z czego znów wynika pewien morał: wirus polityki lansowania wyłącznie wąskiego, własnego interesu bez oglądania się na kontekst - jest bardzo zaraźliwy. Później nawet trudno coś zarzucać tym którzy wykorzystali sytuację. To jednak odrębny temat, do którego pewnie jeszcze nie raz przyjdzie powrócić.

 

Co do samej relacji kolekcja Zachęty - Muzeum Narodowe. Wygląda to przede wszystkim tak że Muzeum ponosi odpowiedzialność i koszty opieki nad kolekcją i wystawia i eksponuje ją na własnych wystawach. A Zachęta nadużywa prawa własności, komiwojażerując jej dziełami bez opamiętania, nie zważając na to czy podmiot który je wypożycza jest w stanie odpowiednio się z nimi obchodzić i chronić. Jeśli nadal będzie to odbywać się w tym tempie, kolekcja zostanie po prostu zajeżdżona jak koń wyścigowy, którego stajnia dba o nagrody, ale na pewno nie o konie. To nie jest przypadek że muzea są powolniejsze i ostrożniejsze w polityce wypożyczeń, i przede wszystkim wypożyczają innym muzeom. Dzieła z muzealnych kolekcji mają służyć pokoleniom a nie jednemu kuratorowi. Tymczasem mimo że kolekcja Zachęty została zgromadzona wyłącznie z funduszy publicznych, prawo własności ma Stowarzyszenie, którego nie obowiązuje prawo muzealne, czyli np zakaz obrotu rynkowego dziełami. W warunkach polskich tylko muzeum gwarantuje że kolekcje sztuki pozostaną nienaruszone. Z funduszy przeznaczonych na kolekcje Zachęta pokrywała również koszty jej promocji (trzy katalogi). Muzeum nie jest tam widoczne w sposób adekwatny do zaangażowania.

 

Ocena tego stanu rzeczy jest ambiwalentna, bo z drugiej strony nie można odmówić Agacie Zbylut rozeznania, pracowitości i energii w budowaniu zarówno kolekcji jak i jej wizerunku. Zawsze można zadać pytanie, czy gdyby kolekcja była tworzona od początku głównie przez Muzeum, byłaby lepsza. Zyskałaby zapewne na historycznej głębi, bo za mało jest w obydwu kolekcjach - muzealnej i Zachęty - tkanki łącznej zasypującej kolekcjonerską lukę z lat 70-i 80-tych, kiedy o fundusze na kolekcje publiczne było bardzo trudno. Jednak nie byłaby aż tak bardzo lepsza, by w oparciu o takie spekulacje dezawuować kształt nadany jej w dużej mierze przez Agatę Zbylut. Choć nie tylko, bo trudno nie wspomnieć o zasługach Magdaleny Lewoc, Wojciechowskich czy Ryszarda Ziarkiewicza. Nikt już nie sprawdzi wersji alternatywnej.

 

Warto jednak zauważyć, że Agata Zbylut nie była autorytetem poproszonym o gromadzenie kolekcji, tylko kimś słabo „zagospodarowanym” w działaniach publicznych wymagających kogoś ze środowiska artystycznego. Mówiąc kolokwialnie miała dość czasu i ambicji. I od czasu gdy zajęła się kolekcja, zaczęła rosnąć jej pozycja. Kolekcja i Stowarzyszenie była trampoliną prezesa Zachęty. W efekcie otrzymała pracę w Urzędzie Marszałkowskim, gdzie objęła funkcję pełnioną wcześniej przez Edytę Łongiewską. Była prezesem organizacji pozarządowej i jednocześnie urzędnikiem zajmującym się m.in. opiniowaniem dotacji. I artystką. I kuratorką, Warto o tych uwarunkowaniach pamiętać. Obecnie Agata Zbylut jest samodzielnym pracownikiem naukowym w Akademii Sztuki zajmującym miejsce w karnym hufcu Kamila Kuskowskiego, dziekana Wydziału Malarstwa i Nowych Mediów, słusznie chwalonego w Polsce za poziom. A Muzeum wspiera ten kierunek, bo pracuje tam wielu wybitnych artystów, którzy związali się ze Szczecinem, bardzo wzmacniając jego środowiskowy, artystyczny potencjał. Ale zaniku pamięci nie dostaliśmy, a na dociekliwość dziennikarzy nie ma co liczyć. Ważne jest, ku czemu to zmierza. Muzeum nie zaniedbuje sztuki współczesnej, ale galeria przy Staromłyńskiej 1 jest mała, by pogodzić funkcję stałego eksponowania zbiorów własnych i Zachęty, organizacją wystaw czasowych przed wszystkim wspierających Akademię Sztuki (rzecz nieunikniona w sytuacji znanych niesnasek) czy organizację pokazów wielkich kolekcji muzealnych – np. kolekcji Marxa z Hamburger Bahnhof w Berlinie.

 

Muzeum ma też swój plan. Budynek na Wałach Chrobrego musi kiedyś odzyskać swoją przestrzeń zajmowaną  przez Teatr Współczesny i musi być ukończone, bo w 1913 zbudowano je w połowie. Nie ma kwestii - czy? jest kwestia - kiedy? Jego rozbudowa rozwiązałoby te problemy, w tym stałej ekspozycji kolekcji współczesnej. Jednak w zgiełku projektów, w tym mrzonek o kolejnych centrach i muzeach sztuki współczesnej wymyślanych z powietrza i w ogóle poza kontekstem kulturowym Szczecina - nasz głos nie brzmi dość dobitnie. A sprowadza się on do prostej zasady - powiększać i ulepszać to co już istnieje zamiast ciągle zaczynać od nowa, w przekonaniu, że oto wymyśla się panaceum na wszystkie bolączki. W efekcie zamiast mieć 2-3 instytucje o sprofilowanym charakterze i jasnych funkcjach, panuje tendencja do mnożenia bytów służących dzieleniu biedy, w zwykłej czasem bezwzględnej  walce o kasę.

Foto: 
ART MUST BE BEAUTIFUL

Zobacz również