Emocje towarzyszące mi od zakończenia tegorocznego FMT, choć miało ponad tydzień temu, wciąż są niezwykle żywe. Tuż po wybrzmieniu ostatniego dźwięku zacząłem zastanawiać się, kto porwał mnie najbardziej, czy ktoś zaskoczył albo zawiódł.
Przyznaję szczerze i nie jest to żadna kokieteria lub wymuszona opinia: wszyscy wykonawcy prezentowali taki sam poziom. Wysoki, niczym mityczny olimp. Równie świetnych występów na szczecińskiej ziemi najzwyczajniej nie miałem okazji zobaczyć, usłyszeć, poczuć w tak ekstremalnie krótkim czasie. Po prostu.
Piątek należał tylko i wyłącznie do gwiazd zaproszonych przez organizatorów do przepięknego budynku Trafostacji Sztuki. Owe gwiazdy można rzecz jasna określić młodymi talentami, ale sedno całego wydarzenia – konkurs został zaplanowany na sobotę.
Oj tak!
Dla tria Chłopcy kontra Basia osiemnasty października był wyjątkowy w trójnasób. Po pierwsze, grali swój pierwszy koncert po półrocznej przerwie spowodowanej urlopem macierzyńskim Basi Derlak, po wtóre tego dnia miała miejsce premiera ich debiutanckiego krążka. Póki co, jedynie w wersji elektronicznej, lecz już niedługo możemy spodziewać się „Oj tak!” na błyszczącej płycie CD w kartoniku. W końcu po trzecie, tuż przed występem dla szczecińskiej publiczności opublikowali na facebookowym profilu teledysk do tytułowego singla ze swego pierwszego długogrającego „dziecka”. Dodatkowo możemy czuć się wyróżnieni, gdyż to właśnie od nas rozpoczęli swoją wędrówkę po kraju z premierowym materiałem. A sam koncert? Uwielbiam dźwięk wydawany przez kontrabas i tym kupili mnie z miejsca. Do tego urocza Basia świetnie interpretująca teksty i przeżywająca każde zaśpiewane słowo, a to wszystko z dodatkiem niespotykanych zbyt często (czy raczej bardzo rzadko) w muzyce popularnej instrumentów, jak futujara, czy klarnet. Basia do spółki z Chłopcami uwielbiają bawić się konwencją staropolskiej baśni, przyśpiewki czy gawędy i świetnie im to wychodzi.
Close my eyes and disappear...
Kolejny przystanek w naszej piątkowej podróży po polskiej scenie muzycznej nazywał się xxanaxx. Dokładnie tak, jak energetyczny stołeczny duet poruszający się po rozmaitych rejonach elektroniki. Kto uważnie oglądał jedną z poprzednich edycji X-Factor, powinien bardzo szybko skojarzyć ciepły i delikatny wokal Klaudii Szafrańskiej. Przez tych kilkadziesiąt minut można było momentami zamknąć oczy i odpłynąć, by za chwilę wrócić pod festiwalową scenę i wpaść w taneczny szał. Miłośnicy elektronicznych brzmień na najwyższym światowym poziomie mogli być bardziej niż usatysfakcjonowani. Sycąca uczta dla ich muzycznych podniebień, bez dwóch zdań. Zespół wciąż pracuje nad materiałem na swoją pierwszą płytę, ale już w tej chwili można bez wątpliwości stwierdzić, że będzie to rzecz wielka.
Wielkie nieba!
Największą i najbardziej rozpoznawalną gwiazdą piątkowego wieczoru była zdobywczyni dwóch Fryderyków. Artystka i Debiutantka roku 2012. Po prostu Mela Koteluk. Niemalże dokładnie rok po swoim ostatnim występie w Szczecinie, wróciła o wiele bardziej doświadczona, świadoma i rozpoznawalna. Instrumentalne intro, wprowadzające publiczność do melowego świata brzmieniowo zbliżyło się do U2. Jak czerpać, to przecież z najlepszych. Prócz „spadochronowych” przebojów usłyszeliśmy garść całkowitych nowości („Święty chaos”) oraz troszkę bardziej już znanych - „To trop”, czy „Pieśń o szczęściu”. Wszystko zagrane, a przede wszystkim zaśpiewane tak, że chciałoby się krzyknąć „wielkie nieba!”. Nowy materiał broni się wyśmienicie. Czekam, pewnie jak duża część Was, na drugi album z wielką niecierpliwością i zaciekawieniem. Z jednej strony bardzo chciałbym zamknąć Melę wraz z jej muzykami w studio i nie wypuszczać, aż nie skończą tej płyty, jednak z drugiej jak można innym odbierać przyjemność słuchania ich na żywo? Nie można, zatem jeszcze troszkę poczekamy. Myślę, że warto.
Prawie jak na egzaminach.
Sobotę rozpoczęła się dla wszystkich dość wcześnie. Już od 10:00 pierwsze konkursowe zespoły prezentowały swoje umiejętności przed komisją złożoną z dziennikarzy szczecińskich mediów. Atmosfera była dość napięta, wyczuwało się zdenerwowanie i tremę u każdego, kto za chwileczkę, za momencik miał stanąć przed szanownym jury. Jeśli mam być szczery, to według mnie konkurs powinien przybrać nieco inną formę. Może warto zaczerpnąć nieco z poprzednich edycji i przesłuchania konkursowe przesunąć z poranka na popołudnie, tuż przed występy gwiazd? Wtedy pretendenci nie czuliby się jak na egzaminach wstępnych, grając praktycznie do pustej sali z wielkim stołem po środku. Podobnie rzecz się ma z ewentualną nagrodą publiczności. Sprawdzilibyśmy wówczas, czy większe gremium podzieliłoby zdanie dziennikarzy. Przyznam szczerze, nie zazdrościłem jury. Pięć interesujących składów, każdy grający co innego, ale równie dobrze. Ciężki orzech do zgryzienia. Etap przesłuchań minął bardzo szybko, wszyscy zwinnie i bez opóźnień zmieniali się na scenie. Około południa było już po wszystkim, a losy całej piątki leżały już w rękach szacownego jury, które równie sprawnie i stosunkowo szybko ogłosiło swój werdykt. Kurki, Magda Wilento i Szymon Orłowski oraz OHO!KOKO zostali zaproszeni na wieczorne oficjalne ogłoszenie zwycięzcy.
And all the stars will shine bright...
Nie zważając na tak zwany "jet-lag", poznański duet, który dzień wcześniej spacerował pomiędzy Central Parkiem, a Empire State Building, zagrał fenomenalnie. Przed Festiwalem Młodych Talentów Rebeka, bo tym zespole mowa, występowała na CMJ Music Marathon w Nowym Yorku. Przez dwie pierwsze piosenki zespół wydawał się być nie do końca pewny szczecińskiej publiczności, jednak potem nie było czasu na melancholijne przemyślenia. Obie strony przypadły sobie do gustu, a Iwona Skwarek i Bartek Szczęsny porwali wszystkich do tańca w rytm wydobywających się z syntezatorów rytmów. Poznaniacy wyruszają wkrótce w trasę wraz z KAMPem i szkoda, że nie wrócą do Szczecina już w grudniu. Niemniej: kto jeszcze Rebeki nie słyszał, niechaj czym prędzej nadrabia zaległości!
Nie pozwolę ci oddalić się...
W podobnej sytuacji, jak Rebeka była Iza Lach ze swoim zespołem. Oni również kilka dni przed szczecińskim występem grali na CMJ. Jednak nie tylko! Urocza łodzianka ze swoimi kompanami w TRAFO kończyła swoją naprawdę długą podróż. Hamburg, Los Angeles, Nowy Jork, Berlin i na końcu Szczecin - ładnie to wygląda, nieprawdaż? Dokładnie dwa lata przed sobotnim występem ukazała się druga płyta kumpeli Snoop Doga zatytułowana "Krzyk". Jak materiał wypada w konfrontacji ze słuchaczami? Świetnie! Iza bez problemu „kupiła” publikę zapraszając zebranych do wspólnego śpiewania między innymi „Chociaż raz”. Zarówno na scenie, jak poza nią jest kompletnie naturalna. Świetnie panuje nad głosem, którego jest w pełni świadoma. Nie gwiazdorzy, choć przecież mogłaby. W końcu niewiele osób może poszczycić się takimi osiągnięciami na świecie. W zeszłym roku ukazała się jej pierwsza płyta („Off the wire”) nagrana wspólnie ze Snoopem. Czekam na dalsze owoce tej współpracy.
And the winner is...
Pomiędzy występem Izy, a ostatnią sobotnią gwiazdą, scena została ponownie opanowana przez pretendentów do tytułu Młodego Talentu a.d. 2013 oraz przedstawicieli jury konkursu. Na spóźnialskie zespoły musieliśmy chwilę poczekać, co tylko podgrzewało gorącą już atmosferę. Wiceprezydent Krzysztof Soska postanowił nie przedłużać oczekiwania i wypowiedział dwa magiczne słowa: „OHO!KOKO”. Do Ali i Marka informacja dotarła jakby z opóźnieniem. Szok i niedowierzanie to chyba najwłaściwsze słowa mogące opisać reakcję duetu. Szybko się z nich otrząsnęli i zademonstrowali wszystkim zgromadzonym, dlaczego to właśnie oni zwyciężyli. Naturalność, luz i niepretensjonalność – na to uwagę zwrócili dziennikarze przyznający nagrodę. Nie pomylili się. Wszystkie wspomniane cechy można było zaobserwować podczas krótkiego, acz niezwykle prestiżowego występu. Dzięki nagrodzie OHO!KOKO już wkrótce będą mogli wejść do studia i zarejestrować swój materiał na debiutancką płytę, której z niecierpliwością wypatruję. O samym krążku, a także festiwalu przeczytacie w naszym wywiadzie.
Żółta jesień podpala ogrody
Istnieją na polskiej scenie muzycznej ponad dekadę, na swoim koncie posiadają cztery płyty studyjne i jedną koncertową oraz co najmniej kilka radiowych przebojów – „Takiego chłopaka”, „Dobrze jest”, „Sopot”. To jednak nie płyty, czy miejsca zdobywane przez single są tutaj najważniejsze. Najciekawszym momentem obcowania z Mikromusic jest chłonięcie emocji płynących wprost ze sceny. Genialna (pokuszę się o stwierdzenie „jedna z najlepszych w Polsce”) sekcja rytmiczna, porywające solówki Roberta Jarmużka na klawiszach (namiastka tego, co dane było przeżyć zebranym w TRAFO do odsłuchania na koncertowej krążku "W Eterze") i kojący głos Natalii Grosiak potrafią przenieść słuchaczy w tajemniczy i nieco oniryczny „mikroświat”. Półtoragodzinny koncert, będący ukłonem w kierunku fanów był „Pięknym końcem” drugiego festiwalowego dnia. A na deser...
Od autora słów kilka
Do tej pękatej beczki miodu dodać muszę łyżeczkę dziegciu. Od strony muzycznej i organizatorskiej impreza była fenomenalna. Podkreślali to sami muzycy w rozmowach kuluarowych. Tego podważyć się nie da. Bardzo „openerowy” skład, świetny kontakt z organizatorami, interesująca strona wizualna. W każdym innym większym mieście biletów na takie koncerty nie byłoby już na miesiąc przed wydarzeniem, A u nas? Wejściówki na drugi dzień FMT można było spokojnie zakupić przed samym wejściem. Nie sądzę, że cena była tu czynnikiem decydującym, ponieważ emocje, które wszyscy opisani wyżej artyści wywołują, warte są znacznie większych pieniędzy. Naprawdę długo zastanawiałem się, dlaczego w czterystutysięcznym mieście znalazło się tak niewielu fanów ambitnej muzyki. Do dziś nie znalazłem satysfakcjonującej odpowiedzi. Pomożecie, drodzy Czytelnicy? Mam nadzieję, że przyszły rok przyniesie jeszcze ciekawszy Festiwal Młodych Talentów na równie wysokim, a nawet wyższym poziomie. Może organizatorzy postawią na męski pierwiastek w muzyce? Zaczynam odliczać dni do ósmej edycji!