Można je lubić lub nie, ale jeśli przy okazji tego dnia organizuje się koncerty pokroju „Big love in Big Flow”, niech Walentynki bywają częściej.
Ostatnich kilkanaście miesiący obfitowało w informacje z obozu Big Flow. Najpierw „Tangola” - solowa płyta Marka Kazany, potem nietuzinkowe połączenie brzmienia saksofonu wyżej wspomnianego z bitami spod palców DJa Twistera i transową perkusją Manola (Jose Manuel Alban Juarez), ostatnio „The String of Horizons” Łukasza Górewicza i zapowiedzi debiutu CHANGO. Informację o koncercie łączącym wszystkie poprzednie potraktowałem, jako wisienkę na muzycznym torcie.
Bilety na walentynkowy koncert rozeszły się mniej więcej tak szybko, jak wejściówki na akustyczniową kolaborację chłopaków z CHANGO z Mikołajem Trzaską. Błyskawicznie. Ile z osób ochoczo klikających „zakup” faktycznie wiedziało, na co się pisze? O tym może później.
Bezbłędne wykonanie materiału z „The String of Horizons” bez wątpienia zachęciło do zakupu fizycznego nośnika. Kojące i delikatne, rzec by można „anielskie”, brzmienie skrzypiec Łukasza Górewicza i fortepianu Borysa Sawaszkiewicza było miłym wprowadzeniem do dalszych części wieczoru, kiedy to na scenę wejść miały muzyczne diabły w trzech odsłonach. Najpierw „Tangola”, czyli ściganie się młodości i dojrzałości – Tomka Licaka i Marka Kazany w szaleńczym tempie narzuconym przez Grzegorza Grzyba. Jedynym, który tego wyścigu nie wytrzymał był gościnnie występujący Szymon Orłowski. Zbyt miękkie i mdłe brzmienie basu, a do tego przydługie solo mogło słuchacza z transu zafundowanego przez pozostałą trójkę wyrwać.
Nieco niezrozumiałą dla sporej części audytorium decyzją organizatorów było ustalenie czasu przerwy aż na pół godziny. Osoby, które pochopnie zdecydowały się opuścić gmach przy Małopolskiej, muszą tego żałować, bo najlepsze miało dopiero nadejść.
Każdy bywalec comiesięcznych dżemów w Piwnicy Kany doskonale zna styl CHANGO. W styczniu nieogolona czwórka dała fenomenalny koncert z legendą yassu, Mikołajem Trzaską. Po takich występach człowiek chciałby, żeby każdy kolejny był co najmniej tak samo ekscytujący. Czy ten walentynkowy był mniej? Bynajmniej. Szkoda tylko, że Trzaska nie poprosił szczecinian o dołączenie do nich na stałe. Brodaty kwartet zademonstrował przed delikatnie zaskoczonymi dystyngowanymi głowami to co mają najlepszego: brudne riffy, mięsisty bas, hipnotyzującego rhodesa i fusionową perkusję. Jednak i ta muzyczna mieszanka nie była kropką nad „i”.
Spotkania muzyków wywodzących się ze skrajnie różnych stylów może mieć dwojaki efekt: ekscytację albo zniechęcenie. Kolejny występ Kazany, Twistera i Manola udowodnił, że takie mezalianse są nadzwyczaj wskazane. Formy znane z „Mam dwóch wnuków w Birmingham” zostały przepuszczone przez filtr „tu i teraz”. Czy to był jazz, hip hop albo salsa? Skądże, doświadczyliśmy rock’n’rolla w czystej postaci. Kiedy na bis najstarszy z całego towarzystwa Kazana zaprosił większość muzyków występujących tego wieczoru z powrotem na scenę wydarzyła się rzecz magiczna. W jednej chwili energia kumulowana przez kilka godzin eksplodowała. Kilkanaście osób z instrumentami zabrało pozostałych kilkaset w tak kolorowy i szalony świat dźwięków, że żadne słowa nie wskażą nieobecnym wtedy kierunku, w którym należy podążać. Solówka na rurze od odkurzacza może wydawać się abstrakcyjna, jednak wtedy pasowała jak ulał.
Ogromnie cieszę się z prób przełamania stereotypu filharmonii podejmowanych przez Dorotę Serwę i jej podwładnych. Niepokoi jednak, że po tak niezapomnianych chwilach człowiek zderza się z kuluarowymi rozmowami melomanów każących wyrzucić jazz do barów. Sam wyszedłem całkowicie zadowolony i na nowo zakochany w muzyce, którą tak dobrze znam. A chyba o to chodzi w dobrych randkach.
Big Love in Big Flow
Organizatorzy: Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie, Big Flow
Mecenasi: Miasto Szczecin, Marina Club Szczecin, Drukarnia Kadruk, Piwnica Kany, Towarzystwo Przyjaciół Muzeum Narodowego w Szczecinie, Megaton, Pomorze Zachodnie
Patroni medialni: Program 2 Polskiego Radia, Polish Jazz, Jazzarium.pl, Szczecin Główny, Prestiż Magazyn Szczeciński