Spotkaliśmy się z Biszem i Oerem przy okazji walentynkowego koncertu w Szczecinie. Spytalismy o kondycję bydgoskiej kultury i momenty zniechęcenia, których doświadczają podczas 'pchania tego syfu'. Zachęcamy do przeczytania wywiadu!
Szczecin Główny: Policzyłam koncerty grane w ramach Labirynt Babel Tour – dziś wchodzicie na scenę po raz dwudziesty. To bardzo intensywny czas, jesteście zmęczeni?
Bisz: Trochę tak, dużo czasu spędzamy w samochodzie. Próby trwają po trzy, cztery godziny. Jest siedemnasta, i od siedemnastej do dwudziestej drugiej czekamy w klubie na koncert. To naturalne, że pojawia się zmęczenie, aczkolwiek kiedy wchodzimy na scenę i widzimy ludzi, to wszystko znika i dajemy z siebie wszystko.
Jak publiczność odnosi się do nowego materiału? Wyczuwacie różnicę w reakcjach ludzi, którzy przychodzą na koncerty promujące album?
Bisz: Jeździmy jako B.O.K, a nasze płyty są inne niż moje solowe. Zespół ma trochę inną publiczność, przynajmniej tak mi się wydaje. Widzę, że na koncertach pojawiają się ludzie zainteresowani i zaangażowani, którym bliska jest tematyka „Labiryntu Babel”. Często czujemy się tak, jakbyśmy grali dla swoich znajomych. Czujemy świetną atmosferę, bo ci ludzie są bardzo otwarci. Mamy wrażenie, że na koncertach nie ma przypadkowych osób.
Minęło 3,5 miesiąca od wydania „Labiryntu Babel”. Czy częstotliwość grania materiału, który chociażby ze względu na ośmioosobowy skład instrumentalny, za każdym razem brzmi odrobinę inaczej, wywołała w Was refleksje na temat płyty?
Bisz: Jeszcze nie zdążyłem zdystansować się do tej płyty. Teraz gramy koncerty, więc w pewnym sensie ciągle „siedzimy w środku”. Jeszcze nie miałem momentu, w którym mógłbym puścić „Labirynt Babel” i jej posłuchać jako nie ktoś, kto ją robił, a ktoś, kto jest na zewnątrz. Ogólnie rzecz ujmując jestem zadowolony z tego albumu.
Oer: Koncertowo bardzo dojrzeliśmy z tym materiałem. Przez pierwsze koncerty wyczuwaliśmy grunt. Teraz już wiemy, na czym stoimy i możemy pewnie zrobić mocne uderzenie. Znamy mocne i słabsze punkty płyty, ale pracujemy nad nimi. To jest świadoma praca i świadoma gra.
W kwestii muzyki nie idziecie po linii najmniejszego oporu. Gracie w osiem osób, co wymaga więcej pracy w kwestii organizacji i komponowania. Wypuszczacie klipy, których montaż i konwencja wyróżniają się na tle polskich teledysków hip-hopowych. Chyba nie lubicie, gdy wszystko przychodzi łatwo, prawda?
Bisz: Jakość nigdy nie jest łatwa. Jeśli ktoś decyduje się na to, żeby robić coś ambitnie, dawać z siebie sto procent, tworzyć z jak najwyższą jakością – nie może być łatwo. Chcemy robić jak najlepsze rzeczy, taką muzykę, która na nas – jako słuchaczy – robiłaby wrażenie. Jesteśmy wybrednymi słuchaczami, więc siłą rzeczy wkładamy w to dużo serca.
Oer: Jesteśmy wybredotami i wampirami niestworzonych gustów, więc zawsze czujemy niedosyt.
Pochodzicie z Bydgoszczy, i z tego co czytałam, planujecie spędzić tam najbliższe chwile swojego życia. Jak oceniacie kondycję kulturalną miasta z perspektywy osób, która tę kulturę współtworzą?
Bisz: Jest coraz lepiej, chociaż cały czas dostrzegam duży problem tkwiący w bydgoskiej mentalności. Wiele osób mówi: „Nic się nie dzieje” albo „Bydgoszcz jest nudna”. Wystarczyłoby chwycić pierwszy lepszy informator kulturalny i zobaczyć, ile wydarzeń, w większości darmowych, odbywa się każdego dnia. Trzeba zacząć z tego korzystać, bo w zasadzie brakuje tylko publiczności, a nie wydarzeń. Problem tkwi w tym, że nie ma kultury wspierania dobrych rzeczy w mieście, i wspierania kultury po prostu. Jako zespół staramy się promować pewne inicjatywy i informować o nich. W przyszłości pewnie zaangażujemy się w to bardziej. Jest w Bydgoszczy Miejskie Centrum Kultury, które organizuje dużo dobrych wydarzeń, ma studyjne kino. Jeśli chodzi o kina, mamy w Bydgoszczy Cafe Kino, w którym można za darmo oglądać filmy. Jest sporo ciekawych miejsc. Gdy dzieje się coś ciekawego, mówię do swojej żony, że musimy tam iść, bo nie wiadomo jak długo to tam jeszcze będzie. Fajne miejsca i niszowe inicjatywy są zagrożone szybkim upadkiem. Mam nadzieję, że to w przyszłości ulegnie zmianie.
Oer: Dokładnie. W kwestii kultury jest podaż, a brakuje popytu. Z drugiej strony, ostatnio sprawdzałem repertuar filharmonii, bo chciałem się wybrać na jakiś koncert, i powiem szczerze, że kiepsko to wygląda w kontekście zainteresowania młodych ludzi muzyką symfoniczną. Oferta jest ukierunkowana na ludzi zorientowanych w muzyce klasycznej, mających wyrobiony gust. Szkoda, że filharmonie nie idą bardziej w popkulturę.
Bisz: Niestety, rzadko można posłuchać reinterpretacji muzyki współczesnej. To zawsze odnosi sukces – Drum’n’Bass połączony z muzyką klasyczną wzbudził w ludziach zainteresowanie.
Czy zdarza Wam się popełnić myśl o porzuceniu muzyki?
Oer: Już tak daleko zabrnęliśmy, że te wszystkie momenty, które miały nas zniechęcić i powstrzymać, już minęły. Oczywiście, że pojawia się zmęczenie, jesteśmy w zawodzie praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Kiedy wracam z trasy, to zasiadam za sterami konsolety i pracuję w studiu muzycznym, także cały czas towarzyszy mi duża dawka dźwięku. Ale taką drogę wybrałem, to jest stuprocentowe poświęcenie i nie ma już odwrotu od tego.
Bisz: Ale entuzjazm (śmiech).
Śledzicie krajowy i światowy rynek muzyczny? Czego słuchacie prywatnie?
Bisz: Mam przyjemność prowadzić audycję radiową w bydgoskim Radiu Kultura. To literacko-muzyczna audycja, w której wykorzystano już chyba każdy rodzaj muzyki. Słucham tak naprawdę wszystkiego, sprawia mi przyjemność digging, czyli sprawdzanie muzyki z całego świata, żeby znaleźć coś, co mnie zaskoczy. Przerabiam tego naprawdę dużo. Moim odkryciem jest Son Lux, który zagra na OFF Festivalu w tym roku.
Oer: Słucham takiego przekroju gatunkowego, że ciężko teraz wszystko wymienić. Od nowoczesnego jazzu po punkowe starocie, eksperymentalny trip-hop. W muzyce szukam świeżości i oryginalności, bo dużo w muzyce oklepanych, odtwórczych motywów. Siłą rzeczy ciągle szukam czegoś nowego. Ostatnio wkręcił mi się Paulo Nutini.
Bisz: Polecam Whitebirds&Peacedrums. Bardzo świeża muzyka, ciężko ją zaklasyfikować do jakiegoś konkretnego gatunku. Warto sprawdzić.
Opowiecie nam o swoich planach?
Bisz: Chciałbym dalej nagrywać ambitne, koncepcyjne materiały i grać koncerty. Po powrocie z trasy będę pracować nad jakimś solowym materiałem, ale tylko to na chwilę obecną mogę zdradzić. To będzie inna płyta niż poprzednie. Jak zawsze staram się robić coś innego, tak będzie i tym razem.
Oer: Zajmuję się materiałem producenckim, jakieś gościnne udziały. Szukam nowych gruntów, w których będę mógł się spełnić.
Czego Wam życzyć?
Bisz: Zdrowia. Resztę ogarniemy.