Różnie witamy jesień. Klasycznie, obserwując jej niezaprzeczalne oznaki. Szurając butami pośród kolorowego, pachnącego listowia. Zbierając kasztany na potrzeby przedszkolnych i szkolnych zajęć, dla siebie (miło głaszcze się w palcach świeże, ładnie wypolerowane owoce kasztanowców), czy na zarobek.
W asyście żołędzi – ich barwy takie wojskowe, poważne. Bukwi, które wielokrotnie się rozłupywało i zjadało z ich wnętrza orzeszki (ponoć w większych ilościach działają jak substancje psychoaktywne hehe).
Anemicznie. Krótsze dni przed naszymi oczami się jawią. Totalnej kotary nocnej jeszcze nie ma, a już ciężko rano wstawać do swoich zajęć. Na Kasprowym Wierchu śnieg pokazują. Chłodniej na samą myśl się robi, że niedługo Bałtyku sięgnie. I jak to w tym jesienno-zimowym okresie, okrutna nas chandra dopada, znamiennie depresją nazywana.
Trzeba czekać. Na jakiś numer magazynu społecznego-politycznego, który okładką będzie wstrząsał, że sezonowa depresja zbiera żniwo i artykułem, pod którym specjaliści z górnej półki się podpisują, na wiele stronic rozpisanym straszył. Co to się przewijało wcześniej – schizofrenia, samobójstwa? Przyjdzie i na Ciebie kolej jesienna depresjo!
Lubimy, oj lubimy swój brak motywacji i nic nie chcenie argumentować przesileniem wynikającym z nadejścia nowej pory roku. Co za infantylne myślenie, ale tak z pewnością łatwiej się znosi dni. Co z tego, że spływają nam na codziennym leniuchowaniu w godzinach popołudniowych. Pogłębia się w tym momencie ulotność. Dni, tygodnie, miesiące lecą, a człowiek nic, jak ta marionetka. Wstaje, je, idzie, pracuje, wraca i zapętla się w czynnościach, których dokładniej wymieniać nie będę. Każdy je zna...
W terminologii psychologicznej pojawia się skrót SAD - seasonal affective disorders, czyli sezonowe zaburzenia nastroju. Symptomy w ludzkim zachowaniu na przełomie jesieni i zimy zainteresowały samych naukowców. SAD, jak „smutny” po angielsku. Ciekawsze jest to, że pierwsze opisy tych objawów udokumentowano ponad dwadzieścia lat temu. Dotąd nie znalazły one swojego miejsca w wykazie chorób i zaburzeń.
Winą za nieprzechylne stany psychofizyczne u ludzi obarcza się niedobór światła dziennego. Nie trudno więc zgadnąć, że na SAD najbardziej narażeni są mieszkańcy północnych krajów. Zaburzony rytm dobowego funkcjonowania rozwala poziom melatoniny, serotoniny i dopaminy. Duże znaczenie ma również otoczenie. Częste zachmurzenia, deszcze, niesprzyjająca aura pogodowa – wzmacniają w niektórych osobach poczucie występowania wokół nich nieprzyjaznego środowiska. Przez co same są do siebie negatywnie nastawione.
Uff, niemiło to wszystko wygląda. Myślę, że nie ma co grzebać w tym za bardzo i dzielić włosa na czworo. Nikt nie powiedział, że jak się urodzimy będziemy łatwo. Coś jest frapującego w pokonywaniu każdego dnia niczym wichury, która próbuje nas zepchnąć do tyłu, ale też pocieszającego chwilowo, jak w „Naiwnych pytaniach” śpiewanych prze Ryśka Riedla.
Gdzieś usłyszałam, czy przeczytałam, że nasze życie napędza nadzieja. Codziennie żyjemy jakimiś mniejszymi i większymi nadziejami. Gdybyśmy dosłownie tak żyli bez jedzenia i picia, karmiąc się jedynie nadzieją, perpetuum mobile przestałoby być czymś nieosiągalnym.
A tak, raz na jakiś czas przypomina mi się cytat Kornela Makuszyńskiego: „Nadzieja jest jak mucha. Ledwie promień słońca zabłyśnie, już zaczyna bzykać.”, uśmiecham się w duchu i w jesiennej słocie przechadzając się ulicami Szczecina, ciągle coś odkrywam.
Foto:
Marta Siłakowska