Specjalnie zacznę od że. Że milczenie jest złotem, a mowa srebrem już niekoniecznie, przekonali się nasi „wielcy” politycy. Teraz specjalnie rozpocznę od ale. Ale zostawmy to. Nie nam portalowi kulturalnemu osądzać, roztrząsać afery, pełne dramatyzmu sprawy numer jeden w mediach.
Pójdę o krok dalej i napiszę „cisza jest cnotą” i podejrzywszy czy coś podobnego istnieje w świecie aforyzmów i cytatów, przywłaszczam je sobie, bo moje. Taką wielką mam nadzieję, choć marną, że nikt podobnego nie skonkludował.
„Włącz TV, bo tu tak cicho” albo „Włącz jakąś muzykę, bo jest za cicho” słyszałam wielokrotnie we własnym domu. Na śmiech wzbierało mnie, rozmową próbowałam zabić „niezręczną chwilę ciszy”, ale koniec końców włączało się jakikolwiek odbiornik, by w powietrzu „nie wisiała pustka”. Idealną puentą są słowa Cypriana Norwida - „Cisza jest głosów zbieraniem”. Jak często bywa, że „balon ciszy” przekłuwa się czczą gadaniną? Coś pęka, a zbierane myśli rozsypują się jak płatki kukurydziane Adasiowi Miauczyńskiemu w „Dniu świra”.
Albert Einstein stworzył interesujące równanie A=X+Y+Z, gdzie szczęście (A) jest równe sumie pracy (X), rozrywki (Y) i sztuki trzymania języka za zębami (Z). W kontekście zawartej tematyki felietonu to Z jest istotne. Dla Alberta również miało ważne znaczenie w jego dosyć skomplikowanym życiu uczuciowym. Dostrzegam, że nie tylko w tej dziedzinie człowieczego bytu mówienie mniej, ale dobitniej i znacząco niż więcej, usprawnia komunikację. Druga strona wie, że potrafimy coś ważnego przekazać i wszyscy są zadowoleni. Z reguły wiem, że to zbyt mocne uproszczenie „nieskazitelności wartości Z”.
Niezmiernie łatwo mi mówić o ciszy i celebrować ją, bo w gruncie rzeczy w ciszy się urodziłam i znam ją namacalnie. Obserwuję jednak, jak inni jej szukają. Najprostszym sposobem jest włożenie sobie stoperów do uszu, nieco bardziej wyrafinowanym – wyjazd z miasta na tereny nieuświadczone hałasem życia miejskiego, ale chyba najbardziej restrykcyjną formą odnalezienia spokoju są wczasy w klasztorze. Sama z czystej ciekawości spróbowałabym odciąć się od reszty świata w takim miejscu. Tylko, czy aż tak radykalne zamykanie się jest potrzebne? Chyba już bardziej respektuję opcję znalezienia gospodarstwa rolnego bez dobrodziejstw plimpającej, grającej i mówiącej technologii, bo na bezludną wyspę to ciut ciężej się wybrać. I plask w czoło, przecież mamy takie bezludne wyspy! Bliskie Szczecinowi Świnoujście otoczone jest 44 wyspami, z których większość jest niezamieszkana, bo się do tego nie nadaje. Może tak kajaczkiem, tak po cichutko, tak se usiąść na takiej „oazie” i tak... Nic dalej pisać nie będę, bo ludziska jeszcze „zwandalizują” te piękne ostoje ptactwa głównie.
I w sztuce cisza, spokój mają swoje zacne miejsce. Tak jak Zbigniew Herbert, z cytatu wiemy, że próbował („Próbowałem go przekonać go o artystycznych walorach ciszy. Daremnie. Są przecież estetyki oparte na hałasie”), czy Anna Kamieńska wyraziła, że „każda sztuka ma swój surowiec, z którego jest zrobiona. Surowcem muzyki jest cisza...”, toż to dopiero zalążek wybitnych, którzy ciszę wcielali w swoją twórczość. Robili to i robią: Friedrich Nietzsche, Milan Rúfus, John Cage, Virginia Woolf, Fiodor Michajłowicz Dostojewski, Evelyn Glennie i wielu innych.
Tak więc pytam, czemuż to, czemuż tak mało uwagi poświęca się ciszy? Czyż w tym „potoku słów, brzdęków, jęków, sręków” nie jest fajnie czasem pomilczeć, znaleźć się w nieogarniętym chaosem fal dźwiękowych miejscu? Mówi się, że sztuka niemówienia a słuchania innych to coś wielkiego. Mówi się, że powstrzymywanie się od ciętych uwag i ripost to niezwykła retoryczna umiejętność. Zjawisko znane jako werbalna cisza od stuleci wykorzystuje się z pomocą artystycznych zabiegów w sztuce. Wytrawni mówcy teatralni np. wiedzą kiedy zrobić pauzę w czasie wypowiadanej frazy. To prowokowanie momentami ciszy jest bardzo mocne z mojego punktu postrzegania teatru. Rośnie wrażliwość wobec tego, co się przed chwilą usłyszało i nieskrępowanej analizie poddaje się słowa, które dotarły do nas. Następuje czas refleksji.
Warto poświęcić trochę chwili ciszy dosłownie, w socjokulturowym dyskursie i w życiu publicznym. Najśmieszniejsze jest to, że zaczyna się doceniać tą „podskórną”, intuicyjnie przez nas znaną wartość, kiedy zaczyna nam jej brakować. Przywilej spokoju, tak bardzo na tak, Moi Drodzy!
Tymczasem ja pojadę sucharem:
- Jaka piosenka ma w sobie ciszę?
- Nie ma takiej...
- Jest. „Cichosza” Grzegorza T.
Wolę jednak parodię w wykonaniu Macieja S.
Miłego dnia!
Foto:
Marta Siłakowska