Ze sztuką współczesną większość ma problem – zbyt abstrakcyjna, przeintelektualizowana, posiłkująca się estetyką szoku. Już w pierwszej połowie XX wieku krytycy i teoretycy sztuki wieszczyli jej upadek. Ale performance... to jest dopiero hardcore.
Najprościej ujmując performance to celowe działanie artystyczne, nastawione na publiczną prezentację, w którym artysta jest zarazem twórcą i materią. Performance stale poszukuje i przesuwa granice w sztuce, (najczęściej) będąc aktem wysoce kontrowersyjnym.
Akcja 1 – Andrzej Pawełczyk
Na tle wyświetlonego z rzutnika i zapętlonego filmiku przedstawiającego poruszającego się konika-zabawkę, przyklejonego taśmą do ściany, pojawia się koleś. W średnim wieku, w większości łysa głowa, nijaki ubiór – niczym uniform – biała koszula i szare spodnie. Koleś podchodzi do ściany i przykleja taśmą klejącą konika z filmiku. Włącza go, a konik zawisnąwszy w powietrzu jednostajnie bryka kopytami. Facet wyciąga pędzel i miseczkę z czarną farbą, kreśli grubą kreskę tuż pod konikiem, a następnie, stopniowo oddalając się od konika, przesuwając w bok, raz po raz kreśli linie w poprzek swej twarzy. Następnie odkleja konika i przy pomocy przywiązanego doń sznurka, próbuje prowadzić zabawkę. W końcu ów sznurek służy mu do oplecenia swej głowy, a konik, żałośnie poruszając kończynami, wisi mu pod brodą i wije się niczym ryba wyciągnięta z wody. W tle słychać pojedyncze śmiechy publiczności, ale to nie koniec. Mężczyzna z pomalowaną i powykrzywianą przez sznurek twarzą, z fikającym na sznurku konikiem-zabawką wyciąga naklejki-uśmiechy, którymi zaczyna stopniowo zaklejać sobie twarz. Kolejne uśmiechy zakrywają usta, oczy i nos, tworząc ostatecznie karykaturalną maskę, osłaniającą całą głowę. Koleś ciągnąc za sznurek zrywa z siebie naklejki. Ukłon. Aplauz.
Akcja 2 – Instytut Sediny
Siedzimy swobodnie, na krzesłach, kanapach, rozmawiając. Niespodziewanie pojawia się orszak, stylizowany na kościelny. Na czele okwiecony tryptyk na kiju, następnie tort pod różowym „baldachimem” i kobitka z całą masą plastikowych widelców („karmicielka”). Pochód zamykają osoby z czymś na kształt gongu. Wszyscy uczestnicy w białych kitlo-fartuchach. Orszak porusza się, a „karmicielka” raz po raz wyciąga z kieszeni fartucha widelec i karmi ciastem osoby z publiczności. Korowód przechodzi całą salę, aż do sceny, na której na ozdobnym wzniesieniu znajduje się biała skrzynka. Orszak ustawia się na scenie, z tortu wyciągnięta zostaje kotwica, która zostaje umieszczona w skrzyni. Jeden z mężczyzn ściąga gumowe rękawiczki i również umieszcza je w skrzyni. Koniec.
Akcja 3 – plataplata
Na scenie, na trzech krzesłach, na wprost widowni, siedzą trzy, bose kobiety. Nagle, zaczynają opowiadać historie swojego życia, jedna przez drugą, przekrzykując się i momentami hiper akcentując swą opowieść. Mówią wszystkie naraz, powstaje harmider, widownia nie jest w stanie słuchać wszystkich jednocześnie, a próba wyłapania jednej historii w całości również jest trudna do uchwycenia, gdyż pozostałe głosy rozpraszają. Kobiety opowiadają swe historie raz po raz, z każdym kolejnym powtórzeniem bardziej dynamicznie i emocjonalnie. Wraz ze wzrostem dynamiki, historie coraz bardziej się mieszają, ale zdają się także (jakoś) układać w jedno...
Interpretacja? Przerost treści nad formą
Otwarcie przyznaję, iż podobnie jak wielu mam problem z performancem. Nie dlatego, że (jak mi się wydaje) nie rozumiem, nie wiem o co chodzi, performance szokuje mnie bądź gorszy. Wręcz przeciwnie – zdaję sobie sprawę z intelektualnego ładunku, jaki niesie ze sobą performance. Rozumiem zasadność sięgania po takie a nie inne środki wyrazu, z łatwością przychodzi mi także tłumaczenie zachowań wysoce kontrowersyjnych. Więc cóż jest nie tak? Dawno temu (1925 rok) ktoś mądry (Ortega y Gasset) powiedział, że sztuka staje się domeną jedynie artystów, innymi słowy – jest tworzona przez i dla artystów, z wyłączeniem potrzeb prostego zjadacza chleba. Powiedział też, że odbiorcy sztuki dzielą się na dwa obozy: rozumiejących i nierozumiejących. Rozumiejący, nawet jeśli dzieło im się nie podoba, nie są tym faktem oburzeni – wystarczająco fajne jest móc powiedzieć, że dany twór artystyczny się rozumie. Gorzej mają ci nierozumiejący – oni oburzają się na dzieło, a tym samym na własną niemożność zrozumienia. Coś w tym jest, wystarczy przypomnieć sobie niedoszły pomysł jednej z polskich partii na całkowitą rewolucję w kulturze, w myśl której miały by powstawać jedynie słuszne, pro patriotyczne, nieobrazoburcze i właściwe ideowo dzieła, miast dzisiejszych twórczych wynaturzeń i degrengolady... Ale też nie w tym rzecz, gdyż osobiście nie wystarcza mi samo „rozumienie” dzieła. Tym co jest dla mnie najbardziej problematyczne w performansie, to wielość interpretacji, które jestem sobie w stanie wyobrazić (chyba, że zamierzeniem twórcy jest owa wielość, co także rozumiem) i niemożność jednoznacznego podsumowania bądź wyciągnięcia z dzieła esencji interpretacyjnej, która by mnie zadowalała. Weźmy na przykład na warsztat akcję 1 – facet umazany farbą, mechaniczny konik-zabawka na sznurku, lekko psychodeliczne naklejki z uśmiechami – pierwsze z brzegu możliwości interpretacyjne: inspiracja pop artem, krytyka współczesności i pustego konsumpcjonizmu, akcja skierowana na pokazanie okrucieństwa wobec zwierząt, przemijanie i tęsknota za dziecięcą niewinnością, sztuczność i anonimowość współczesnych ludzi... Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo, także na temat innych akcji, i przysięgam, że każdą z podanych interpretacji potrafiłabym wieloaspektowo i sumiennie uargumentować. Ale co z tego? Czy takie jest przesłanie? Dopasowywanie sobie interpretacji? A może sam proces poszukiwania? W ostateczności zawsze mogę sobie zajrzeć do programu: Posługując się językiem 'widzenia peryferyjnego', wnikliwie bada i analizuje otoczenie. Świadomie marginalizując to, co oficjalne i wymagalne poprzez polityczną, społeczną i kulturową poprawność. Istota takiego spojrzenia pozwala wydobyć granicę pomiędzy twórczością a życiem, aby móc ją przekraczać, rozumiejąc sztukę jako transgresję. No i co z tego?
Problem współczesnej sztuki to nie tylko problem odbioru dzieła, jego rozumienia, lubienia bądź nie. To problem na podłożu zachwiania wielowiekowych i pewnych wartości w sztuce, które współczesna sztuka przełamuje lub obala. To filozoficzny problem na podłożu tego co powinno być sensem sztuki i do kogo powinna być ona skierowana. To, w końcu, dowód na skokowy rozwój naszej cywilizacji, która szczególnie w dziedzinie kultury, zawsze zaprzecza poprzedniemu porządkowi.
Dla ciekawskich, zapowiedź wydarzenia wraz z „wytłumaczeniem” tutaj.
Foto:
mat. org. - na zdj. A. Pawełczyk