Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

Komunikacjo, bądź pozdrowiona!

Komunikacja miejska i międzyludzka idą w parze. Każdy robi wrażenie – jakieś. Każdy jest w pewien sposób odbierany. Codziennie spotykamy setki, a nawet tysiące ludzi. Nie są oni dla nas istotni, my dla nich też nie, ale wspólna podróż, na przykład do pracy, to takie pięć minut pokazania innym kim jesteśmy. Całkiem dobrze, gdy okaże się, że straszne z nas przeciętniasy. Gorzej, gdy popełnimy gafę lub zrazimy do siebie współpasażerów. Nietrudno o fałszywy krok...

Autobus 61.
Jeśli twierdzisz, że otyłość innych kompletnie Ci nie przeszkadza - jeszcze raz przemyśl sprawę. Siedząc na gustownie obitym krzesełku z tyłu autobusu, w tym miejscu, gdzie ludzie czasem popijają piwo z puchy, zaobserwowałam, że pani - stojąca na wprost - ma ochotę usiąść na miejscu koło mnie. Takie rzeczy się widzi – zerkanie na wolne miejsce co kilka sekund świadczy tylko o jednym. Sytuacja działa się na tzw. „trójce” - przy oknie siedział pan. Miał reklamówkę zastępującą aktówkę, torbę na zakupy i portfel. Marki Netto. Ale do rzeczy: pani, nie czekając na nadejście konkurencji (czytaj: innych chętnych na miejsce), usiadła. Wszystko byłoby git, naprawdę - gdyby nie to, że zostałam pozbawiona przestrzeni i powietrza. Od tej chwili ja i pan przy oknie zajmowaliśmy po pół miejsca. Ja mam bilet ulgowy. Co ma powiedzieć pan przy oknie?
 
Wszyscy muszą jeść, niektórzy nawet lubią. Ja to rozumiem i ja to szanuję. Kebab (kebap?) jaki jest, każdy wie. Niezdrowy i śmierdzi. Nie oceniam – lubicie, to sobie konsumujcie. Tylko dlaczego musicie wprowadzać go na tereny autobusów? W 61 czasem pachnie kebabem. Dodam, że z cebulą.
 
Tramwaj 12. 
Alkohol jest dla ludzi, ale dopiero wtedy, gdy wybije południe. Niektórzy mentalnie żyją w innej strefie czasowej lub mają gdzieś konwenanse. Tak, czy inaczej, ucięłam sobie kiedyś miłą pogawędkę z panią, która pachniała świeżutkim spirytusikiem. Co ciekawe, rozmawiało się z nią przyjemniej, niż z niejednym człowiekiem z serii „ąę”
 
Tramwaj nie wiem jaki.
Dawno temu, wracając z uczelni tramwajem, zapętlona w rozmowie z koleżanką o przepisach z pewnego przedmiotu na studiach, nagle usłyszałam przed sobą bełkotliwy krzyk. Pani w stanie nienormalnym, czyli wskazującym, resztkami swojego uzębienia zaczęła nas wyzywać od kulw itp., bo ciągle słyszy tylko przepisy, palaglafy, polityków i że jej się rzygać chce na to wszystko. Ja uśmiecham się, udaję wariatkę, co nic nie kuma i nie chce podtrzymywać rozmowy. Prawdopodobnie, cała akcja by szybko ucichła, ale moja współtowarzyszka postanowiła się słownie bronić, co jeszcze bardziej rozwścieczyło siedzącą na przedzie „niezadowoloną z życia damę”. Całe szczęście w niedalekiej odległości od prowodyrki całego zdarzenia siedział okazałej postury Pan. Nazwijmy go „spokojny”. „Spokojny” nawet nie musiał wstawać, żeby załagodzić. Tak jak siedział, tak z tego miejsca wypluł z płuc taką wiązankę „damie” (nie będę pisać, jakie wyrażenia padły), potem to już typowy stukot kół tramwajowych ogarnął wnętrze wagonu. I tak zaraz wysiadałam, więc mogłam jeszcze wysłuchać, co miała do wykrzyczenia. W końcu tak wielu ludzi mówi, że nikt ich nie słucha...
 
Tramwaj 1.
Miałam ten niewiarygodny pech w listopadzie, że wraz z pozostałymi współpasażerami utknęłam w tramwaju numer 1 na Placu Szarych Szeregów. Przeszkodził „Marsz Niepodległości” albo odwrotnie – my byliśmy przeszkodą dla niego. Kombinowałam, jak kolegę, gościa spoza Szczecina i siebie uwolnić z tej dziwnej pułapki. Wyjścia jednak nie było. Praktycznie całe centrum się zablokowało przez świętowanie. Przeboleliśmy stratę czasu pokornie jak jeden mąż poza pojedynczymi osobami, który wysiadły i podążyły do swoich celów pieszo. Nikt nic by nie miał do ogromu z jakim odbywała się manifestacja, gdyby nie uczestniczący w niej ludzie. Nie udało się nie usłyszeć okrzyków pełnych nacjonalizmu, rzekomego patriotyzmu i nie zobaczyć szalikowych atrybutów lokalnego klubu piłkarskiego. Średnia wieku w tramwaju powyżej 40 lat, tylko my z kolegą odstawaliśmy i wtedy zaczęła się nerwowa dyskusja pomiędzy zupełnie nieznającymi się osobami. „No żeby tych chuliganów policja pilnowała, przecież to w głowie się nie mieści!?” - rozpoczął pewien Pan. Na co Pani obok odrzekła: „Tak proszę Pana, oni ich pilnują, a na ulice ma wyjść 10 tys. więźniów!”. Rozmowa rozgorzała na dobre. Nawet kiedy tramwaj ruszył, dalej poruszano kwestie wagi państwowej. Wysiedliśmy na Lodogryfie. Wysiadając, jeszcze było słychać ożywiony ton. Drzwi się zamknęły, tramwaj odjechał. Nie było okrzyków, nie było rozmów. Przywitała nas pobliskiego parku cisza.
 
Autobus nie wiem jaki.
Wsiadłam raz do autobusu i miałam gdzieś jechać. Nie pamiętam gdzie, ale jechałam. Monotonia, pokerowe twarze, jak zawsze w takim miejscu. Niemrawe, zapatrzone w martwe punkty, unikające styczności wzrokowej z kimkolwiek. Jakież to filmowe a zarazem smutne scenerie.  Trzeba jednak jechać, bo z dojściem w dalekie rejony w krótkim czasie byłby problem. Wtem, lśnienie jakieś, oczy ponownie zerkają na wyświetlacz. Kurczę, nie ma, pewnie mi się wydawało, ale patrzę nadal intensywnie, bo treści się zmieniają. I znowu jest. Oczom nie wierzę. Autobus piękne hasło proklamuje - „CARPE DIEM”. Jakby ktoś czytał w moich myślach, że lubię „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”. Jednak, przecież nie o to chodzi. Po prostu objawienie jakieś. „CARPE DIEM” nade mną wisi i rozjaśnia mi dzień. Lekki uśmiech, lekkie uniesienie, lekka nirvana wręcz. Dobrze, że jechałam w ten dzień tym autobusem. SPA Dąbie przypomniało mi, że trzeba „chwytać dzień”. Dziękuję!
Foto: 
Marta Siłakowska

Zobacz również