Śniegu nie ma. Ciepło jest. Sztuczny klimat świąt. Kabza nabija się. Zewsząd przyjemne piosenki lecą. Pięknie jest!?
Wykrzywiać ust nie ma co, zaciskać zębów z nerwów też. Jeszcze szczękościsku się dostanie i szkliwo zniszczy... Powiedzenie "złość piękności szkodzi" jest w tym przypadku jak najbardziej uzasadnione.
Myślę, że święty mikołaj kiedyś miał inną brodę. Tyle lat się stresuje w grudniu, że mu "zbielała". Można jedynie strzelać, jakiego koloru miał ją za młodu. Jeśli w ogóle jesteśmy w stanie wyobrazić go sobie młodego.
No to po prawdzie, jak to było z tym współczesnym, wyimaginowanym wizerunkiem świętego? Bo prawdziwy, znaczy się biskup na pewno tak nie wyglądał.
Trzeba się cofnąć do 1823 roku, do wiersza autorstwa Clementa Moore'a "A Visit from St. Nicholas" (tłumaczenie tytułu zbędne). W utworze tego pisarza mikołaj jest elfem w saniach ciągniętych przez renifery. Yyy, trochę daleko mu do dzisiejszego "Santa Clausa", ale to już coś.
Mikołaj wedle podań w tamtych czasach mieszkał w jaskinii i ubierał się na brązowo, aż do 1863 roku, kiedy to Thomas Nast dla tygodnika Harper's przedstawił go jako człowieka. Od razu lepiej!
Najbardziej rozpoznawalne oblicze tego Pana, które istnieje do dzisiaj, powstało w 1931 roku. Stworzyła je Coca-Cola, a dokładnie ilustrator Huddon Sundblom na potrzeby kampanii reklamowej. Miły dla oka komsumpcyjny obrazek. Jeszcze jak pije napój gazowany i mruga do Ciebie, to już zupełnie można się zakochać!
Nie tak dawno w Szczecinie odbyła się akcja związana z realnym świętym w tle. Z udziałem podopiecznych ze Świetlicy Środowiskowej „Promyczek” pokazano makietę kościoła św. Mikołaja, którą można było oglądać do końca listopada. Historia o tyle ciekawa, że jest mało informacji na temat samego obiektu sakralnego pochodzącego z XIII wieku, będącego kiedyś częścią naszego miasta. Kościół spłonął na początku XIX wieku, po tym jak Francuzi wypchali jego wnętrzne sianem (wówczas pełnił funkcję magazynu).
Nie mam nic do mikołaja i tradycji mikołajowej. Uciecha to na pewno dla "najmniejszych stąpających po świecie ludzików". Kończy się ten etap w życiu ogromną czarną chmurą z piorunami nad głową po przyłapaniu rodziców na udawaniu roznosiciela prezentów.
Nie mogę sobie przypomnieć, żebym się zdenerwowała, dowiedziała jaka jest prawda. Chyba wciąż podświadomie czułam, co kryje się za nienaturalnie wyszczerzonymi uśmiechami "dużych ludzi".
A co by było, gdyby faktycznie istniał? Musiałby się na przykład rozliczać z podróży służbowych?
Pewne jest jedno. Świetnie wpisywałby w nowy wytwór mody męskiej - "erę drwala".
Foto:
Marta Siłakowska